wtorek, 29 stycznia 2013

XXXII ROZDZIAŁ


-Zayn.. -zaczęłam niepewnie.
Ciemna postać odwróciła się do mnie i spojrzała głęboko w oczy.
-Dasz mi w końcu spokój? –chłopak rzucił papierosa na ziemię i przydeptał go ciężkim butem.
-Miałeś nie palić.
Odwrócił ode nie wzrok i wybuchł głośnym, ironicznym śmiechem.
-Nie obchodzi mnie już to co mówisz, co mi każesz, a nawet to, że istniejesz. –spiorunował mnie wzrokiem.
-Zayn.. –podeszłam do niego.
-Nie zbliżaj się, proszę.
-Zayn.. –złapałam go za dłoń. –Spójrz się na mnie.
-Sam, nie kuś mnie. –szybko wyrwał się z uścisku. –Muszę iść.
-Nie. –odpowiedziałam spokojnie. –Szukałam cię bardzo długo, nie zostawię tak tego i tak po prostu nie pozwolę ci odejść. –położyłam rękę na jego ramieniu. –Znasz jakieś ustronne miejsce?
-Sam. –złapał się za głowę. –Przestań się nade mną użalać. Chcesz z nim być, bądź. To już nie moja sprawa.
-Nie użalałam się nad tobą, jesteś dla mnie ważny Zayn. –nasze spojrzenia się spotkały.
-Jako kto? Osoba do wykorzystania?
Czułam jak nabierają się łzy do moich oczu.
-Nie Zayn… Jako ktoś wyjątkowy. Wiem, popełniłam wiele błędów… -zacięłam się. –Nie potrafię tutaj rozmawiać.
-Wszędzie znajdą mnie fanki. –odparł bez entuzjazmu.
-A gdzieś daleko stąd?
Chłopak utkwił wzrok na jakimś niewidocznym punkcie i zamyślił.
-Powiedzmy, że chyba wiem jak tam trafić.

Wysiedliśmy z czarnego, nowoczesnego samochodu Zayna. Znalazłam się przed szarym, burym budynkiem, który na pewno nie obfitował w luksusy.
-Chyba raczej nie wiesz jak TAM trafić. –oznajmiłam.
-Jesteśmy tu, gdzie chciałem żebyśmy byli. Mieszkanie po moim wujku, na obrzeżach Londynu.
-On tu mieszkał?
-To, że jestem sławny i mam masę kasy, nie znaczy, że moja rodzina chce tak żyć. –warknął. –A po drugie, wujek nie żyję od kilku lat. Oddał mi te mieszkanie na własność.
-Przepraszam, ja…
-Chyba ostatnio uwielbiasz to słowo. –powiedział ściszonym głosem. –Chodź.
Udałam się za nim. Mieszkanie pod „7”. Zwykłe drzwi, zwykły pokój, kuchnia oraz łazienka. Bez skórzanych kanap, białych mebli, wielkich łóż z wzrokami wyrzeźbionymi na drewnie, kilkudziesięciu calowych plazm… Po prostu mieszkanie, najzwyklejsze, bez nieużytecznych rzeczy.
Zayn rozsiadł się na kanapie i zaszczycił mnie swoim wzrokiem, kiedy krążyłam po pokoju i przyglądałam się mu.
-Jest idealnie. –uśmiechnęłam się. –Bez żadnej aranżacji, wielotygodniowym projektowaniu wnętrza.. Idealnie.
Następnie usiadłam koło Zayna i położyłam mu swoją dłoń na kolanie.
-Dziękuję, że wyciągnąłeś mnie od tych wszystkich luksusów. Tego było mi trzeba.
-Ta. –zrzucił moją rękę. –To o czym chciałaś gadać?
-O nas.
-Nie ma nas. –odwrócił wzrok.
-Zayn, oczywiście, że jesteśmy. –ponownie złapałam jego dłoń. –Ale w innej postaci.
-Czemu to robisz?
-Robię co?
-Te wszystkie czułe słówka, łapanie za rączkę.. Przestań! –krzyknął. –Może dla ciebie to nic nie znaczy, ale dla mnie… -zaciął się. –Po prostu przestań. –nagle wstał.
Sięgnął po coś do kurtki zawieszonej na metalowym haczyku i wyjął pudełko papierosów. Wziął jednego do buzi i podpalił czerwonym płomieniem z zapalniczki.
-Proszę, nie pal.
-Nie jesteś moją matką.
-Zayn. –podniosłam się. –Ja dalej jestem z tobą.
-Nie chciałabyś być aktorką? Bo kłamstwa naprawdę dobrze ci idą. –zaśmiał się z widocznym smutkiem w oczach.
Po chwili znalazłam się obok niego i wyrwałam papierosa z ręki.
-Oddaj mi to. –odparł.
-Przepraszam, ale.. Nie. –zgasiłam go w popielniczce. –A teraz porozmawiajmy.
-Jak już mówiłem…
-Mamy o czym, Zayn.
-No więc, wal.
-Po pierwsze, tego wieczoru w tym opuszczonym parku, to byłeś ty?
Spojrzał się na mnie.
-O czym ty mówisz?
-Zdecydowanie nie nadajesz się na aktora. –uśmiechnęłam się.
-Słuchaj, nie wiem o czym ty gadasz.
-Ale ja wiem, i wiem co słyszałam. Twój głos. Pamiętałabym go nawet na końcu świata.
-Sam, to nie ja.
-Czemu nie chcesz się tak po prostu przyznać?
-Ponieważ nie mam do czego.
-Zayn. –stanęłam naprzeciwko niego i spojrzałam głęboko w oczy. –Proszę, okłam mnie jeszcze raz.
Odwzajemnił spojrzenie.
-To.. To.. –przełknął ślinę.
-Czyżby Zayn Malik stracił głos? Ten piękny, zmysłowy głos? –odgarnęłam pojedynczy kosmyk włosów z jego czoła. –No, co masz mi do powiedzenia?
-Nie kuś mnie Sam.
-Ja nie kuszę. Chce jedynie prawdy. –wytrzymałam jego spojrzenie.
-A jeśli powiem, że to byłem ja, to co z tego?
-To ci podziękuję. –ponownie się uśmiechnęłam. –Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
-Każdy napotkany przechodni by ci pomógł. Nie ma w tym nic wielkiego.
-Jest Zayn. Tylko dalej nie rozumiem czemu zostawiłeś mnie na werandzie..
-Bo zobaczyłem Lou, a nie miałem ochoty się widzieć z żadnym z moich rzekomych „przyjaciół”.
-Oni cię kochają.
-Więc cudownie okazują mi tą miłość.
-To nie tak. Oni…-ale nie dokończyłam, bo usłyszałam dzwonek mojego telefonu. –Przepraszam na chwilę. –Halo?
Po krótkiej wymianie zdań z Harrym i oznajmieniem mu, że jestem bezpieczna i aby się nie martwił znowu zwróciłam się do Zayna.
-A więc, oni po prostu…
-Co chciał twój najukochańszy książę z bajki? –spytał sarkastycznie.
-Nic, wracając do tematu.. –spojrzałam się na Malika i zobaczyłam wielkie cierpienie na jego twarzy. Jakoś nie potrafiłam kontynuować opowieści o jego przyjaciołach, straciłam kontrolę nad sobą. Jak mogłam? –Przepraszam! –krzyknęłam głośno. –Przepraszam, że jestem taką suką! Że cię zostawiłam na zbity pysk, jak jakiegoś debila. –rozpłakałam się, -Przepraszam, że musiałeś mnie wtedy ratować, przepraszam, że jestem… -usiadłam załamana na kanapie. –Przepraszam.
Zayn był widocznie oszołomiony moją wypowiedzią.
-Ja.. –zaczął. 
-Ty co? Teraz może się nade mną pożalisz, co? Nie przejmuj się tymi łzami, one i tak nic nie dadzą. Jestem egoistką, taką… Szmatą. –schowałam głowę w kolanach.
-Sam…
-I wiem. –znowu mu przerwałam. –że już dla ciebie nic nie znaczę. Jestem nikim, jak taki wyrzutek społeczny. Jestem suką, jak wcześniej powiedziałam.. Suką pozbawioną uczuć i mózgu. Zawiodłam cię, zawiodłam wszystkich. Przepraszam. –rozbeczałam się na dobre.
-Sam. –przysiadł się obok mnie.
Niestety teraz nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Czując ciepło jego ciała po prostu się w nie wtuliłam, najbardziej jak mogłam. Zayn odwzajemnił uścisk i pocałował mnie we włosy. Pachniał tak pięknie…
-Nie jesteś suką. To była trudna decyzja. Najwidoczniej nie czułaś do mnie tego samego, co ja do ciebie, ale teraz to nieważne. Nasze życia podzielone są już na 2 części, a mianowicie życie Zayna i życie Sam. To było dla mnie trudne, ale widocznie tak właśnie miało być.
Znowu wybuchłam płaczem i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
-Odepchnij mnie! No już.. Proszę.
-Sam..
-Proszę, zrób to! Jestem szmatą! Nie zasługuje na to!
-No już, spokojnie. –pogłaskał mnie po włosach.
Wyrwałam się z uścisku i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Czemu?
-Bo jesteś Samanta Bielaśko. –uśmiechnął się.
-Powiedz szczerze. –oznajmiłam z powagą w głosie.
-Ponieważ.. –westchnął. –Tak po prostu…
-Nie! –krzyknęłam i gwałtownie wstałam. –Nie zasługuje na ciebie, Zayn. Proszę, już cię zostawiam w spokoju… Po co zmuszałam cię do rozmowy. Przepraszam, naprawdę.
Chłopak jednak spojrzał tylko na mnie z troską w oczach i otwarł łzy z policzków.
-Nie żałuje tych wszystkich dni. –powiedział cicho.
-Ja też Zayn. –szepnęłam.
-Ale teraz jesteś z nim.
Zostawiłam te zdanie bez odpowiedzi. Nie wiedziałam już niczego…
-Jedźmy już. –odparł Zayn łagodnym głosem.
Nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa, przytaknęłam. Chłopak wstał i wystawił do mnie dłoń. Złapałam za nią. Pociągnął mnie do góry, bardzo blisko siebie. Czułam jego oddech na swojej twarzy i ciepło jego ciała. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
-Zayn. –zupełnie nie wiedziałam co dalej powiedzieć.
Ale on się nie odzywał. Ciągle się na mnie patrzył. Przysunęłam się bliżej i położyłam głowę na jego piersi. Znowu się rozpłakałam. Piosenkarz po krótkiej chwili delikatnie pogłaskał mnie po plecach.
-Jedźmy już. –wykrztusił i chciał się odsunąć.
-Zayn..
Jednak on na to nie zważał i całkowicie ode mnie odszedł. Otworzył drzwi i ustał przy nich.
-Panie przodem. –wymamrotał nie patrząc mi w oczy.
Otarłam łzy i wyszłam przez nie.

-Sam! –krzyknął Harry w drzwiach mieszkania. –Gdzieś ty się podziewała?
-Byłam.. W mieście. Szukałam Zayna, dobrze o tym wiesz.
-I jak?
Tak bardzo nie chciałam go oszukiwać, ale pokręciłam głową.
-Nic.
Chłopak mocno mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze, wiesz o tym, prawda?
-Tak, wiem. Powinnam wracać do domu.
-Co? Już?
-Tak Harry. Potrzebuje snu.
-Możesz przespać się u nas, przecież dobrze o tym wiesz. –uśmiechnął się.
-Nie, naprawdę dzisiaj wolę swoje łóżko. –pocałowałam go w policzek. –Dobranoc.
-Poczekaj, odwiozę cię!
-Nie, to nie tak daleko. Poradzę sobie.
-Sam, nie powinienem, przecież wiesz co się wtedy stało…
-Tak wiem, ale tym razem dam sobie radę. Na razie.
Opuściłam budynek i wyszłam na spotkanie z rzeczywistością. W moim życiu napotykałam na wiele porażek, przykrych słów, wyzwisk i cierpienia, ale myśl, że sprawiłeś ból innej osobie jest niewiarygodnie wielki. Czujesz się tak jakbyś miał pustkę w środku, jakbyś nie posiadał nerki, żeber, kości, krwi przepływającej w żyłach i przede wszystkim serca. Tego, które zdaniem ludzi nakierowuje cię do podejmowania odpowiednich decyzji. Czy ja ją podjęłam zgodnie z głosem mojego serca? Jedna część mojej podświadomości zdradza, że tak, a druga kręci przecząco głową, mówiąc „Nie! Wróć się do tego, co było wcześniej..”. Tylko, że to trudne, wiecie? Tak bardzo chciałabym móc nigdy ich nie poznać i siedzieć teraz z opakowaniem lodów przed laptopem oglądając wywiady z nimi i myśląc o tym jakby to było ich poznać i jakie jest te cudowne One Direction. A jakie jest, LUB jakie było? Było niezwykłe, roześmiane i szalone, a potem zjawiłam się ja i ich młodzieńcze cechy charakteru uciekły z prędkością 827328372932 kilometrów na sekundę. Czemu? Ponieważ jakaś popieprzona nastolatka wpadła do ich mózgów jak rakieta i najgorsze jest to, że nie ma odwrotu. Chłopcy muszą brnąc w to dalej, ponieważ tej ogromnej przestrzeni kosmicznej nie da się pokonać ot tak.. Doczekali się w końcu swojej własnej wypalonej gwiazdy – czarnej dziury, która niesie ze sobą wiele niebezpieczeństwa, tajemnicy oraz bólu, którego wystarczająco już zaznali…
Moje łzy lecą niemiłosiernie szybko i są bardzo duże. Nie ma ucieczki, ponieważ kiedy od nich odejdę, chłopacy zapewne będą obwiniać się o to, a jeśli zostanę, to spieprzę im życie, po prostu.
-Henry – powiedziałam do słuchawki telefonu powstrzymując się od szlochu.
-Sam?
-Potrzebuję cię.

Pierwsze co, kiedy nasze oczy się spotkały, on tak po prostu mocno mnie objął i pocałował w czubek głowy.
-Cśśśś, nie płacz maleńka. Chodź.
Założył rękę na moje ramię i poprowadził przed siebie.

-Połóż się. Zaraz przyjdę. –uśmiechnął się lekko.
Nie potrafiąc wydobyć z siebie dźwięku, tylko potaknęłam. Jestem w jego pokoju, w pokoju samego Henrego. Położyłam się na jego łóżku i wtuliłam w miękką poduszkę. Pachnie tak ładnie, żelem pod prysznic, perfumami i Henrym, po prostu.
-To dla ciebie – lekko przesunął ciepłą dłonią po moim policzku. – Mięta, dobrze ci zrobi.
Wzięłam od niego kubek i zrobiłam oczy pełne wdzięczności.
-Połóż się przy mnie. –szepnęłam i po jednym, długim łyku odłożyłam naczynie na stolik nocny.
Chłopak wszedł na materac, który lekko ugiął się pod jego ciężarem i najpierw otulił mnie szczelnie kocem, a potem położył obok mnie. Wtuliłam się w niego mocno i położyłam głowę na jego piersi. Jego dłoń powędrowała na moje plecy.
-Nie płacz Sam. –pogłaskał mnie wzdłuż kręgosłupa.
-Tak bardzo chciałabym cofnąć czas.
-I jak to sobie wyobrażasz? –spytał delikatnie.
-Ty i ja. To wszystko.
Wiem, że się uśmiechnął.
-Nie wydaję mi się kochanie, abyś ograniczyła się tylko do jednego przyjaciela.
-Pamiętam kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłam. Henry, jesteś tak nieziemsko przystojny, a twój akcent powala każdą dziewczynę na chodnik. Już wtedy wiedziałam jak bardzo jesteś wyjątkowy, wiesz? Wiedziałam, że wyrosną z ciebie ludzie i tak będzie, rozumiesz? Trzymaj się tego przyjacielu, bo masz jeszcze szansę.
-Sam – ułożył mnie tak, że jego oczy wpatrzone były głęboko w moje – Ty też ją posiadasz.
Pokręciłam głową.
-Spieprzyłam.
Zamknął mnie w mocnym uścisku.
-Niczego nie spieprzyłaś, po prostu wybrałaś.
-A najgorsze jest to, że oni mówią „To nie twoja wina, Sam..”
-Kochanie.. –wytarł mi łzy.
-Gdybym ich nie poznała, chciałabym takiego chłopaka jak ty, wiesz?
Zamrugał zaskoczony oczami.
-Jesteś cudowny, opiekuńczy, kulturalny, zabawny, utalentowany, inteligentny, piękny… Mogłabym mówić tak bez końca. Jak dar od Boga, który spadł na mnie i na który nie zasłużyłam. –westchnęłam.
-Wiesz, że cię kocham, prawda?
-Tak Henry –zamknęłam powieki i powstrzymałam się od łez – No i nie ma was dwóch, tylko jeden, który byłby moim ideałem. Nie potrzebuję Zayna, nie potrzebuje Harrego, nie potrzebuje tego całego świata. Chciałabym żyć jak wcześniej, w tej durnej rzeczywistości. Chciałabym chodzić z tobą codziennie do naszej kawiarni i wcinać ulubione ciastka malinowe, popijając je shakem, a potem się odchudzać. Chciałabym chodzić z tobą na pikniki pośród łąk i rozmawiać pod gwiazdami. Chciałabym zachwycać się przed tobą zdjęciami One Direction i mówić jak bardzo pragnęłabym ich poznać. Chciałabym chodzić szkolnym korytarzem i nie wiedzieć nawet o takiej osobie jak Amber. Chodzić z tobą na zakupy, rzucać się śnieżkami, użalać nad sobą i paplać o moich kompleksach, plotkować i cały czas czuć to, że przy mnie jesteś – spojrzałam mu głęboko w oczy – Chciałabym wiedzieć, że po prostu Jesteś. Ty, tylko ty. Henry. W całej swojej okazałości z tym pięknym uśmiechem na ustach, zaraźliwym śmiechem oraz ślicznie układającą się fryzurą na twojej głowie w kolorze ciemny blond. –znowu wybuchłam płaczem.
Chłopak jedynie mocniej mnie objął, a mój potok łez poplamił stopniowo jego koszulkę.

-I myślisz, że on nadal…? –spytał niespodziewanie.
Czuję się lepiej. Opowiedziałam mojego najdroższemu przyjacielowi całą historię, związaną z koncertem, pocałunkiem Harrego , poszukiwaniem Zayna (nie odważyłam się mówić o incydencie w parku) oraz rozmową z mulatem w mieszkaniu jego wujka. Leżę teraz na jego ramieniu, a nasze głowy stykają się ze sobą, czasem drażniąc się nawzajem niesfornymi kosmykami włosów.
-Kto? –spytałam.
-No Zayn, do ciebie.
„Sam, nie kuś mnie” – usłyszałam w swojej głowie jedynie te krótkie zdanie, które pozostanie w niej na długo.
-Nie wiem jak rozpoznawać uczucia chłopaków. Nigdy nie miałam przebojowej przyjaciółki, która nauczyłaby mnie sztuki flirtowania.
-Więc to…
Przytaknęłam. Tak, to mój pierwszy raz z chłopakiem na poważnie.
-I od razu..
Powtórzyłam czynność. Tak, to mój pierwszy raz z chłopakiem na poważnie, z chłopakiem, który śpiewa w zespole z milionami fanów.
-Dlatego cały czas mówisz, że na to nie zasłużyłaś.
-Nawet gdybym była po kilkunastu związkach, to w dalszym ciągu na to nie zasługuje. Henry – spojrzałam mu głęboko w oczy – Oni się strasznie zmienili i chociaż, że nic nie mówią, to wiem, że to przeze mnie.
-Nie wydaję mi się. –odpowiedział spokojnie.
-Masz zatem jakieś argumenty przemawiające w twojej obronie?
-Po pierwsze, to chłopcy, tak? No bez przesady, nie damy się zmienić dziewczynie, nawet jeśli kochamy ją najbardziej na świecie. Po drugie, wydaję mi się, że ta ich rzekoma zmiana spowodowana jest po prostu przez sławę, nawał obowiązków, koncerty, trasy.. A po trzecie, do jasnej cholery Sam, przecież to nie są jakieś głąby bez własnego zdania. Byli i są świadomi swoich zmian charakteru i stylu życia. Nawet jeśli nie są, to kiedy się o tym dowiedzą będą starali się je do siebie przyłączyć z powrotem.
Po długim monologu spojrzałam się na niego zdziwiona.
-Nie chciałbyś zostać psychologiem?
Pokręcił głową.
-Prawnik.
-Przyjaciel prawnik, w końcu będę mogła rozrabiać.
Zaśmiał się i pogłaskał mnie po głowie.
-Wracając do tematu, sama nie wiem Henry.
-To się dowiedz, słuchając mnie. To grupa 5 mądrych mężczyzn. Nie wydaje mi się aby wszystko to była twoja zasługa.
-Dobrze, więc teraz zatrzymajmy się na Amber.
Henry przewrócił oczami i machnął ręką.
-Aj tam z nią.
-Ty egoisto! – oznajmiłam prawie krzycząc – To tak samo człowiek z uczuciami jak my.
-Który całował się z twoim chłopakiem.
-Całował? Chyba raczej obmacywał, uprawiał z nim seks, dużo seksu, a on traktował ją jak zabawkę. Może ja też jestem zabawką w jego ręku. –zaczęłam bawić się bluzą Henrego.
-Zabawką? Ty? Kiedy ty w końcu w siebie uwierzysz, Sam?
Pokręciłam głową. Odpowiedź była jasna.
-Nigdy.
-Ponieważ?
-Ponieważ? –zamyśliłam się- Nie wiem Henry, ponieważ nie wierzę.
-Nie wierzysz? Nie wierzysz w te miliony komplementów od ludzi, którzy cię kochają, nie wierzysz w to, że rozkochałaś w sobie dwóch najbardziej pożądanych chłopaków na świecie, nie wierzysz, że jesteś wyjątkowa… Uwierz Sam. Proszę Sam, zrób to, przynajmniej dla mnie.
-Muszę ich przeprosić. Jeszcze raz i dwa i trzy.. Muszę. –znowu wtuliłam się w chłopaka.
-Sam..
-Henry. –znowu się rozpłakałam. –Pieprzę.
-To kończ pieprzyć i w końcu się za siebie weź.
-Muszę pobyć sama. –zapatrzyłam się na jakiś punkt w jego pokoju.
-Sam, to nie tak miało zabrzmieć… Przepraszam.
-Chcę sama. –podniosłam się z materaca.
Henry spojrzał się na moją twarz i zobaczyłam jedną, pojedynczą łzę spływającą po jego policzku.
-To wszystko tak cię niszczy. –powiedział cicho.
Nie zważając na słowa mojego przyjaciela uciekłam z jego domu jak najszybciej tylko mogłam.

Sufit i ja. Tak, to zdecydowanie najlepsza opcja. Leżę od 2 dni w moim łóżku, pod kołdrą patrząc się w ten cholerny biały sufit. Powiedzieć wam coś.. Czuję się jak obłąkana. Zupełnie jak po zdradzie Harrego, tylko 10 razy gorzej:
Zayn, Louis, Liam, Harry, Niall, Henry, Amber, Danielle, Eleanor, Misia. - moje 10 powodów do płaczu.
Olewam college, olewam tatę, Bogdana, telefon, olewam mój żołądek, olewam moje 10 powodów, jedynie sufit jest dla mnie ratunkiem.
-Kochanie. –tatuś zapukał do moich drzwi. –Ktoś do ciebie.
To też olałam. Zamknęłam się na kluczyk. Na szczęście bez pożywienia można wytrzymać około miesiąc, więc mam jeszcze czas.
-Sam! –krzyknął Henry. –Otwórz te cholerne drzwi !
-Krzycz sobie, krzycz. –powiedziałam do siebie.
Przekręciłam się na drugi bok. Nawet łzy mi się już wykończyły, kiedy chce płakać nic leci nic. Tym razem moją deską ratunku stała się panorama Londynu.
-SAM! –tym razem wrzasnął.
Nie zważając na to wszystko moje spojrzenie koncentrowało się na London EYE. To tutaj jeszcze niedawno spotkałam się z Louisem. Zamówiłam mu lody, 2 gałki. Gadaliśmy o Zaynie i Harrym.. Harry.. Mój chłopak lub też dla niektórych były chłopak. Dzwonił do mnie, cały czas to robi, a ja to olewam.
-Amber była dzisiaj w szkole. –odparł.
Nagle podniosłam głowę. Amber? Zraniłam ją, miałam ją przeprosić… Lecz dalej się nie odzywałam i moja twarz znowu powędrowała na poduszkę. Ktoś westchnął.
-Henry, proszę cię, zrób coś. –powiedział mój ojciec błagalnym głosem.
Po chwili huk.. Głośny dźwięk, coś jakby zbitej szyby albo łamanego drewna. Przekręciłam lekko głowę i moje oczy ujrzały Henrego. Jak zawsze idealny. Kocham go. To mój przyjaciel. Schowałam się pod pierzynę.
-Sam. –położył rękę na moim ramieniu schowanym pod kołdrą.
Co? On był przecież za drzwiami… Lekko odkrył z mojej buzi przykrycie i usiadł koło mnie. Tym razem to nie była pojedyncza łza na jego policzku, był ich potok. Potok bezbarwnych kropelek. Wtulił się we mnie mocno, nie sprzeciwiałam się, ale nie odwzajemniłam uścisku. 
-Przepraszam. –powiedział szlochając i jeszcze mocniej mnie przytulił.
Nie zareagowałam. Chłopak podniósł mnie do pozycji siedzącej i dotknął moich policzków swoimi ciepłymi dłońmi.
-Sam, proszę cię. Odezwij się. –odparł cichutko.
Spojrzałam się na niego. Idealna twarz, nos, oczy, włosy i te usta.. Zbliżyłam swoje wargo do jego. Chłopak jedynie patrzył na mnie zdziwiony, dobrze wiedziałam, że nie sprzeciwi się kiedy to zrobię.
-Nie. –szepnęłam.
Nagle się od niego odsunęłam.
-A już miałem nadzieję, że posmakuję tych niebiańskich warg Samanty Bielaśko. –uśmiechnął się do mnie.
O mój bożę.. Mój Henry, to mój Henry. Wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam. Chłopak gładził mnie po włosach, zjeżdżając raz po raz do pleców. Tak, potrzebowałam go.
-Chciałbyś. –powiedziałam żartobliwie.
Chłopak odsunął mnie na długość swoich rąk.
-Wróciłaś. –oznajmił i zobaczyłam w jego oczach wyraźną ulgę.
Przytaknęłam niepewnie.
-Chyba.
-Wszyscy się o ciebie martwią kochanie. –pogłaskał mnie po policzku. –Dostałam tysiące sms i telefonów od twoich przyjaciół. Będę mógł się chwalić w szkole, że mam numery bandy One Direction.
Chociaż, że tak bardzo się temu sprzeciwiałam, uśmiechnęłam się. Lekko, ale zrobiłam to.
-Byli tutaj?
-Nie, powiedziałem im, że potrzebujesz spokoju. Harry był nie do zniesienia.
-Harry..
-Tak, Harry. Pamiętasz go jeszcze? Taki w lokach, który nosi spodnie opuszczone do połowy dupy, kupiłabyś mu pasek. –zrobił minę obrzydzenia.
-Henry, przestań.
Utkwił na mnie wzrok.
-Przestać z czym?
-Przestań mnie rozśmieszać.
Uśmiechnął się promiennie.
-No wiesz, te moje poczucie humoru. –zarzucił włosami.
Zaśmiałam się. Chwila.. Zrobiłam to? Ja?
-Kocham cię. –znowu się rozbeczałam. –Kocham cię! –wrzasnęłam i znowu się w niego wtuliłam. –Dziękuję, że jesteś. Dziękuję, że tutaj siedzisz i się ze mną męczysz. Dziękuję, że mnie rozumiesz. Dziękuję, że mnie rozśmieszasz. Potrzebuję się Henry.
-Hej, jestem tu. –popieścił mnie po włosach jak ojciec swoją małą córeczkę.
-Moja miłość do ciebie jest tak wielka, że nie potrafię sobie jej nawet wyobrazić. –rozpłakałam się.
-Sami, czy ty musisz cały czas płakać? Ech, te baby…
Uderzyłam go poduszką.
-Odezwał się chłop. –powiedziałam żartobliwie. –Kocham cię, wiesz?
Przytaknął.
-A teraz powiem szczerze. Idź się wykąp, dobra? –zatkał nos.
Słucham?! Jak on miał czelność?
-Henry! –znowu zdzieliłam go poduszką.
Zaśmiał się głośno.
-No co! Jako przyjaciel dobrze ci radzę. –powiedział i puścił mu oczko. –Wstajesz? –podał mi rękę.
Złapałam za nią i znalazłam się w pozycji stojącej. Nie rozumiałam jak w kilka minut ten człowiek mógł zmienić mój nastrój o 360 stopni. Może to jakiś wampir albo wilkołak? Ach, nie. To Hitler. Mój waniliowy Hitler. Jesteś mój, tylko mój. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy uśmiechnęłam się do niego.
-No, a teraz do łazienki śmierdziuszku. –zaśmiał się.
Weszłam tam szybko i puściłam wodę pod prysznicem. Przejrzałam się w lustrze. O cholera. Szybko odwróciłam wzrok od swojego odbicia.
-I co? Przejrzałaś się już w lustrze? –Henry wybuchł śmiechem.
-Henry, ty patafianie! –krzyknęłam.
Zachichotał. Serio, jak on to robi?! Jeszcze niedawno zachowywałam się jak obłąkana, a teraz stoję pod prysznicem i żartuję sobie z moim przyjacielem przez drzwi. On ma dar. Henry jest wyjątkowy… Po 20 minutach zmazywania brudu i potu z mojej skóry w końcu wyszłam z kabiny i obwiązałam się ręcznikiem. Weszłam do pokoju.
-Harry.. –odparłam zdziwiona.
Chłopak siedział na łóżku i kiedy wypowiedziałam jego imię szybko się podniósł i spojrzał na mnie rozkojarzony. Wyglądał okropnie. Muszę przyznać.. Roztrzepane włosy, blada twarz, zmarszczki pod oczami, wygniecione ubranie.
-Sam. –powiedział chyba nie wierząc w to, co mówi. –Sam. –spojrzał mi głęboko w oczy. –Jesteś.
-Harry.. –poleciała mi łza. –Tak, jestem.
Staliśmy tak przez pewien czas, nie liczyłam, nie obchodziło mnie to. On tutaj był i o mnie nie zapomniał.
-Henry.. –zaczęłam.
-Zadzwonił do mnie. Przybiegłem tutaj jak najszybciej tylko mogłem. Sam.. –znowu te jego przenikające, zielone spojrzenie.
Zamknęłam na chwilę powieki, a kiedy je otworzyłam szybko przebiegłam dzielący nasz dystans i wtuliłam się w chłopaka. Nie obchodziło mnie, że jestem cała mokra i mam na sobie tylko ręcznik, który za chwilę może ze mnie spaść pozostawiając mnie nagą. Jest tutaj Harry, to najważniejsze. Kiedy się od niego oderwałam, spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Wyglądasz okropnie. –odparłam cicho. –To moja wina?
-Nie przejmuj się tym, Sam. –uśmiechnął się.
-Muszę. Jesteś w końcu mój. Muszę o ciebie dbać. –szepnęłam.
Chłopak zamknął mi usta pocałunkiem. Wplątałam dłonie w jego miękkie włosy. Objął mnie mocno w talii, tak jakby nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. Popchnęłam go lekko na łóżko. Przewaliliśmy się na nie. Leżałam na moim mężczyźnie. Tak, mężczyźnie. Jesteś mój.
-Kocham cię. –wydukał i znowu zaczął namiętnie całować.
-Ja też. –tylko to zdołałam z siebie wykrztusić.
Zdjęłam mu koszulkę i przejechałam palcem po jego umięśnionym torsie. Zaczęłam obsypywać go pocałunkami. Harry jęczał.
Spojrzał się na mnie tymi swoimi pięknymi oczyma.
-Och, przestań! – powiedziałam do siebie i dosłownie się na niego rzuciłam zaczynając łapczywie całować.
Byłam taka nienasycona mojego mężczyzny. Miałam ochotę całować go, pieścić, dotykać, przytulać, rozbierać, ubierać. Kocham go, tak, kocham.
-Kocham, kocham, kocham. –wtuliłam się w niego mocno. –Bardzo.
-Ja też kochanie. –podarował mi pocałunek pełen miłości.
Znowu się rozkleiłam.
-Sami, co jest? –spojrzał mi głęboko w oczy i pogłaskał po policzku.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że się nie poddałeś i, że jesteś.
-Nie mógłbym cię stracić, dobrze o tym wiesz. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Sam, rozumiesz?
Przytaknęłam.
-Kocham cię. -złożył delikatny pocałunek na moich wargach. –Hej, nie płacz mój mały ptaszku. –uśmiechnął się. –Jestem tutaj.
-Tak, na pewno?
-Tak. –przytulił mnie.
Mój kochany Harry.. Zmienił się. To moja wina. Wszyscy zmienili się z mojego powodu.
-Dziękuję. –pogłaskałam go po policzku.
-Ależ proszę. –znowu ten jego uśmiech.


_________________________________________________

To co? Mam zacząć was znowu przepraszać? 
Powiem szczerze, walę to. Jest mi po prostu przykro z powodu takiego, że was zawiodłam i straciłam masę czytelników.. Nie wiem po co w ogóle dodawałam ten rozdział, mam nadzieję, że jeszcze ktoś o tym wszystkim pamięta. 
Moją długą nieobecność mogę usprawiedliwić tylko i wyłącznie tym, że miałam cholernie trudny okres w życiu. Wiecie, nastolatka, hormony itp. 
A tak naprawdę wszystko sobie porządkowałam, poczynając od mojego charakteru, kończąc na otaczającym mnie świecie i strasznie się zmieniłam. 
Ten rozdział nie jest już taki mega radosny i super świetny, jak wcześniejsze. 
Mój styl pisania jest inny, ja jestem inna, moje uczucia są inne, ale napisałam. Nie chce was zawieść, ponieważ pozostał mi tylko ten blog jako wspomnienie mojej przeszłości. Ostatnio przeczytałam wszystkie rozdziały od 1 aż do 31 i w wielu momentach dziwiłam się i mówiłam "Ja to napisałam?! Ale jak..". Tak, ja. 
Wróciłam do was, zaplanowałam nowe rozdziały, więcej akcji, dramatu, niespodziewanych zdarzeń. Jestem tutaj, cała i zdrowa, dalej całkowicie nieogarnięta, ale także inna. I mam nadzieję, że mnie nie pozostawicie i napiszecie chociaż jakiś mały komentarzyk :) 
Dziękuję wam bardzo za uwagę, wygarnijcie mi, zróbcie to, zasłużyłam. Liczę takę na ocenę rozdziału. Mam nadzieję, że nie zostanę olana, chociaż na to zasługuje... 
Kocham was wszystkich. WSZYSTKICH! 
Jesteście idealni i mam nadzieję, że ze mną zostaniecie. 
Wasza zmieniona autorka Ola.