poniedziałek, 4 marca 2013

ROZDZIAŁ XXXIII


-Henry! –odparłam i rzuciłam się na plecy chłopaka. 
Usłyszałam jedynie ten melodyjny śmiech mojego przyjaciela.
-Już w szkole? –wziął mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy.
-Tak. –uśmiechnęłam się szczerze.
Wtuliłam się w niego bardzo mocno. Nie obchodziło mnie, że stoimy na środku korytarza szkolnego i wszyscy się na nas gapią. To mój Henry, mój najlepszy przyjaciel, który widział mnie rozpłakaną, zasmarkaną, obłąkaną, szczęśliwą, zamyśloną, dojrzałą, szaloną.. Wiedział o mnie wszystko, moje największe sekrety, moje uczucia, smutki, kompleksy. Tak cholernie go kochałam.
-Cieszę się Sam. –pocałował mnie w głowę.
-A to wszystko z twojego powodu. –czułam, że do oczu napływają mi łzy.
Nie potrafię wyobrazić sobie, że istnieją tacy ludzie jak on na tej ziemi. Tacy, którzy potrafią poprawić humor osobie po 2 dniach płaczu, którzy potrafią zrozumieć, przytulić, pocałować i nic nie mówić, kiedy człowiek naprawdę tego potrzebuję.
-A no wiesz.. –poprawił sobie włosy.
Zaśmiałam się głośno.
-Niech zgadnę.. Ma się to coś?
-Tak jest mała! –mrugnął do mnie.
Następnie objął ramieniem i poprowadził pod salę.

-Lunch? –spytał się.
Chciałam już się zgodzić, kiedy zobaczyłam wychodzącą ze szkoły Amber. Była sama, widocznie smutna. Czułam jej ból, nie rozumiałam dlaczego, ale go czułam. Wiedziałam, że jest zagubiona i przede wszystkim porzucona.
-Henry. –spojrzałam się na niego. –Chyba muszę z kimś porozmawiać. –przełknęłam ślinę.
-Z kim? –rozejrzał się.-Jesteś tego pewna?
Po długim namyśle przytaknęłam.
-Tak. –przygryzłam wargę –Chyba jestem Henry, chociaż tak cholernie się boję.
-Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? –przytulił mnie mocno.
Pachniał Henrym, moim kochanym przyjacielem.
-Dziękuję. –oznajmiłam szczerze. –A jeśli ona nie będzie chciała…
-To ją zwiąż i wywieź do lasu, mogę ci pomóc.
Uśmiechnęłam się.
-Nie cierpię cię wiesz? Nawet w takim poważnym momencie musisz poprawić mi humor. –szturchnęłam go w ramię. –Ale w razie czego, bądź przy telefonie. –zmierzyłam go wzrokiem.
Zaśmiał się cicho, pokazując przy okazji swoje idealnie proste, białe zęby.
-Powodzenia kocie. –pocałował mnie w policzek. –Dzwoń –udał, że robi telefon palcami przystawiając go do ucha.
-Będę. –szepnęłam mu i skierowałam w stronę Amber.
Idę do niej. Czy to dzieję się naprawdę? Będę przepraszała osobę, która pieprzyła się przez ostatnie miesiące z moim facetem? Sama całowałaś się z jego przyjacielem, podpowiadała mi moja podświadomość. Proszę cię Sam, nie myśl o Zaynie, przynajmniej na ten jeden moment, na tą jedną krótką minutkę, składającą się z durnych 60 sekund. Znalazłam się blisko niej i od razu pragnęłam ucieczki, jestem takim cholernym tchórzem, który nie potrafi nawet porozmawiać ze swoją rówieśniczką…
-Amber –odparłam lekko poddenerwowana.
Czułam pot na moich dłoniach i piekące policzki oraz smak krwi na dolnej wardze, którą widocznie musiałam przegryźć, podczas mojej bolesnej tułaczki i przezwyciężeniu tego cholernego wstydu i bólu, który przysporzyłam tym wszystkim osobom, wliczając w nie Amber. Moje 10 powodów do płaczu… Dziewczyna odwróciła się do mnie, zapewne dobrze znając tą barwę głosu. Cholera, przecież namawiałam ją i Harrego do robienia dzieci w basenie, przezywałam i wmawiałam, że uprawiałam dziki seks z  jej byłym chłopakiem, tak naprawdę tego nie robiąc. Jestem podła, tak. Jestem podłym, egoistycznym tchórzem ze zranioną wargą. Zawzięcie się na nią patrzyłam, aby móc wyczytać chociaż garstkę jej humoru i reakcji na mój widok. Wiem co pomyślała „Co ta dziwka tutaj robi?”, masz rację dziewczyno i masz przede wszystkim do tego prawo. Muszę wziąć się w garść, szybko, już…
-Amber. –powtórzyłam.
Jednak ona zamiast się odezwać cały czas patrzyła się na mnie zawzięcie tymi swoimi dużymi, błękitnymi oczami. Nie rozumiem jak mogłam myśleć, że jest brzydka lub przeciętna. Pomijając nadużywanie solarium oraz kolorowych kosmetyków, jest piękna. Długie, blond włosy, śliczna figura, delikatne rysy twarzy, lekko zadarty nosek oraz pełne usta w kształcie serca. Oczywiście rzeczywistość popchnęła ją trochę w gorszym kierunku, ponieważ stojąc przede mną jej oczy były podpuchnięte, usta nabrzmiałe, nos wyraźnie czerwony, a to wszystko przeze mnie. Przez taką cholerną Sam, która jeszcze niedawno mówiła jak to chciałaby pomóc każdej istocie żywej. Dajesz świetny przykład dziewczyno, naprawdę.
-Amber.. –tylko na to potrafiłam się zdobyć. –Po-ro-z-z-ma..wiam-m y? –odparłam jąkając się przy prawie każdej literce.
Cisza, nic, nul. Czy ona zaniemówiła? A może straciła głos? Mój boże, zachowywała się jak ja podczas mojego 2 dniowego pobytu w pokoju. Obłąkana, użalająca się, milcząca i olewająca wszystko i wszystkich. Tylko, że ten z góry podarował mi kogoś takiego jak Henry-najlepszego przyjaciela pod słońcem, pod ziemią, pod Marsem, pod Wenus, a nawet pod ziemią. Ona miała jedynie klub cheerleaderek, którym zależało tylko i wyłącznie na wyglądzie, figurze, włosach, modzie i chłopakach. Nagle odwróciłam wzrok i jeszcze mocniej zacisnęłam mokre pięści. Cholera, muszę coś zrobić. Chce coś zrobić, ale nie potrafię nawet się ruszyć, to tak cholernie przytłaczające.  Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
-Chciałabym z tobą pogadać. –odparłam schrypniętym głosem.
Blondynka tylko wybałuszyła swoje zmęczone oczy i zacisnęła usta w cienką linie. No dalej Amber, proszę cię, powiedz coś..
-Odezwij się. –tylko na to potrafiłam się zdobyć.
-Od razu rozkazy? –powiedziała ze znaną już wszystkim pogardą w głosie, przeplatającą się z wyraźnym smutkiem, a zarazem i łagodnością.
Oto wszem i wobec stała przede mną normalna nastolatka, nieszczęśliwie zakochana, która oczekiwała Happy endu z Harrym Styles’em w roli głównej.
-Ni-e-e-e –znowu zaczęłam się jąkać. –Proszę, porozmawiajmy.
Dobrze wiedziałam, że teraz chciałaby się do mnie uśmiechnąć ironicznie i odpowiedzieć tekst typu „To nie koncert życzeń dziwko”, ale nie potrafiła z powodu tego cholernego cierpienia, zmęczenia i smutku.
-Nie wiem. –oznajmiła tylko spuszczając wzrok –Nie jestem na to gotowa.
Moje przygryzanie wargi coraz bardziej się nasilało. Cholera! Ona nie jest gotowa?! Amber? Kapitan drużyny cheerleaderek?! Ta dumna blondynka z ciętym językiem, która potrafiła uwieść wszystkich chłopców na tej planecie i rozkochać tłumy nastolatków chodzących po korytarzach college?!
-Wiem Amber, ja.. rozumiem. –odparłam łagodnie- Jeśli nie chcesz.. Znaczy się.. Nie zmuszam. –Już sama nie wiedziałam do powiedzieć. –Jak się czujesz?
-To nie twoja sprawa. –powiedziała z nutką goryczy.
No tak. Czy ja właśnie spytałam się jej jak się czuję? Moja podświadomość dała sobie wielkiego kopa w dupę. A jak ma się czuć porzucona dziewczyna, którą olał idol milionów fanek i fanów? Czuje się dupnie! Wiem to, sama to przeżyłam. Tylko, że ja posiadałam wtedy najlepszych przyjaciół, którzy w każdej chwili mogliby pójść i przywalić Stylesowi, przytulić mnie, pocieszyć, rozśmieszyć i po prostu być. A Amber.. Właśnie w takich sytuacjach wychodzi nasza „popularność” w szkole. Kiedy czegoś od nas potrzebują, o mało co w dupę nie wejdą, ale kiedy ty potrzebujesz chociażby gównianych słów „Wszystko będzie dobrze”, to oni odwracają się od ciebie, mając to wszystko gdzieś.
-Zaprzeczę. Po części moja. –spojrzałam jej głęboko w oczy.
-Och, niby z jakiego to powodu?
-Z powodu? Chyba raczej z dziesięciu powodów. –powiedziałam to bardziej do siebie, niż do blondynki. –Kawiarnia obok?
Ha ha ha. Mówiłam do niej jak do najlepszej psiapsióły, może jeszcze porobimy sobie sweet focie w lusterku i powstawiamy na Facebooka z podpisem „Ja i moja best friend forever! <3”. Cudnie. Jestem cudnie durna i lekkomyślna.
-Shake? Woda? Ciastko? –znowu to samo. –Proszę, porozmawiajmy. –powtórzyłam swój „sławny” tekst.
-Nie wierzę ci. –powiedziała nagle Amber.
Wybałuszyłam na nią oczy.
-Dlaczego?
Moja podświadomość dała sobie z piąchy w mózg. Przezywałam ją, kłóciłam się i ukradłam chłopaka. To oczywiste, że mi nie wierzy.
-Bo.. –już chciała coś powiedzieć. –Bo nie.
Nawet nie patrzyła mi w oczy. Czułam się jak cholerny intruz, który wpadł na strzeżony obszar i nie chce z niego wychodzić, póki nie załatwi jakiejś sprawy.
-Amber, ja.. –znowu nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa. –Ja… Naprawdę chcę z tobą porozmawiać. I nie chodzi mi tylko o słowa „przepraszam” skierowane do ciebie, tylko o rozmowę. Poważną, dojrzałą rozmowę. Proszę. –ostatnie słowo wymówiłam prawie szeptem.
Dziewczyna westchnęła cichutko i poprawiła swoje idealnie wypielęgnowane włosy w kolorze jasny blond.
-Ch-c-h-o-dźmy.. –odparła smutnym tonem.
Powinnam teraz skakać i cieszyć się, że chce ze mną pogadać, co? A ja czułam cholerną pustkę. Tak bardzo chciałabym się teraz do niej przytulić i wypłakać i czuć jej ból, ale nie mogę. Muszę być silna i trzymać się od tych zachcianek z daleka. Sam i Amber = dwa zupełnie inne żywioły, a zarazem i dwie zrozpaczone dziewczyny, które marzą o cudownym Happy Endzie. Idąc ramię w ramię nawet nie miałam odwagi się odezwać. Bo o czym mam z nią gawędzić? O tym, że nasz drużyna wygrała ostatnio zawody albo, ze cheerleaderkom zmieniają wzór stroi, który będzie teraz odkrywał więcej części ciała? Dobre sobie.
-Może być tutaj? –spytałam cały czas nadmiernie przygryzając zranioną wargę.
Blondynka lekko przytaknęła. Dobrze, Sam, weź się w garść, podpowiadał mi jakiś głos w głowie. Wszystko będzie dobrze, pamiętaj. W razie co, dzwonię do Henrego. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików.
-Na-p-p-ijesz się czegoś?
Ona nie odpowiedziała, tylko patrzyła zawzięcie na ladę i 2 wysokie krzesełka przy niej stojące.. O mój boże, Wybrałam kawiarnię, w której jeszcze niedawno przesiadywali Amber i Harry. Siedzieli dokładnie na tych 2 krzesełkach, kiedy tu przyszłam razem z Henrym i udawałam, ze jestem wielką fanką Stylesa oraz, że go nie znam. To tu.. Tyle wspomnień…
-Amber, przepraszam. Ja.. Nie pomyślałam. –wydukałam z siebie.
Dziewczyna przeniosła wzrok na mnie.
-O czym ty mówisz? –wiedziałam, że kłamie.
-O-o-o niczym. –znowu przełknęłam ślinę.
Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze. Dobrze, chwila prawdy.
-Amber –starałam się utrzymywać z nią kontakt wzrokowy –Wiem jak to cholernie boli –znowu się zacięłam. –Przepraszam. Wiem, że to nie zadziała, że masz to w dupie, bo myślisz, że mówię to tylko po to aby moje wyrzuty sumienia minęły.. Nie Amber. Mówię szczerze. I nie chce abyś mi od razu wybaczyła i dalej traktowała jak dziwkę. Wiem, do tego potrzeba czasu. Ja i ty, my potrzebujemy.
-Taa –odparła.
-Ta rozmowa nie ma sensu, wiem. Tak cholernie chciałam żeby było dobrze, myślałam, że cię przeproszę i wszystko będzie dobrze, ale potem, kiedy stanęłam naprzeciwko ciebie i spojrzałam w te odpuchnięte od płaczu oczy coś we mnie pękło. Chce płakać, ale staram się powstrzymywać. Jestem suką, wiem. Wiem wszystko bardzo dobrze. Ja.. Ja zawsze myślałam, że jestem taka dobra i w ogóle, a teraz to wszystko wyszło. Bawię się uczuciami ludzi, nie tylko twoimi. Jesteśmy w tym samym wieku i nawet nasza bariera przed cierpieniami nie może zbagatelizować tego, co teraz przeżywamy. Wiem Amber co czujesz. Może zachowuję się jak durny psycholog, ale wiem.. Czuję to. Czuje też, że jestem za to odpowiedzialna i nie potrafię tego w sobie zwalczyć. Proszę, otwórz się, chociaż ten jeden raz. Możemy zmienić miejsce, zrobię wszystko. –moje oczy znowu spotkały jej.
Słuchała tego z cholerną ciekawością kolejnych słów, a zarazem i ze zrozumieniem. Wiem, paplałam głupoty, ale szczere głupoty, które nie wychodziły z mojego mózgu, tylko z serca.
-Nic nie mówisz, a ja gadam jak najęta. Przepraszam. –czułam, że do oczu napływają mi łzy. Nie, nie mogę płakać.
-Ja.. Naprawdę mam podpuchnięte oczy? –spytała.
SŁUCHAM?!
-Co?
-Po prostu.. obracam wszystko w żart żeby..
-..żeby o tym wszystkim nie myśleć. –dokończyłam za nią.
Lekko skinęła głową. Po chwili podszedł do nas kelner.
-Coś paniom podać?
-Tak, ekhm. Ja poproszę Late. –powiedziałam.
-A pani? –mężczyzna uśmiechnął się do blondynki.
-Szklankę wody.
No tak. Amber nawet na chwilę nie może zapomnieć o swojej diecie, która już wystarczająco poprawiła jej ciało na idealne i moim zdaniem nie potrzebuje tych wszystkich owoców, warzyw i zdrowej żywności. Chłopak jeszcze chwilę patrzył się na moją rówieśniczkę z nadzieją, że zaszczyci go swoim wzrokiem. Po kilkunastu sekundach odszedł zrezygnowany, a ja oparłam łokcie na stoliku i znowu westchnęłam.
-Spodobałaś mu się. –oznajmiłam niezwykle spokojnie.
-Komu? –spytała zdezorientowana.
-No temu –wskazałam gestem głosy za ladę –Zresztą, nie dziwię się.
-No coś ty. Przecież to ty jesteś i byłaś tą najpiękniejszą i najwspanialszą.
-Właśnie, że nie Amber –spuściłam wzrok –Oni mówią to tylko dlatego aby podbudować moją cholernie niską samoocenę, o którą tak naprawdę nigdy nikt nie dbał.
-Więc może pora samej o nią zadbać? –spytała.
Pokręciłam głową.
-Myślisz, że to takie łatwe?
-Nie, ale wykonalne. Myślisz, że co.. Że zawsze byłam taką idealną Amber, kapitanem cheerleaderek, chudą, wysportowaną i wymalowaną?
Spojrzałam się na nią zdzwiona.
-A nie?
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Oczywiście, że nie. Moje życie…
Przerwał nam kelner, przychodząc do nas z tacą ciemnego i bezbarwnego płynu. Jeszcze raz uśmiechnął się do Amber i widząc, że nie ma szans, odszedł zrezygnowany ze słowami „Proszę, życzę miłego picia”. Siedziałyśmy w ciszy. „Moje życie…” twoje życie co? Było złe? Nie wydaję mi się. A może wyciągałam pochopne wnioski…?
-..Było okropne. –dokończyła.
-Nie chce naciskać.. –zaczęłam.
-Od małego byłam sama. Durne, blondwłose dziecko, z którym nikt się nie liczył. Zawsze byłam tą najgorszą. Moi rówieśnicy śmiali się z tego, gdzie mieszkam, kim są moi rodzice, w co się ubieram, a nawet z tego co mówię. Do tego byłam niedojdą, samotną wielkooką brzydulą, której rodzice się rozwiedli, zostawiając mnie z pijącą matką, która miała mnie głęboko w dupie.
Czułam, że do oczu napływają mi łzy, prawdziwe łzy. Starałam sobie wyobrazić małą, bezbronną Amber pośród czterech wyblakłych ścian. Małą blondyneczkę, samą, mającą jedynie siebie i małego pluszczaczka.
--Ojciec tak samo się mną nie interesował. Ułożył sobie życie z młodą laską, której zależało jedynie na jego kasie. On nawet mnie nie chciał –zatrzymała wzrok na jakimś punkcie w kawiarni i zamyśliła się –Pamiętam tą rozprawę, jakby było to wczoraj. „Moim zdaniem byłoby lepiej, gdyby Amber została z matką Wysoki Sądzie” – zaczęła cytować zapewne jej ojca –I zostałam. Zostałam z kobietą, która zrujnowała doszczętnie moją psychikę, jak i zdrowie fizyczne- wybałuszyłam na nią oczy –Tak –uśmiechnęła się sztucznie, z oczami pełnymi smutku –Biła mnie. Cholernie mnie biła, kiedy zabierałam jej alkohol z rąk, prosząc aby więcej nie piła. Krzyczała jedynie „NIE!” i dawała mi z całej siły cios w twarz, brzuch, lub gdzie mogłaby trafić.
Poleciały mi łzy. Spływały po moich policzkach dosłownie litrami. Czemu ona opowiadała o tym z takim spokojem? Czemu była tak cholernie nieporuszona tym co mówiła?
-Kiedy zwijałam się z bólu ona jedynie się śmiała, przezywała i zapraszała jakiś starszych mężczyzn aby się z nimi pieprzyć za kasę. Pewnego dnia do naszego mieszkania wkroczyli jacyś ludzie i znaleźli mnie nieprzytomną na ziemi oraz siedzącą obok mnie matkę, jak zwykle sączącą alkohol. Zabrali mnie do szpitala, a potem do Domu Dziecka, nazywając to „dobrym miejscem” i owszem, przez pierwsze kilka miesięcy tak myślałam, dopóki nie poznałam kilku dziewczyn, które doszczętnie mnie zniszczyły. Kiedy trafiłam do rodziny zastępczej, obiecałam sobie, że moje życie się zmieni oraz ja się zmienię, no i jestem. Amber, sławna uczennica, to ja.
Schowałam twarz w dłoniach, wycierając przy tym łzy, znajdujące się na moich policzkach. O mój boże. O mój boże. O mój boże.
-Amber, czemu…
-Czemu jestem dla wszystkich taka wredna? Ponieważ tak jest łatwiej Sam i nie praw mi morałów o tym, żebym była miła i kochająca, bo taka nie będę. Nie rusza mnie już moja przeszłość, to tylko durne dzieje, to wszystko. –zacisnęła usta. –Dopiero kiedy poznałam Harrego.. Ja.. Chciałam się zmienić. On mówił takie cudowne rzeczy, był taki zabawny, uroczy i spontaniczny, a zarazem i dojrzały. Poczułam się przy nim jak nowa Amber. Byłam nim zaślepiona –spojrzała się na mnie –Robiłam dla niego wszystko, nie zdając sobie nawet z tego sprawy i nie zaprzeczając. A potem on tak po prostu napisał mi sms, że nie chce już ze mną być i wtedy pierwszy raz od kilku lat coś we mnie pękło. I oto koniec mojej historii. Czekam na oklaski. –powiedziała z sarkazmem.
Proszę cię Amber, pokaż chociaż jakiś znak twojego załamania.. Jedna łza na twoim policzku, to ci pomoże..
-Amber ja.. Nigdy.. O mój boże. –przygryzłam zranioną wargę. Ty, Harry.. A ja.. O mój boże.
-A czego się spodziewałaś dziewczyno? Idealnego życia, kasy i podawania wszystkiego na tacy? To tylko pozory.
-Amber, ja..
-Chyba to koniec naszej rozmowy Sam. Nie mam do ciebie za złe, chociaż miałam cholerną ochotę cię zabić, kiedy ze mną zerwał. Nawet wiem dlaczego. –nie dokończyła, tylko zmierzyła mnie wzrokiem. –Jesteś.. Ech, nieważne. –wzięła swoje rzeczy i tak po prostu wyszła.
Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Mój boże. Amber, jej życie, jej dzieciństwo.. Czemu mówiłam, że moje życie to istna porażka? To pestka, w porównaniu do tego, co przeżyła ona. Była bita, wyśmiewana, napastowana, przezywana… Moje młodzieńcze lata to zwykła sielanka. Ja, mała Sam, zawsze ubrana w sukieneczki i idealnie pogodzeni i szczęśliwi rodzice, którzy poza mną świata nie widzieli, a tymczasem bezbronna blondyneczka siedziała w kącie swojego starego mieszkania i płakała, tak jak ja teraz. Odebrałam jej Harrego, jedyną osobę, przy której czuła się tą dawną sobą, przy którym mogła być po prostu Amber, a nie Amber-wredna dziewczyna z college, a ja jej go zabrałam.
-Przepraszam, czy wszystko z panią dobrze? –usłyszałam kogoś głos.
Podniosłam głowę i skierowałam zapłakane oczy na kelnera, który wcześniej nas obsługiwał.
-Tak, to znaczy.. Nie. Do widzenia. –zabrałam torbę i wyszłam stamtąd jak najszybciej tylko mogłam.
Udałam się do mojego domu z nadzieją, że nikogo tam nie będzie i się nie pomyliłam. Byłam sama, tylko ja i wspomnienia dzisiejszej rozmowy, które zostaną we mnie na długo. Czemu jest tak jak jest? Czemu jestem taką cholerną egoistką, która nie liczy się z uczuciami innych?! Zabrałam GO jej! Jedyną osobę, przy której czuła się jak ona, jak dawniej, jak normalna nastolatka. To przy nim zapominała o tym kim jest, nie obchodziły ją wspomnienia, obchodziło ją tylko to, co było tam, wtedy, przy Harrym. Przy swoim ukochanym, dla którego mogła robić wszystko i robiła, owszem, ale tylko i wyłącznie dla przyjemności Stylesa. Kazał być jej dla mnie miły, w zamian za to samo w stosunku do niej. Traktował ją jak zabawkę, mnie też będzie tak traktował? Może dalej spotyka się z tajemniczą Annabel, z którą całował się podczas trasy? Może ma jakąś inną? Może zdradza mnie po kątach i wykorzystuje fakt, że nie chce ujawniać naszego związku? Po chwili przyszła do mnie jakaś wiadomość.
„Hej. Mamy dla siebie cały wieczór, przyjechać po ciebie? Xx Kocham cię!”
Ha! O Harrym mowa. Co mam odpisać? Coś w stylu „Tak kochanie, przyjedź, czekam xx Też cię kocham!” lub „Nie, nie mam ochoty się z tobą spotykać” . Najlepiej nic, podpowiadała mi moja podświadomość. Pójdę do niego w męskiej bluzie z kapturem na głowie, za dużej bluzce i normalnych rurkach. Tak tez zrobiłam. Po włożeniu czarnych trampek wyszłam z domu.

-Sam. –powiedział Harry trochę zszokowany moim widokiem. –Miałem po ciebie przyjechać. Przecież nie możesz chodzić sama po nocy, dobrze o tym wiesz! –podniósł głos.
-Dziękuję za miłe powitanie. –odparłam wymijająco.
-Hej. –pocałował mnie namiętnie i uśmiechnął.
Czemu zawsze kiedy to robił, uginały się pode mną nogi? Jego wargi były takie soczyste i słodkie, a zęby, no cóż, białe, równe i duże. Dodać do tego te cudowne dołeczki w policzkach i szopę na głowie i wychodzi ten Harry, którego znam i nie potrafię zrozumieć tego, dlaczego tak traktował Amber, jak i inne dziewczyny.
-Proszę cię kochanie, następnym razem pozwól mi po ciebie przyjechać, dobrze? –spojrzał mi głęboko w oczy.
Przynajmniej pyta się o moje zdanie, nie tak jak z innymi…
-Mhm. –wymamrotałam.
-Kocham cię. –znowu musnął moje wargi.
-Chce usiąść. –oznajmiłam.
-Oczywiście –Nim się obejrzałam, byłam już w jego ramionach –Kanapa, czy może moje łóżko? –poruszył brwiami.
-Ty świntuchu! –zaśmiałam się. –Kanapa Miśku. –puściłam mu oczko.
Zrobił minę smutnego szczeniaczka. Nie dziwię się, że Amber czuła się przy nim jak normalna dziewczyna, skromna i miła. Można tak się przy nim czuć, można być sobą, a do tego dużo się śmiać. Chłopak ułożył mnie na kanapie i przysiadł się do mnie. Czym prędzej położyłam mu głowę na kolanach, a ten zaczął głaskać mnie swoją ciepłą dłonią to po włosach, to po talii, udach oraz ramionach.
-Uwielbiam czuć twoje ciepło na kolanach –wiedziałam, że się uśmiechnął.
Mój kochany romantyk Pan Styles. Wybuchłam śmiechem.
-No ej! Ja tu próbuję stworzyć romantyczną chwilę, a ty się śmiejesz?! -odparł poważnie.
-Przepraszam, ale nawet wiem czemu lubisz tę pozycję.
-Dlaaaaczego? –spytał przeciągając jedną z literek.
-Bo wiesz, moja głowa może jest blisko kolan, na udach i w ogóle, ale także jest obok innego miejsca… -nie dokończyłam, ponieważ Harry zaśmiał się wesoło.
-I ty mówisz, że jestem świntuchem? –potrząsnął lekko moim ramieniem. –Ty mówisz, że jestem świntuchem? –powtórzył tym razem pochylając głowę i lekko nadgryzając moje ucho –Ja? –szepnął.
-Mhmmm –odwróciłam ku niemu twarz. –Tak, ty.
-Jesteś tego pewna? –pokazał jeden z tych swoich uśmiechów, po którym dziewczyny padały na zawał.
-Mhmmmm –powtórzyłam.
Podarował moim wargom długi, delikatny pocałunek.
-Dalej tak sądzisz? –spojrzał się na mnie tymi swoimi zielonymi świetlówkami.
-Mhmmm –uśmiechnęłam się.
Powtórzył czynność.
-A teraz?
-Hmmm…
Położył palec na moich ustach.
-Ciii –szepnął –Załatwimy to inaczej. –zobaczyłam ten charakterystyczny błysk w jego oczach.
Pocałował mnie po raz kolejny, jednak tym razem bardziej brutalnie, a zarazem  z nutką rozkoszy i romantyzmu. Mój cały Styles. Raz taki spokojny i opanowany, a raz nieobliczalny i nieokrzesany. Zmienił pozycję, tak, że dosłownie byłam pod nim. Zaczął cmokać moją szyję, brzuch, dekolt oraz twarz.
-Nieee.. –wyszeptałam.
Harry nagle oderwał swoje wargi od mojej szyi i popatrzył na mnie, mierząc mnie dokładnie wzrokiem.
-Proponowałeś salon lub twoją sypialnię. Wybieram to drugie.
Zobaczyłam jak odetchnął z ulgą i nim się obejrzałam znowu znalazłam się w jego silnych ramionach, niosących mnie na górę. Kiedy się już tam znaleźliśmy, mój mężczyzna zamknął drzwi na kluczyk i popchnął mnie na łóżko. Już chciał zacząć mnie całować, kiedy ja szybko zrobiłam unik dla jego soczystych warg.
-O nie –powiedziałam uśmiechając się –Teraz ja przejmuję kontrolę.
Usiadłam na nim okrakiem i zaczesałam moje włosy na jedną stronę, tak, że opadały swobodnie na lewą stronę ramion, piersi i brzucha. Pocałowałam go najpierw delikatnie w czoło, zjeżdżając moimi ustami coraz niżej, ale cały czas unikając jego warg. Podniosłam jego koszulkę z zabawnym napisem do góry, tak aby odkrywała cudowny brzuch Stylesa. Rozpoczęłam moją wędrówkę, po jego wyrzeźbieniach, kończąc na 2 dodatkowych sutkach, które zdobyły ogromną sławę.
-Hmm, 4 sutki, co my z tym zrobimy –odparłam zamyślona.
Styles tylko się uśmiechnął, ukazując te swoje 2 dołeczki na policzkach. Pocałowałam jeden po drugim i w końcu trafiłam na jego usta.  Wtargnął językiem do mojej buzi i złączył je ze sobą. Hmm, cudowne połączenie 2 zupełnie innych osób, które nigdy nie spodziewały się, że się w sobie zakochają. Historia jak z bajki, co? Ale tak naprawdę nie wiemy co będzie działo się w naszym życiu, jaką niespodziankę podaruje nam ten z góry. Jesteśmy tylko ludźmi, ale zasługujemy na szczęście. Chłopacy zasługują, dziewczyny i przede wszystkim Amber. Ta mała, bezbronna blondyneczka, której życie wyglądało jak istny koszmar, prosto z książek psychologicznych.
-Sami? –odparł cicho Harry.
W końcu wyrwałam się z przemyśleń i szczerze do niego uśmiechnęłam. Harry Styles i Samanta Bielaśko – zupełnie z innych światów, z innymi charakterami, a jednak są, we dwoje, dopełniając się. Wczepiłam się w jego wargi, a on złapał rękami moją pupę. Następnie znowu powędrowałam w dół i pociągnęłam koszulkę do góry.
-Podnieś rączki. –wydałam rozkaz.
Styles posłusznie go wypełnił i po chwili jego koszulka leżała już na ziemi.
-Co my tu mamy. –zaczęłam jeździć palcem po jego torsie, uśmiechając się do niego.
Znowu musnęłam jego brzuch oraz szyję. Reakcja Harrego była natychmiastowa, ponieważ po chwili to ja znalazłam się pod nim, a on nade mną. Zdjął mi najpierw bluzę, a potem pozbył się mojej koszulki bez większego wysiłku.
-A my co tutaj mamy.. –położył swoją ciepłą dłoń na moim brzuchu, a następnie zjeżdżał nią coraz niżej i niżej, docierając do moich ud, a potem nagłym ruchem jego ręka znajdywała się na górze nieopodal moich piersi. Delikatnie uniósł mnie za ramiona i zwinnym ruchem odpiął zamek mojego stanika. Miał wprawę, musze przyznać…
-Masz taką delikatną skórę kochanie –wyszeptał mi to ucha.
Opuszkami palców dotknął moich sutków, lekko jęknęłam. Następnie jego szybkie palce znalazły się przy moim guziku od spodni i chciał go odpiąć.
-Nie tak szybko. –teraz ja przejęłam kontrolę, ocierając się swoimi udami o jego uda. –Teraz moja kolej. –pocałowałam go.
Delikatnie rozpięłam mu brązowy, skórzany pasek, a potem guzik i rozporek.
-Hmmm… -pogłaskałam go lekko wzdłuż linii jego bokserek. –Niezłe biodra kotku.
Następnie szybko zdjęłam z niego spodnie, pozostawiając mojego mężczyznę tylko w czerwonych bokserkach.
-Czerwony, przygotowałeś się –podarowałam mu figlarne spojrzenie.
-Dla ciebie zawsze. –wyciągnął dłonie i wyjął guzik z dziurki moich spodni, rozpinając przy okazji rozporek.
-Długie dłonie Panie Styles.
-Nie tylko dłonie –puścił mi oczko.
Wybuchłam głośnym śmiechem.
-Jesteś okropny –pogłaskałam go po umięśnionym torsie.
-Oraz bezczelny, zabawny, czasem wredny, humorzasty, zazdrosny, niegrzeczny.. Ale przede wszystkim cholernie zakochany w takie jednej. –spojrzał się na mnie.
-Hmmm… Pomyślmy, kto to może być… -zataczałam kółka palcami naokoło jego sutków.  –Blondynka? Wysoka? Zgrabna pupa i długie nogi? –spojrzałam się na niego.
Położył swoje ciepłe dłonie na moich, tym samym wstrzymując moje jeżdżenie opuszkami palców po jego torsie. Napotkałam jego spojrzenie pełne miłości.
-Nazywa się Sam. –odparł spokojnie.
-Nie znam. –uśmiechnęłam się.
Nie odpowiedział, tylko po zdjęciu moich spodni zaczął mnie mocno całować i tulić, tak jakby nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. W pewnym momencie znaleźliśmy się przy ścianie. Splotłam nogi na jego plecach, ocierając się przy tym o zimną ściankę. Jego wargi muskały moje usta i policzki, przy czym każdy pocałunek był jak spełnienie jego i moich najskrytszych marzeń.
-Chcę tego.. –powiedziałam zdecydowanym głosem.
Chłopak spojrzał się na mnie dokładnie i widząc, że była to przemyślana decyzja, rzucił mnie na łóżko i ułożył się na mnie.
-Sam, jeśli nie chcesz… -zaczął.
-Harry –złapałam za gumkę jego bokserek. –Chce, tylko z tobą. –podarowałam mu pełne determinacji spojrzenie. –Zróbmy to.
Po kilku minutach rozkoszy, było już po wszystkim.

Leżeliśmy pod kołdrą, całkowicie w siebie wtuleni. Nasze nogi, splecione pod pierzyną, nasze połączone oddechy pełne zmęczenia i nasze dłonie, złączone, tak jakby nikt nie był w stanie ich od siebie oderwać.
-Kocham cię. –powiedział i pocałował delikatnie moje czoło.
-Ja ciebie też Harry. –wtuliłam jeszcze bardziej głowę w jego tors.
-Co to? –spytał zdziwiony i dotknął wierzchem swojej dłoni mojej twarzy. –Sam, czy ty… -nagle się podniósł, złapał za ramiona i spojrzał głęboko w oczy –Sami, co się stało? Zrobiłem ci krzywdę? –otarł moje łzy, a następnie mocno przytulił swoim ciepłym ciałem.
-Harry.. Nie, oczywiście, że nie. Po prostu… Tak trudno mi w to wszystko uwierzyć.
-W co? –muskał swoimi wargami moje włosy.
-W to, że leżę tutaj z tobą, że jesteś, że czuję twoje ciepło.
-Sam –pogłaskał mnie po twarzy –Jestem tu, ponieważ cię kocham. –napotkał moje spojrzenie –A czujesz moje ciepło, ponieważ jestem człowiekiem.
Zaśmiałam się cicho i podarowałam mu namiętny pocałunek. Wtuliliśmy się w siebie i leżeliśmy w ciszy.
-Rozmawiałam dziś z Amber. –powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam, przerywając ciszę.
Harry zesztywniał.
-Słucham? –nagle zmienił ton.
-Rozmawiałam dziś z Amber. –powtórzyłam cierpliwie.
-Słyszałem. –podniósł głos –Dlaczego?
-Przeprosiłam ją. Ty też powinieneś.
Zaśmiał się sarkastycznie.
-Ty chyba sobie jaja robisz.
Odsunęłam się na bezpieczną odległość od Harrego.
-Słucham? –spytałam zaskoczona.
-Nie. –odparł donośnie.
-Harry! Jak możesz?
-Oj dobra, nie rozmawiajmy o Amber, chodź tutaj. –wyciągnął do mnie ręce.
W moich myślach buzowało pragnienie ponownego wtulenia się w Stylesa, ale serce mówiło inaczej.
-Przeprosisz ją. –oznajmiłam najpoważniej jak potrafiłam.
-Słucham? –zdziwił się mojej powagi.
-Przeprosisz ją Harry.
-Może jeszcze mam z nią chodzić, co?
-Wybór należy do ciebie.
-Sam, nie. –odparł donośnie.
Spiorunowałam go wzrokiem.
-Może będę zachowywała się jak dzieciak, ale nie mam ochoty siedzieć z tobą w jednym łóżku. –podniosłam się z materaca i włożyłam bieliznę.
-Co ty wyrabiasz?
-To, co widzisz. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
-Sam…
Włożyłam bluzkę i spodnie. Byłam w trakcie odziania się w bluzę, kiedy Harry podszedł do mnie i złapał za nadgarstki.
-Czemu tak ci na tym zależy? –spytał, patrząc mi głęboko w oczy.
-Ponieważ…
Ponieważ Amber cierpi, ponieważ za każdym razem, kiedy o niej myślę, wyobrażam sobie małą, bezbronną blondyneczkę. Ponieważ nie potrafię pogodzić się z myślą, że zabrałam jej chłopaka, przy którym czuła się spełniona i normalna.
-Harry, ty… Powinieneś z nią być.
-Słucham?! –odparł zdziwiony –Sam, co ty…
-Powinieneś ją kochać, dawać jej szczęście, przytulać się do niej, całować i po prostu być. –Spuściłam wzrok.
-Hej –podniósł mój podbródek –Sam, ale jestem z tobą i to ciebie kocham, całuje, przytulam, dotykam, rozmawiam, żartuje, kłócę się, rozwalam wszystko naokoło, z tobą śpię, tobie się zwierzam. Jesteś ty, tylko ty. –pocałował mnie.
-Jej dałbyś więcej szczęścia. –czułam, jak do oczu napływają mi łzy.
-Ja? Nie daje go nawet tobie, a co to dopiero jej. –uśmiechnął się.
-Dajesz mi je Harry. Wystarczy, że zadzwonisz, że usłyszę twój śmiech, że usłyszę twój głos, wtedy jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
-Chyba muszę częściej dzwonić… -powiedział pod nosem.
Zachichotałam cichutko.
-Harry, proszę. –odparłam-Przeproś ją.
Staliśmy tak przez długi czas i mierzyliśmy się wzrokiem. Byliśmy my – Ja i Harry. 2 różne temperamenty, 2 osoby, które były zupełnie inne, ale łączyła ich jedna rzecz – upór w dążeniu do celu, zawzięcie i upartość. Postawiłam poprzeczkę bardzo wysoko, ponieważ Harry zawsze miał własne zdanie i nie był skłonny do jego zmieniania…
-Dobrze –oznajmił w końcu-Dobra, przeproszę ją.
Uśmiechnęłam się do niego szczerze i przytuliłam.
-Co ty ze mną robisz dziewczyno? –pogłaskał mnie po plecach.
-Staczasz się. –pocałowałam go.
-Mogę to robić, ale tylko z tobą. –jego dłonie oplotły moja talie, przysunął mnie jeszcze bliżej. –Kocham cię.
-Ja ciebie też Harry.
-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, rozumiesz? –przytulił mnie mocno.
-Tak. –odwzajemniłam uścisk. –Tak, wiem. Ja też.

_______________________________________

Witajcie. 
Naprawdę chciałabym napisać interesującą notkę pod rozdziałem, ale umieram na kanapie, pod kocem z gorączką, kaszlem i katarem, więc chyba nic z siebie dzisiaj nie wyciągnę. 
Napiszę tylko, że was kocham i was kocham. 
+Proszę o komentarze. 
ORAAAZ!!
Właśnie! Zapomniałam! Chciałabym wam złożyć pewną propozycję kochani. 
Byłabym zaszczycona, a zarazem i bardzo zadowolona z faktu, że pisalibyście w komentarzach jakieś pomysły na rozdziały (małe wątki, mozę wyjazdy, kłótnie pomiędzy kimś, kogoś odczucia, jakieś pytania bohaterów itp) które ja postaram się pozbierać w słowa. 
Skąd ten pomysł? 
Stąd, że kiedy czytam książkę, bądź jakieś opowiadanie cholernie bardzo chciałabym dodać tam jakieś swoje pytania/wątki/opisy ale nie mogę, ponieważ po pierwsze nie napiszę do autorki, mieszkającej gdzieś za granicą, a po drugie książka jest już napisana, więc trochę na to za późno. 
Daje wam to szansę, ponieważ wiem, że każdy z was ma jakieś pomysły, wyobraźnię i pragnienia. Wątków swoich mam dużo, ale... Zresztą, czekam na wasze propozycje/pomysły :D 

Ola. 


wtorek, 29 stycznia 2013

XXXII ROZDZIAŁ


-Zayn.. -zaczęłam niepewnie.
Ciemna postać odwróciła się do mnie i spojrzała głęboko w oczy.
-Dasz mi w końcu spokój? –chłopak rzucił papierosa na ziemię i przydeptał go ciężkim butem.
-Miałeś nie palić.
Odwrócił ode nie wzrok i wybuchł głośnym, ironicznym śmiechem.
-Nie obchodzi mnie już to co mówisz, co mi każesz, a nawet to, że istniejesz. –spiorunował mnie wzrokiem.
-Zayn.. –podeszłam do niego.
-Nie zbliżaj się, proszę.
-Zayn.. –złapałam go za dłoń. –Spójrz się na mnie.
-Sam, nie kuś mnie. –szybko wyrwał się z uścisku. –Muszę iść.
-Nie. –odpowiedziałam spokojnie. –Szukałam cię bardzo długo, nie zostawię tak tego i tak po prostu nie pozwolę ci odejść. –położyłam rękę na jego ramieniu. –Znasz jakieś ustronne miejsce?
-Sam. –złapał się za głowę. –Przestań się nade mną użalać. Chcesz z nim być, bądź. To już nie moja sprawa.
-Nie użalałam się nad tobą, jesteś dla mnie ważny Zayn. –nasze spojrzenia się spotkały.
-Jako kto? Osoba do wykorzystania?
Czułam jak nabierają się łzy do moich oczu.
-Nie Zayn… Jako ktoś wyjątkowy. Wiem, popełniłam wiele błędów… -zacięłam się. –Nie potrafię tutaj rozmawiać.
-Wszędzie znajdą mnie fanki. –odparł bez entuzjazmu.
-A gdzieś daleko stąd?
Chłopak utkwił wzrok na jakimś niewidocznym punkcie i zamyślił.
-Powiedzmy, że chyba wiem jak tam trafić.

Wysiedliśmy z czarnego, nowoczesnego samochodu Zayna. Znalazłam się przed szarym, burym budynkiem, który na pewno nie obfitował w luksusy.
-Chyba raczej nie wiesz jak TAM trafić. –oznajmiłam.
-Jesteśmy tu, gdzie chciałem żebyśmy byli. Mieszkanie po moim wujku, na obrzeżach Londynu.
-On tu mieszkał?
-To, że jestem sławny i mam masę kasy, nie znaczy, że moja rodzina chce tak żyć. –warknął. –A po drugie, wujek nie żyję od kilku lat. Oddał mi te mieszkanie na własność.
-Przepraszam, ja…
-Chyba ostatnio uwielbiasz to słowo. –powiedział ściszonym głosem. –Chodź.
Udałam się za nim. Mieszkanie pod „7”. Zwykłe drzwi, zwykły pokój, kuchnia oraz łazienka. Bez skórzanych kanap, białych mebli, wielkich łóż z wzrokami wyrzeźbionymi na drewnie, kilkudziesięciu calowych plazm… Po prostu mieszkanie, najzwyklejsze, bez nieużytecznych rzeczy.
Zayn rozsiadł się na kanapie i zaszczycił mnie swoim wzrokiem, kiedy krążyłam po pokoju i przyglądałam się mu.
-Jest idealnie. –uśmiechnęłam się. –Bez żadnej aranżacji, wielotygodniowym projektowaniu wnętrza.. Idealnie.
Następnie usiadłam koło Zayna i położyłam mu swoją dłoń na kolanie.
-Dziękuję, że wyciągnąłeś mnie od tych wszystkich luksusów. Tego było mi trzeba.
-Ta. –zrzucił moją rękę. –To o czym chciałaś gadać?
-O nas.
-Nie ma nas. –odwrócił wzrok.
-Zayn, oczywiście, że jesteśmy. –ponownie złapałam jego dłoń. –Ale w innej postaci.
-Czemu to robisz?
-Robię co?
-Te wszystkie czułe słówka, łapanie za rączkę.. Przestań! –krzyknął. –Może dla ciebie to nic nie znaczy, ale dla mnie… -zaciął się. –Po prostu przestań. –nagle wstał.
Sięgnął po coś do kurtki zawieszonej na metalowym haczyku i wyjął pudełko papierosów. Wziął jednego do buzi i podpalił czerwonym płomieniem z zapalniczki.
-Proszę, nie pal.
-Nie jesteś moją matką.
-Zayn. –podniosłam się. –Ja dalej jestem z tobą.
-Nie chciałabyś być aktorką? Bo kłamstwa naprawdę dobrze ci idą. –zaśmiał się z widocznym smutkiem w oczach.
Po chwili znalazłam się obok niego i wyrwałam papierosa z ręki.
-Oddaj mi to. –odparł.
-Przepraszam, ale.. Nie. –zgasiłam go w popielniczce. –A teraz porozmawiajmy.
-Jak już mówiłem…
-Mamy o czym, Zayn.
-No więc, wal.
-Po pierwsze, tego wieczoru w tym opuszczonym parku, to byłeś ty?
Spojrzał się na mnie.
-O czym ty mówisz?
-Zdecydowanie nie nadajesz się na aktora. –uśmiechnęłam się.
-Słuchaj, nie wiem o czym ty gadasz.
-Ale ja wiem, i wiem co słyszałam. Twój głos. Pamiętałabym go nawet na końcu świata.
-Sam, to nie ja.
-Czemu nie chcesz się tak po prostu przyznać?
-Ponieważ nie mam do czego.
-Zayn. –stanęłam naprzeciwko niego i spojrzałam głęboko w oczy. –Proszę, okłam mnie jeszcze raz.
Odwzajemnił spojrzenie.
-To.. To.. –przełknął ślinę.
-Czyżby Zayn Malik stracił głos? Ten piękny, zmysłowy głos? –odgarnęłam pojedynczy kosmyk włosów z jego czoła. –No, co masz mi do powiedzenia?
-Nie kuś mnie Sam.
-Ja nie kuszę. Chce jedynie prawdy. –wytrzymałam jego spojrzenie.
-A jeśli powiem, że to byłem ja, to co z tego?
-To ci podziękuję. –ponownie się uśmiechnęłam. –Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
-Każdy napotkany przechodni by ci pomógł. Nie ma w tym nic wielkiego.
-Jest Zayn. Tylko dalej nie rozumiem czemu zostawiłeś mnie na werandzie..
-Bo zobaczyłem Lou, a nie miałem ochoty się widzieć z żadnym z moich rzekomych „przyjaciół”.
-Oni cię kochają.
-Więc cudownie okazują mi tą miłość.
-To nie tak. Oni…-ale nie dokończyłam, bo usłyszałam dzwonek mojego telefonu. –Przepraszam na chwilę. –Halo?
Po krótkiej wymianie zdań z Harrym i oznajmieniem mu, że jestem bezpieczna i aby się nie martwił znowu zwróciłam się do Zayna.
-A więc, oni po prostu…
-Co chciał twój najukochańszy książę z bajki? –spytał sarkastycznie.
-Nic, wracając do tematu.. –spojrzałam się na Malika i zobaczyłam wielkie cierpienie na jego twarzy. Jakoś nie potrafiłam kontynuować opowieści o jego przyjaciołach, straciłam kontrolę nad sobą. Jak mogłam? –Przepraszam! –krzyknęłam głośno. –Przepraszam, że jestem taką suką! Że cię zostawiłam na zbity pysk, jak jakiegoś debila. –rozpłakałam się, -Przepraszam, że musiałeś mnie wtedy ratować, przepraszam, że jestem… -usiadłam załamana na kanapie. –Przepraszam.
Zayn był widocznie oszołomiony moją wypowiedzią.
-Ja.. –zaczął. 
-Ty co? Teraz może się nade mną pożalisz, co? Nie przejmuj się tymi łzami, one i tak nic nie dadzą. Jestem egoistką, taką… Szmatą. –schowałam głowę w kolanach.
-Sam…
-I wiem. –znowu mu przerwałam. –że już dla ciebie nic nie znaczę. Jestem nikim, jak taki wyrzutek społeczny. Jestem suką, jak wcześniej powiedziałam.. Suką pozbawioną uczuć i mózgu. Zawiodłam cię, zawiodłam wszystkich. Przepraszam. –rozbeczałam się na dobre.
-Sam. –przysiadł się obok mnie.
Niestety teraz nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Czując ciepło jego ciała po prostu się w nie wtuliłam, najbardziej jak mogłam. Zayn odwzajemnił uścisk i pocałował mnie we włosy. Pachniał tak pięknie…
-Nie jesteś suką. To była trudna decyzja. Najwidoczniej nie czułaś do mnie tego samego, co ja do ciebie, ale teraz to nieważne. Nasze życia podzielone są już na 2 części, a mianowicie życie Zayna i życie Sam. To było dla mnie trudne, ale widocznie tak właśnie miało być.
Znowu wybuchłam płaczem i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
-Odepchnij mnie! No już.. Proszę.
-Sam..
-Proszę, zrób to! Jestem szmatą! Nie zasługuje na to!
-No już, spokojnie. –pogłaskał mnie po włosach.
Wyrwałam się z uścisku i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Czemu?
-Bo jesteś Samanta Bielaśko. –uśmiechnął się.
-Powiedz szczerze. –oznajmiłam z powagą w głosie.
-Ponieważ.. –westchnął. –Tak po prostu…
-Nie! –krzyknęłam i gwałtownie wstałam. –Nie zasługuje na ciebie, Zayn. Proszę, już cię zostawiam w spokoju… Po co zmuszałam cię do rozmowy. Przepraszam, naprawdę.
Chłopak jednak spojrzał tylko na mnie z troską w oczach i otwarł łzy z policzków.
-Nie żałuje tych wszystkich dni. –powiedział cicho.
-Ja też Zayn. –szepnęłam.
-Ale teraz jesteś z nim.
Zostawiłam te zdanie bez odpowiedzi. Nie wiedziałam już niczego…
-Jedźmy już. –odparł Zayn łagodnym głosem.
Nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa, przytaknęłam. Chłopak wstał i wystawił do mnie dłoń. Złapałam za nią. Pociągnął mnie do góry, bardzo blisko siebie. Czułam jego oddech na swojej twarzy i ciepło jego ciała. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
-Zayn. –zupełnie nie wiedziałam co dalej powiedzieć.
Ale on się nie odzywał. Ciągle się na mnie patrzył. Przysunęłam się bliżej i położyłam głowę na jego piersi. Znowu się rozpłakałam. Piosenkarz po krótkiej chwili delikatnie pogłaskał mnie po plecach.
-Jedźmy już. –wykrztusił i chciał się odsunąć.
-Zayn..
Jednak on na to nie zważał i całkowicie ode mnie odszedł. Otworzył drzwi i ustał przy nich.
-Panie przodem. –wymamrotał nie patrząc mi w oczy.
Otarłam łzy i wyszłam przez nie.

-Sam! –krzyknął Harry w drzwiach mieszkania. –Gdzieś ty się podziewała?
-Byłam.. W mieście. Szukałam Zayna, dobrze o tym wiesz.
-I jak?
Tak bardzo nie chciałam go oszukiwać, ale pokręciłam głową.
-Nic.
Chłopak mocno mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze, wiesz o tym, prawda?
-Tak, wiem. Powinnam wracać do domu.
-Co? Już?
-Tak Harry. Potrzebuje snu.
-Możesz przespać się u nas, przecież dobrze o tym wiesz. –uśmiechnął się.
-Nie, naprawdę dzisiaj wolę swoje łóżko. –pocałowałam go w policzek. –Dobranoc.
-Poczekaj, odwiozę cię!
-Nie, to nie tak daleko. Poradzę sobie.
-Sam, nie powinienem, przecież wiesz co się wtedy stało…
-Tak wiem, ale tym razem dam sobie radę. Na razie.
Opuściłam budynek i wyszłam na spotkanie z rzeczywistością. W moim życiu napotykałam na wiele porażek, przykrych słów, wyzwisk i cierpienia, ale myśl, że sprawiłeś ból innej osobie jest niewiarygodnie wielki. Czujesz się tak jakbyś miał pustkę w środku, jakbyś nie posiadał nerki, żeber, kości, krwi przepływającej w żyłach i przede wszystkim serca. Tego, które zdaniem ludzi nakierowuje cię do podejmowania odpowiednich decyzji. Czy ja ją podjęłam zgodnie z głosem mojego serca? Jedna część mojej podświadomości zdradza, że tak, a druga kręci przecząco głową, mówiąc „Nie! Wróć się do tego, co było wcześniej..”. Tylko, że to trudne, wiecie? Tak bardzo chciałabym móc nigdy ich nie poznać i siedzieć teraz z opakowaniem lodów przed laptopem oglądając wywiady z nimi i myśląc o tym jakby to było ich poznać i jakie jest te cudowne One Direction. A jakie jest, LUB jakie było? Było niezwykłe, roześmiane i szalone, a potem zjawiłam się ja i ich młodzieńcze cechy charakteru uciekły z prędkością 827328372932 kilometrów na sekundę. Czemu? Ponieważ jakaś popieprzona nastolatka wpadła do ich mózgów jak rakieta i najgorsze jest to, że nie ma odwrotu. Chłopcy muszą brnąc w to dalej, ponieważ tej ogromnej przestrzeni kosmicznej nie da się pokonać ot tak.. Doczekali się w końcu swojej własnej wypalonej gwiazdy – czarnej dziury, która niesie ze sobą wiele niebezpieczeństwa, tajemnicy oraz bólu, którego wystarczająco już zaznali…
Moje łzy lecą niemiłosiernie szybko i są bardzo duże. Nie ma ucieczki, ponieważ kiedy od nich odejdę, chłopacy zapewne będą obwiniać się o to, a jeśli zostanę, to spieprzę im życie, po prostu.
-Henry – powiedziałam do słuchawki telefonu powstrzymując się od szlochu.
-Sam?
-Potrzebuję cię.

Pierwsze co, kiedy nasze oczy się spotkały, on tak po prostu mocno mnie objął i pocałował w czubek głowy.
-Cśśśś, nie płacz maleńka. Chodź.
Założył rękę na moje ramię i poprowadził przed siebie.

-Połóż się. Zaraz przyjdę. –uśmiechnął się lekko.
Nie potrafiąc wydobyć z siebie dźwięku, tylko potaknęłam. Jestem w jego pokoju, w pokoju samego Henrego. Położyłam się na jego łóżku i wtuliłam w miękką poduszkę. Pachnie tak ładnie, żelem pod prysznic, perfumami i Henrym, po prostu.
-To dla ciebie – lekko przesunął ciepłą dłonią po moim policzku. – Mięta, dobrze ci zrobi.
Wzięłam od niego kubek i zrobiłam oczy pełne wdzięczności.
-Połóż się przy mnie. –szepnęłam i po jednym, długim łyku odłożyłam naczynie na stolik nocny.
Chłopak wszedł na materac, który lekko ugiął się pod jego ciężarem i najpierw otulił mnie szczelnie kocem, a potem położył obok mnie. Wtuliłam się w niego mocno i położyłam głowę na jego piersi. Jego dłoń powędrowała na moje plecy.
-Nie płacz Sam. –pogłaskał mnie wzdłuż kręgosłupa.
-Tak bardzo chciałabym cofnąć czas.
-I jak to sobie wyobrażasz? –spytał delikatnie.
-Ty i ja. To wszystko.
Wiem, że się uśmiechnął.
-Nie wydaję mi się kochanie, abyś ograniczyła się tylko do jednego przyjaciela.
-Pamiętam kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłam. Henry, jesteś tak nieziemsko przystojny, a twój akcent powala każdą dziewczynę na chodnik. Już wtedy wiedziałam jak bardzo jesteś wyjątkowy, wiesz? Wiedziałam, że wyrosną z ciebie ludzie i tak będzie, rozumiesz? Trzymaj się tego przyjacielu, bo masz jeszcze szansę.
-Sam – ułożył mnie tak, że jego oczy wpatrzone były głęboko w moje – Ty też ją posiadasz.
Pokręciłam głową.
-Spieprzyłam.
Zamknął mnie w mocnym uścisku.
-Niczego nie spieprzyłaś, po prostu wybrałaś.
-A najgorsze jest to, że oni mówią „To nie twoja wina, Sam..”
-Kochanie.. –wytarł mi łzy.
-Gdybym ich nie poznała, chciałabym takiego chłopaka jak ty, wiesz?
Zamrugał zaskoczony oczami.
-Jesteś cudowny, opiekuńczy, kulturalny, zabawny, utalentowany, inteligentny, piękny… Mogłabym mówić tak bez końca. Jak dar od Boga, który spadł na mnie i na który nie zasłużyłam. –westchnęłam.
-Wiesz, że cię kocham, prawda?
-Tak Henry –zamknęłam powieki i powstrzymałam się od łez – No i nie ma was dwóch, tylko jeden, który byłby moim ideałem. Nie potrzebuję Zayna, nie potrzebuje Harrego, nie potrzebuje tego całego świata. Chciałabym żyć jak wcześniej, w tej durnej rzeczywistości. Chciałabym chodzić z tobą codziennie do naszej kawiarni i wcinać ulubione ciastka malinowe, popijając je shakem, a potem się odchudzać. Chciałabym chodzić z tobą na pikniki pośród łąk i rozmawiać pod gwiazdami. Chciałabym zachwycać się przed tobą zdjęciami One Direction i mówić jak bardzo pragnęłabym ich poznać. Chciałabym chodzić szkolnym korytarzem i nie wiedzieć nawet o takiej osobie jak Amber. Chodzić z tobą na zakupy, rzucać się śnieżkami, użalać nad sobą i paplać o moich kompleksach, plotkować i cały czas czuć to, że przy mnie jesteś – spojrzałam mu głęboko w oczy – Chciałabym wiedzieć, że po prostu Jesteś. Ty, tylko ty. Henry. W całej swojej okazałości z tym pięknym uśmiechem na ustach, zaraźliwym śmiechem oraz ślicznie układającą się fryzurą na twojej głowie w kolorze ciemny blond. –znowu wybuchłam płaczem.
Chłopak jedynie mocniej mnie objął, a mój potok łez poplamił stopniowo jego koszulkę.

-I myślisz, że on nadal…? –spytał niespodziewanie.
Czuję się lepiej. Opowiedziałam mojego najdroższemu przyjacielowi całą historię, związaną z koncertem, pocałunkiem Harrego , poszukiwaniem Zayna (nie odważyłam się mówić o incydencie w parku) oraz rozmową z mulatem w mieszkaniu jego wujka. Leżę teraz na jego ramieniu, a nasze głowy stykają się ze sobą, czasem drażniąc się nawzajem niesfornymi kosmykami włosów.
-Kto? –spytałam.
-No Zayn, do ciebie.
„Sam, nie kuś mnie” – usłyszałam w swojej głowie jedynie te krótkie zdanie, które pozostanie w niej na długo.
-Nie wiem jak rozpoznawać uczucia chłopaków. Nigdy nie miałam przebojowej przyjaciółki, która nauczyłaby mnie sztuki flirtowania.
-Więc to…
Przytaknęłam. Tak, to mój pierwszy raz z chłopakiem na poważnie.
-I od razu..
Powtórzyłam czynność. Tak, to mój pierwszy raz z chłopakiem na poważnie, z chłopakiem, który śpiewa w zespole z milionami fanów.
-Dlatego cały czas mówisz, że na to nie zasłużyłaś.
-Nawet gdybym była po kilkunastu związkach, to w dalszym ciągu na to nie zasługuje. Henry – spojrzałam mu głęboko w oczy – Oni się strasznie zmienili i chociaż, że nic nie mówią, to wiem, że to przeze mnie.
-Nie wydaję mi się. –odpowiedział spokojnie.
-Masz zatem jakieś argumenty przemawiające w twojej obronie?
-Po pierwsze, to chłopcy, tak? No bez przesady, nie damy się zmienić dziewczynie, nawet jeśli kochamy ją najbardziej na świecie. Po drugie, wydaję mi się, że ta ich rzekoma zmiana spowodowana jest po prostu przez sławę, nawał obowiązków, koncerty, trasy.. A po trzecie, do jasnej cholery Sam, przecież to nie są jakieś głąby bez własnego zdania. Byli i są świadomi swoich zmian charakteru i stylu życia. Nawet jeśli nie są, to kiedy się o tym dowiedzą będą starali się je do siebie przyłączyć z powrotem.
Po długim monologu spojrzałam się na niego zdziwiona.
-Nie chciałbyś zostać psychologiem?
Pokręcił głową.
-Prawnik.
-Przyjaciel prawnik, w końcu będę mogła rozrabiać.
Zaśmiał się i pogłaskał mnie po głowie.
-Wracając do tematu, sama nie wiem Henry.
-To się dowiedz, słuchając mnie. To grupa 5 mądrych mężczyzn. Nie wydaje mi się aby wszystko to była twoja zasługa.
-Dobrze, więc teraz zatrzymajmy się na Amber.
Henry przewrócił oczami i machnął ręką.
-Aj tam z nią.
-Ty egoisto! – oznajmiłam prawie krzycząc – To tak samo człowiek z uczuciami jak my.
-Który całował się z twoim chłopakiem.
-Całował? Chyba raczej obmacywał, uprawiał z nim seks, dużo seksu, a on traktował ją jak zabawkę. Może ja też jestem zabawką w jego ręku. –zaczęłam bawić się bluzą Henrego.
-Zabawką? Ty? Kiedy ty w końcu w siebie uwierzysz, Sam?
Pokręciłam głową. Odpowiedź była jasna.
-Nigdy.
-Ponieważ?
-Ponieważ? –zamyśliłam się- Nie wiem Henry, ponieważ nie wierzę.
-Nie wierzysz? Nie wierzysz w te miliony komplementów od ludzi, którzy cię kochają, nie wierzysz w to, że rozkochałaś w sobie dwóch najbardziej pożądanych chłopaków na świecie, nie wierzysz, że jesteś wyjątkowa… Uwierz Sam. Proszę Sam, zrób to, przynajmniej dla mnie.
-Muszę ich przeprosić. Jeszcze raz i dwa i trzy.. Muszę. –znowu wtuliłam się w chłopaka.
-Sam..
-Henry. –znowu się rozpłakałam. –Pieprzę.
-To kończ pieprzyć i w końcu się za siebie weź.
-Muszę pobyć sama. –zapatrzyłam się na jakiś punkt w jego pokoju.
-Sam, to nie tak miało zabrzmieć… Przepraszam.
-Chcę sama. –podniosłam się z materaca.
Henry spojrzał się na moją twarz i zobaczyłam jedną, pojedynczą łzę spływającą po jego policzku.
-To wszystko tak cię niszczy. –powiedział cicho.
Nie zważając na słowa mojego przyjaciela uciekłam z jego domu jak najszybciej tylko mogłam.

Sufit i ja. Tak, to zdecydowanie najlepsza opcja. Leżę od 2 dni w moim łóżku, pod kołdrą patrząc się w ten cholerny biały sufit. Powiedzieć wam coś.. Czuję się jak obłąkana. Zupełnie jak po zdradzie Harrego, tylko 10 razy gorzej:
Zayn, Louis, Liam, Harry, Niall, Henry, Amber, Danielle, Eleanor, Misia. - moje 10 powodów do płaczu.
Olewam college, olewam tatę, Bogdana, telefon, olewam mój żołądek, olewam moje 10 powodów, jedynie sufit jest dla mnie ratunkiem.
-Kochanie. –tatuś zapukał do moich drzwi. –Ktoś do ciebie.
To też olałam. Zamknęłam się na kluczyk. Na szczęście bez pożywienia można wytrzymać około miesiąc, więc mam jeszcze czas.
-Sam! –krzyknął Henry. –Otwórz te cholerne drzwi !
-Krzycz sobie, krzycz. –powiedziałam do siebie.
Przekręciłam się na drugi bok. Nawet łzy mi się już wykończyły, kiedy chce płakać nic leci nic. Tym razem moją deską ratunku stała się panorama Londynu.
-SAM! –tym razem wrzasnął.
Nie zważając na to wszystko moje spojrzenie koncentrowało się na London EYE. To tutaj jeszcze niedawno spotkałam się z Louisem. Zamówiłam mu lody, 2 gałki. Gadaliśmy o Zaynie i Harrym.. Harry.. Mój chłopak lub też dla niektórych były chłopak. Dzwonił do mnie, cały czas to robi, a ja to olewam.
-Amber była dzisiaj w szkole. –odparł.
Nagle podniosłam głowę. Amber? Zraniłam ją, miałam ją przeprosić… Lecz dalej się nie odzywałam i moja twarz znowu powędrowała na poduszkę. Ktoś westchnął.
-Henry, proszę cię, zrób coś. –powiedział mój ojciec błagalnym głosem.
Po chwili huk.. Głośny dźwięk, coś jakby zbitej szyby albo łamanego drewna. Przekręciłam lekko głowę i moje oczy ujrzały Henrego. Jak zawsze idealny. Kocham go. To mój przyjaciel. Schowałam się pod pierzynę.
-Sam. –położył rękę na moim ramieniu schowanym pod kołdrą.
Co? On był przecież za drzwiami… Lekko odkrył z mojej buzi przykrycie i usiadł koło mnie. Tym razem to nie była pojedyncza łza na jego policzku, był ich potok. Potok bezbarwnych kropelek. Wtulił się we mnie mocno, nie sprzeciwiałam się, ale nie odwzajemniłam uścisku. 
-Przepraszam. –powiedział szlochając i jeszcze mocniej mnie przytulił.
Nie zareagowałam. Chłopak podniósł mnie do pozycji siedzącej i dotknął moich policzków swoimi ciepłymi dłońmi.
-Sam, proszę cię. Odezwij się. –odparł cichutko.
Spojrzałam się na niego. Idealna twarz, nos, oczy, włosy i te usta.. Zbliżyłam swoje wargo do jego. Chłopak jedynie patrzył na mnie zdziwiony, dobrze wiedziałam, że nie sprzeciwi się kiedy to zrobię.
-Nie. –szepnęłam.
Nagle się od niego odsunęłam.
-A już miałem nadzieję, że posmakuję tych niebiańskich warg Samanty Bielaśko. –uśmiechnął się do mnie.
O mój bożę.. Mój Henry, to mój Henry. Wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam. Chłopak gładził mnie po włosach, zjeżdżając raz po raz do pleców. Tak, potrzebowałam go.
-Chciałbyś. –powiedziałam żartobliwie.
Chłopak odsunął mnie na długość swoich rąk.
-Wróciłaś. –oznajmił i zobaczyłam w jego oczach wyraźną ulgę.
Przytaknęłam niepewnie.
-Chyba.
-Wszyscy się o ciebie martwią kochanie. –pogłaskał mnie po policzku. –Dostałam tysiące sms i telefonów od twoich przyjaciół. Będę mógł się chwalić w szkole, że mam numery bandy One Direction.
Chociaż, że tak bardzo się temu sprzeciwiałam, uśmiechnęłam się. Lekko, ale zrobiłam to.
-Byli tutaj?
-Nie, powiedziałem im, że potrzebujesz spokoju. Harry był nie do zniesienia.
-Harry..
-Tak, Harry. Pamiętasz go jeszcze? Taki w lokach, który nosi spodnie opuszczone do połowy dupy, kupiłabyś mu pasek. –zrobił minę obrzydzenia.
-Henry, przestań.
Utkwił na mnie wzrok.
-Przestać z czym?
-Przestań mnie rozśmieszać.
Uśmiechnął się promiennie.
-No wiesz, te moje poczucie humoru. –zarzucił włosami.
Zaśmiałam się. Chwila.. Zrobiłam to? Ja?
-Kocham cię. –znowu się rozbeczałam. –Kocham cię! –wrzasnęłam i znowu się w niego wtuliłam. –Dziękuję, że jesteś. Dziękuję, że tutaj siedzisz i się ze mną męczysz. Dziękuję, że mnie rozumiesz. Dziękuję, że mnie rozśmieszasz. Potrzebuję się Henry.
-Hej, jestem tu. –popieścił mnie po włosach jak ojciec swoją małą córeczkę.
-Moja miłość do ciebie jest tak wielka, że nie potrafię sobie jej nawet wyobrazić. –rozpłakałam się.
-Sami, czy ty musisz cały czas płakać? Ech, te baby…
Uderzyłam go poduszką.
-Odezwał się chłop. –powiedziałam żartobliwie. –Kocham cię, wiesz?
Przytaknął.
-A teraz powiem szczerze. Idź się wykąp, dobra? –zatkał nos.
Słucham?! Jak on miał czelność?
-Henry! –znowu zdzieliłam go poduszką.
Zaśmiał się głośno.
-No co! Jako przyjaciel dobrze ci radzę. –powiedział i puścił mu oczko. –Wstajesz? –podał mi rękę.
Złapałam za nią i znalazłam się w pozycji stojącej. Nie rozumiałam jak w kilka minut ten człowiek mógł zmienić mój nastrój o 360 stopni. Może to jakiś wampir albo wilkołak? Ach, nie. To Hitler. Mój waniliowy Hitler. Jesteś mój, tylko mój. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy uśmiechnęłam się do niego.
-No, a teraz do łazienki śmierdziuszku. –zaśmiał się.
Weszłam tam szybko i puściłam wodę pod prysznicem. Przejrzałam się w lustrze. O cholera. Szybko odwróciłam wzrok od swojego odbicia.
-I co? Przejrzałaś się już w lustrze? –Henry wybuchł śmiechem.
-Henry, ty patafianie! –krzyknęłam.
Zachichotał. Serio, jak on to robi?! Jeszcze niedawno zachowywałam się jak obłąkana, a teraz stoję pod prysznicem i żartuję sobie z moim przyjacielem przez drzwi. On ma dar. Henry jest wyjątkowy… Po 20 minutach zmazywania brudu i potu z mojej skóry w końcu wyszłam z kabiny i obwiązałam się ręcznikiem. Weszłam do pokoju.
-Harry.. –odparłam zdziwiona.
Chłopak siedział na łóżku i kiedy wypowiedziałam jego imię szybko się podniósł i spojrzał na mnie rozkojarzony. Wyglądał okropnie. Muszę przyznać.. Roztrzepane włosy, blada twarz, zmarszczki pod oczami, wygniecione ubranie.
-Sam. –powiedział chyba nie wierząc w to, co mówi. –Sam. –spojrzał mi głęboko w oczy. –Jesteś.
-Harry.. –poleciała mi łza. –Tak, jestem.
Staliśmy tak przez pewien czas, nie liczyłam, nie obchodziło mnie to. On tutaj był i o mnie nie zapomniał.
-Henry.. –zaczęłam.
-Zadzwonił do mnie. Przybiegłem tutaj jak najszybciej tylko mogłem. Sam.. –znowu te jego przenikające, zielone spojrzenie.
Zamknęłam na chwilę powieki, a kiedy je otworzyłam szybko przebiegłam dzielący nasz dystans i wtuliłam się w chłopaka. Nie obchodziło mnie, że jestem cała mokra i mam na sobie tylko ręcznik, który za chwilę może ze mnie spaść pozostawiając mnie nagą. Jest tutaj Harry, to najważniejsze. Kiedy się od niego oderwałam, spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Wyglądasz okropnie. –odparłam cicho. –To moja wina?
-Nie przejmuj się tym, Sam. –uśmiechnął się.
-Muszę. Jesteś w końcu mój. Muszę o ciebie dbać. –szepnęłam.
Chłopak zamknął mi usta pocałunkiem. Wplątałam dłonie w jego miękkie włosy. Objął mnie mocno w talii, tak jakby nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. Popchnęłam go lekko na łóżko. Przewaliliśmy się na nie. Leżałam na moim mężczyźnie. Tak, mężczyźnie. Jesteś mój.
-Kocham cię. –wydukał i znowu zaczął namiętnie całować.
-Ja też. –tylko to zdołałam z siebie wykrztusić.
Zdjęłam mu koszulkę i przejechałam palcem po jego umięśnionym torsie. Zaczęłam obsypywać go pocałunkami. Harry jęczał.
Spojrzał się na mnie tymi swoimi pięknymi oczyma.
-Och, przestań! – powiedziałam do siebie i dosłownie się na niego rzuciłam zaczynając łapczywie całować.
Byłam taka nienasycona mojego mężczyzny. Miałam ochotę całować go, pieścić, dotykać, przytulać, rozbierać, ubierać. Kocham go, tak, kocham.
-Kocham, kocham, kocham. –wtuliłam się w niego mocno. –Bardzo.
-Ja też kochanie. –podarował mi pocałunek pełen miłości.
Znowu się rozkleiłam.
-Sami, co jest? –spojrzał mi głęboko w oczy i pogłaskał po policzku.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że się nie poddałeś i, że jesteś.
-Nie mógłbym cię stracić, dobrze o tym wiesz. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Sam, rozumiesz?
Przytaknęłam.
-Kocham cię. -złożył delikatny pocałunek na moich wargach. –Hej, nie płacz mój mały ptaszku. –uśmiechnął się. –Jestem tutaj.
-Tak, na pewno?
-Tak. –przytulił mnie.
Mój kochany Harry.. Zmienił się. To moja wina. Wszyscy zmienili się z mojego powodu.
-Dziękuję. –pogłaskałam go po policzku.
-Ależ proszę. –znowu ten jego uśmiech.


_________________________________________________

To co? Mam zacząć was znowu przepraszać? 
Powiem szczerze, walę to. Jest mi po prostu przykro z powodu takiego, że was zawiodłam i straciłam masę czytelników.. Nie wiem po co w ogóle dodawałam ten rozdział, mam nadzieję, że jeszcze ktoś o tym wszystkim pamięta. 
Moją długą nieobecność mogę usprawiedliwić tylko i wyłącznie tym, że miałam cholernie trudny okres w życiu. Wiecie, nastolatka, hormony itp. 
A tak naprawdę wszystko sobie porządkowałam, poczynając od mojego charakteru, kończąc na otaczającym mnie świecie i strasznie się zmieniłam. 
Ten rozdział nie jest już taki mega radosny i super świetny, jak wcześniejsze. 
Mój styl pisania jest inny, ja jestem inna, moje uczucia są inne, ale napisałam. Nie chce was zawieść, ponieważ pozostał mi tylko ten blog jako wspomnienie mojej przeszłości. Ostatnio przeczytałam wszystkie rozdziały od 1 aż do 31 i w wielu momentach dziwiłam się i mówiłam "Ja to napisałam?! Ale jak..". Tak, ja. 
Wróciłam do was, zaplanowałam nowe rozdziały, więcej akcji, dramatu, niespodziewanych zdarzeń. Jestem tutaj, cała i zdrowa, dalej całkowicie nieogarnięta, ale także inna. I mam nadzieję, że mnie nie pozostawicie i napiszecie chociaż jakiś mały komentarzyk :) 
Dziękuję wam bardzo za uwagę, wygarnijcie mi, zróbcie to, zasłużyłam. Liczę takę na ocenę rozdziału. Mam nadzieję, że nie zostanę olana, chociaż na to zasługuje... 
Kocham was wszystkich. WSZYSTKICH! 
Jesteście idealni i mam nadzieję, że ze mną zostaniecie. 
Wasza zmieniona autorka Ola.