środa, 15 sierpnia 2012

XXX ROZDZIAŁ


-Wstawaj! –ktoś zaczął ciągnąć mnie za ramię.
Jęknęłam. Otworzyłam oczy.
-Córcia, za niecałą godzinę masz rozpoczęcie. Chyba trzeba się przygotować, co? –uśmiechnął się.
-Nigdzie nie idę. –zakryłam się kołdrą.
-Więc tak pogrywasz…
W tym momencie moja cała pierzyna ze mnie zeszła.
-Tato! No weź, jeszcze minutka.
-Hm.. Niech się zastanowię.. Nie. Wstawaj, szybko! Mam już przygotowane wiadro z wodą.
-Bo ci uwierzę..
Wskazał na nie palcem.
-Co?! Że wiadro?
-Na ciebie potrzebne są drastyczne środki. No, chodź. –podał mi rękę.
Podniosłam się.
-Jestem padnięta. –powiedziałam do siebie.
-Na dole jest już przygotowane śniadanie.
-Zejdę jak się ogarnę.
-Dobra, tylko się pośpiesz! –zamknął za sobą drzwi.
Poszłam do łazienki i przemyłam twarz lodowatą wodą. Następnie ją wytarłam.
-Wyglądam jak zombie. –powiedziałam do odbicia lustra.
Doprowadziłam moje rozpuszczone włosy do ładu i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne rurki z wysokim stanem i do nich włożyłam białą mgiełkę z ciemnym, okrągłym kołnierzykiem. Do tego balerinki, takiego samego koloru jak dół zestawu. Zeszłam po schodach.
-Co jest do jedzenia?
-Kanapki z warzywami i wędliną.
-Nie jestem głodna tato… Najwyżej po rozpoczęciu wpadnę do jakieś kawiarni.
-Ale na pewno? Wszystko gra?
-Tak. –zdobyłam się na uśmiech. –Tylko jestem padnięta.. Okej, to pa. –wyszłam na zewnątrz. –Uf, no to idziemy… -oznajmiłam sobie.

Na miejscu byłam 5 minut przed czasem. Szkoła była naprawdę bardzo nowoczesnym budynkiem. Wszyscy siedzieli na dworze. Grupki dziewczyn, chłopaków. Śmiali się, rozmawiali, żartowali, popisywali.. Ogólnie dużo szumu i zamieszania. W pewnym momencie mój wzrok utkwił na Henrym. Siedział z masą swoich przyjaciół i jakimiś blondynami. Zdałam sobie sprawę z tego, że chyba będę musiała radzić sobie tutaj sama… To już chyba koniec przyjaźni z jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Usiadłam samotnie na ławeczce, wyjęłam telefon i włożyłam słuchawki do uszu. Zauważyłam wiadomość od Zayna.
„Wstawaj śpiochu! Jesteśmy już na próbie. Niedługo się widzimy. Zayn xx”
Mój kochany Zayn. Szkoda, że nie chodzi ze mnę do college… Jeszcze raz moje oczy utkwiły na Henrym, a wtedy ten mnie zauważył. Zrobił kamienną minę. Jednak po chwili wstał, coś tam powiedział i szedł w moim kierunku. Kilkadziesiąt sekund później stał naprzeciwko mnie.
-Sam. –spojrzał się na mnie.
-Henry. –odpowiedziałam spokojnie i wyłączyłam muzykę.
-Jak podoba ci się szkoła?
-Em.. Jest bardzo.. Nowoczesna? Taka jak opowiadałeś.
-Taa.. –zamilkł.
-Tak w ogóle to czemu przychodzisz do takiej szarej myszki jak ja na oczach wszystkich i coś do niej mówisz? Ośmieszasz się. Przecież musisz trzymać pozycję, jesteś najsławniejszym chłopakiem w szkole.. No co ty Henry.. Nie użalaj się nade mną. Możesz już iść do swoich nadzianych przyjaciół.
Chłopak usiadł obok mnie na ławeczce.
-Oni? –wskazał palcem na grupkę ludzi z którymi gadał. –Oni nie dorastają ci do pięt, Sam. –spojrzał się na mnie.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Naprawdę? –spytałam.
-Tak. –złapał mnie za dłoń. –Zrozumiałem, że to z kim będziesz jest twoim wyborem. Przepraszam za to, co stało się wczoraj. Byłem egoistą. Ale ja po prostu chce cię chronić.
-Wiem kotku. Ale to jest moje życie.
-Tak, twoje.
-Ale ty jesteś jego częścią. I ciebie także przepraszam za to, że tak na ciebie naskoczyłam.
-Nic się nie stało. No chodź tu do mnie. –otworzył ramiona.
Wtuliłam się w niego.
-Nawet kiedy wybiorę z kim chce być, to właśnie ciebie będę najbardziej kochać przyjacielu. –odparłam do niego.
-A ja ciebie. –przytulił mnie jeszcze mocniej.
Usłyszeliśmy dzwonek.
-No więc Sam.. Zaczynasz nowe życie. College to nie to, co miałaś w tamtej szkole.
Zaśmiałam się.
-Przypuszczam.
Chłopak objął mnie ramieniem.
-Ze mną nie zginiesz.
-Miejmy nadzieję.
Weszliśmy do szkoły.
-Nie to, że dziwnie się czuję, ale czemu wszyscy się na nas tak gapią?
-Bo idziesz ze mną i cię obejmuję.
-I to takie dziwne?
-Sam, w tym momencie prawie każda dziewczyna chciałaby być na twoim miejscu.
-Nie no, twoja skromność wymiata!
-Też cię kocham.
-Gdzie mnie prowadzisz?
-Na salę gimnastyczną.. Będzie apel i takie tam.
-A potem pójdziemy coś zjeść, dobrze? Nie miałam nic w ustach od rana.
-Ja się piszę.
Kiedy przeciskaliśmy się przez tłum, prawie wszyscy ustępowali nam miejsca i gapili się na mnie z bardzo dziwacznym wzrokiem. Kiedy w końcu znaleźliśmy się na hali zajęliśmy miejsce obok jakiegoś chłopaka.
-Sam, hej! –przybił mi piątkę.
Dopiero potem przypomniało mi się kim on jest.
-No tak! Greyson.. Impreza.. Tak?
-Dobrą masz pamięć!
-Ty też. –uśmiechnęłam się.
-Jak mógłbym zapomnieć taką ślicznotkę? Wypiękniałaś. –puścił mi oczko.
-Greyson, uspokój się. –odparł poważnie Henry.
-A tak naprawdę twój zazdrośnik codziennie o tobie opowiadał jak to nie może się doczekać, kiedy w końcu przyjdziesz do naszego college.
-I jestem już przy Henrym. Będziesz miał już spokój, co?
-W końcu!
Zaśmialiśmy się. Po chwili jakaś babka poprosiła uczniów o ciszę i zaczęła coś tam paplać o historii ich szkoły.
-A jak zareagowali twoi rodzice kiedy to wszystko zobaczyli? –szepnęłam do Greysona.
-A no wiesz…
W tej chwili dyrektorka chrząknęła do nas i popatrzyła wrogo.
-A no wiesz.. Trochę pokrzyczeli, ale potem wyluzowali.
-Czyli koniec z imprezami u ciebie? –spytałam cichutko.
-Jasne, że nie. –wtrącił się szeptem Henry. –Teraz akurat moja kolej, a potem Grey..
-Panie Henry Cain wraz z jego rozgadanymi kolegami, proszę wstać. –babka powiedziała stanowczo.
Wymieniłam z chłopakami uśmiechy i podnieśliśmy się.
-O! Jak widzę nawet z jedną koleżanką. Do pierwszego rzędu proszę. –wskazała palcem na wolne krzesełka.
O mało nie wybuchliśmy śmiechem. Grzecznie i po cichutko zeszliśmy po schodkach i usadowiliśmy się na wyznaczonych miejscach.
-A teraz bardzo proszę o ciszę. –spiorunowała nas wzrokiem.
Przytaknęliśmy.
-Ach, jak ja ją uwielbiam! –oznajmił Henry. –Panie Cain, Panie Cain. –zaczął ją naśladować.
Zaśmiałam się głośno. Facetka odwróciła się w moim kierunku, a ja zrobiłam poważną minę i splotłam dłonie na kolanach.
-Mogę kontynuować? Dziękuję. A więc, w tym roku przybyło do nas naprawdę dużo nowych uczniów, najlepszych uczniów. Jesteśmy naprawdę bardzo zadowoleni z tego powodu. Nasza szkoła uczy dyscypliny, ale oczywiście jest tutaj czas także na rozrywkę. –uśmiechnęła się sztucznie. –Zachęcamy chłopców zapisywania się do drużyny futbolowej, której kapitanem jest niejaki Henry Cain. –zabrzmiały oklaski i piski dziewczyn. -A dziewczyny do drużyn kibicującym naszym mistrzom, czyli cheerleaderek. Chcielibyśmy zaprezentować państwu kilka figur, kroków i układów naszych reprezentantek. Zapraszamy dziewczyny!
Na boisko zaczęła biec grupka blondynek z wielkimi, niebieskimi pomponami w ręku. Miały na sobie dużo kucyków, kokardek, spódniczki odkrywające prawie całą dupę i krótkie topy. Zaczęłam bić im brawo, dopóki nie zobaczyłam JEJ.

*Harry*
Właśnie zaczęła się nam przerwa… Pamiętam naszą ostatnią próbę. Pamiętam jak Sam poszła gdzieś za rękę z Zaynem.. I jak potem się żegnali. Pamiętam jak starałem się o tym obrazie zapomnieć, jednak nie potrafię… Nie potrafię bez niej żyć. Ja w naszym związku nie grałem, to byłem cały ja. Dzięki niej się zmieniłem. Dzięki niej zacząłem rozumieć świat. Tylko obok Sam byłem normalnym chłopakiem, który nie myślał, że jest sławny… Kocham ją i zawsze będę. Bez względu na to co ona sobie o mnie myśli.

-Henry! Czemu mi nie powiedziałeś?! Jak mogłeś?! –zaczęłam na niego krzyczeć.
Zatrzymaliśmy się przy szafkach.
-A co miałem ci powiedzieć?
-No hmm… Na przykład, że ona chodzi do twojej szkoły!
-Bałem się!
-Czego?!
-Że zmienisz college czy coś.. A wiesz, że chce cię mieć przy sobie.
-Henry, to nie jest wytłumaczenie!
-Ja wiem.. Sam. –złapał mnie za dłoń.
Wyrwałam ją. Złapałam się za głowę.
-No witam! –usłyszałam TEN charakterystyczny, piskliwy głosik. 
Odwróciłam się i sztucznie uśmiechnęłam.
-No cześć. –pomachałam jej.
-A cię sprowadza do mojej szkółki koteczku? –spytała sarkastycznie.
-A no wiesz... Życie.
Dziewczyna zrobiła pozę jak jakiś tap madl. Niestety Zayna nie przebiła.
-Życie… Więc tutaj zginiesz kochanie. Bardzo drastyczną śmiercią. –pokazała zęby.
-Amber, przestań. –wtrącił się Henry.
-Ojej, to ten twój przyjaciel.. Niestety on ci nie pomoże. Ja mam tu władzę. No i najlepszego chłopaczka pod słońcem. –uśmiechnęła się promiennie.
-Tak, tak, oczywiście. A wracając do wczorajszego temaciku, to dzieciaczki już zrobione? –mrugnęłam do niej.
Wtedy blondyna przycisnęła mnie do szafki.
-Nie igraj ze mną dziewczynko. –powiedziała zgrzytając zębami. –Bo niestety szans ze mną nie masz.
-Amber! –Henry zaczął ją ode mnie odrywać.
-Henry, zostaw ją. –powiedziałam. –To ty ze mną nie igraj blondyneczko, bo ja mam 5 chłopców przeciwko jednemu, malutkiemu. A teraz mnie puść, teraz! –krzyknęłam.
Dziewczyna wzięła ręce oparte o szafkę.
-Ach, nie złamałaś tipsika przypadkiem? Nie? Ach, to dobrze. A teraz żegnaj koteczku. –złapałam Henrego za rękę.
Zeszliśmy po schodach.
-Wow… Ty serio.. Jak ty? Ja myślałem..
-Tak, tak. Myślałeś, że się jej przestraszę i ucieknę w popłochu.. Nie Henry. Nie mam zamiaru tego już robić.
-Ja ci będę pomagał.
-Nie. Sama dam sobie radę. Pora radzić sobie samemu. –uśmiechnęłam się do niego. –Tak właściwie to czemu wy się tak nie lubicie?
-Bo wiesz… Zazwyczaj kapitan drużyny futbolowej i przewodnicząca cheerleaderek powinni ze sobą chodzić..
-I wy..?
Przytaknął.
-Jezu, Henry. –zaśmiałam się. –Zniżyłeś się aż do takiego poziomu?
-Byłem pod presją.. Wszyscy mnie do tego namawiali… No i zaprosiłem ją na jedną imprezę..
-I ile ze sobą byliście?
-Ponad miesiąc.
-Woo! Wytrzymałeś?
-To znaczy.. Więcej czasu spędzał z nią Greyson niż ja.
-Ile mu za to dałeś kasy?
-A no wiesz… Trochę funtów poszło.
Uśmiechnęłam się.
-Wariat! A teraz chodź coś zjeść. Umieram z głodu!
Wyszliśmy z budynku.
-Ej czekaj! Tutaj obok jest nasza kawiarnia, no nie?
-Mhmm..
-Mamy obok naszą kawiarnię! Ale zaje.. To znaczy fajnie!
Weszliśmy do środka.
-To co bierzemy?
-Em.. Jakieś ciastko, shake…
-Okej, pójdę ci zamówić.
-Poczekaj, kasa.
-Nie! Nie! Nie! Nie! Nie zaprzeczaj! Ja płacę..
Zaśmiałam się.
-Dobrze, ty, spokojnie.
Czekając na przyjaciela usłyszałam jakieś głośne piski i tłum dziewczyn pchających się do kawiarni.
-Mój boże! Widzisz.. On, tam! Aaaa! –zaczęły się drzeć i wskazywać palcem na ladę.
Spojrzałam się tam i na początku dostrzegłam tylko Henrego, a potem jego z nią. Harrego z Amber. Siedzieli na krzesełkach i z czegoś śmiali popijając jakieś napoje. Trzymali się za ręce i dawali buziaki. Harry jest szczęśliwy, to najważniejsze. Patrząc na niego chłopak napotkał mój wzrok, który szybko odwróciłam. Na szczęście wrócił Henry.
-Woo, ale dużo szumu z powodu tego… Em, tu masz ciasteczko francuskie z malinami i shake’a waniliowego.
-Dziękuję, kochany jesteś. –uśmiechnęłam się.
-Wszystko gra?
-Em, tak, tak.. Tylko te fanki… Jak widzę, Amber chciała żeby wszyscy się o niej dowiedzieli.
-Ta, ona zawsze chciała być „sławna”.
-Ach.. Fajnie. –puściłam sztuczny uśmiech.
-Hej, wszystko będzie dobrze, tak? –złapał mnie za rękę.
Przytaknęłam.
-Jestem pewien, że on teraz chce do ciebie podejść i z tobą pogadać..
Uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Sam, co ty?
-Zobaczysz. –podniosłam się z krzesełka.
Zaczęłam iść w ich kierunku. Harry nie odrywał ode mnie wzroku.
-Harry Styles! O mój boże! Harry! –zaczęłam się drzeć. –Hej! –podeszłam do niego.
Chłopak był zdezorientowany.
-Przepraszam, czy możesz się odsunąć.. trochę? –spytałam się jego dziewczyny.
-Ty suk.. –jednak nie dokończyła, bo zobaczyła, że wszyscy to filmują. –Pójdę coś zamówić..
Usiadłam na jej miejscu.
-Hej Harry! Nazywam się Sam! A ty? A no tak.. Harry.. Styles.. Jestem wielką fanką. –uśmiechnęłam się niego promiennie.
-Co ty robisz? –spytał cicho.
-Jak to co? Chce autograf! Dasz? –wyjęłam z torby zeszyt i długopis. –Co prawda wolę Zayna, ale skoro to jesteś ty… -podałam mu przedmioty. –Więc..?
-Em.. –przełknął ślinę. –Jasne.
-O! Serio? Dzięki! A tym fankom dasz? Tak czekają na ciebie.. One też cię kochają! To znaczy.. Ja kocham Zayna, ale ciebie hmmm… Aj tam, jesteś sławny, wystarczy. –klepnęłam go w ramię.
Zadzwonił do mnie telefon.
-oj, przepraszam.. Zaraz zgłoszę po ten zeszyt, a w tym czasie możesz dać autografy fankom. Ale jak chcesz. –odebrałam telefon. –Halo? O! Hej kochanie! Masz przerwę teraz?
-Hej Sami. –odezwał się Zayn w słuchawce telefonu. –Co tam tak głośno?
-A no bo wiesz… Siedzę sobie z Henrym w kawiarni i w pewnej chwili przychodzi Harry Styles z tą swoją dziewczyną. I jest dużo fanek.
-Ach, rozumiem..
-I Harry mnie podsłuchuje. –spojrzałam się na chłopaka. –To Zayn tatusiu.. –odparłam sarkastycznie. –Fanki czekają.. Okej, już jestem. A ty jesteś w studio?
-Tak, nie chciało mi się nigdzie wychodzić, więc zostałem w środku. Zamówiliśmy jedzenie.
-Ach, Niall jest w swoim żywiole.
-Tak jest, zaraz mi wszystko zje, ale co tam.. Jesteś ważniejsza.
-Oo! Dziękuję. A ty jesteś taki słodki.
-A jak tam pierwszy dzień w szkole?
-Em, opowiem ci potem. Teraz idę jeść.. Od rana niczego nie miałam w ustach.. Nie obrazisz się?
-Jasne, że nie. To pa kotku.
-Pa nasz tap madl.
Rozłączyłam się. Spojrzałam na Harrego i uśmiechnęłam promiennie. Podeszłam do niego.
-No, a więc autografik gotowy?
Jego dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
-Spokojnie kochana. Już nie musisz się przesuwać.
Wzięłam z ręki mojego byłego swój zeszyt i usiadłam przy stoliku moim i Henrego.
-Sam.. Co to było?
-Nudzi mi się. No ej! Ty wytrzymałeś tyle czasu z Amber! Też chce mieć coś od życia!
Zaśmialiśmy się.
-A teraz chce jeść! –zabrałam się za posiłek.
Po kilku minutach mój talerzyk został pusty.
-Dobra, idę do łazienki Hitlerku. Zaraz wracam.
-Dobrze loczku.
Weszłam do pomieszczenia. Na moje szczęście było puste. Obmyłam wodą twarz i wytarłam papierowym ręcznikiem znajdującym się nieopodal. O tak! Dobrze robisz Sam.. Zmieniłaś się. Ja się zmieniłam i to właśnie ja będę robić to co chce. To moje życie. Moje decyzje. I moja słowa. Po chwili usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Niestety nie ujrzałam żadnej szczęśliwej fanki, bądź jakieś uśmiechniętej dziewczyny, tylko GO. Harrego.
-Sam.. –zaczął.
Zignorowałam jego sugestię i zaczęłam myć ręce.
-Sam do cholery jasnej, spójrz się na mnie! –podniósł głos.
Jednak w dalszym ciągu nie zrobiłam żadnego ruchu. Wtedy chłopak złapał mnie za nadgarstki, poprowadził do jednej z kabin i zamknął  do niej drzwi. Przycisnął mnie do jednej ze ścian.
-Po pierwsze. Z tego co wiem jest to damska ubikacja, a po drugie puść mnie. –powiedziałam spokojnie.
-Nie, nie puszczę. –cały czas utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.
-Więc czego chcesz?
-Co ty tak właściwie wyrabiasz?!
-Hmm.. Pomyślmy. No wiesz, jestem waszą wielką fanką i chciałam autograf, to takie dziwne? –zaśmiałam się. –Swoją drogą, czuję się zaszczycona, że moje nadgarstki trzyma sam Harry Styles!
-Sam, przestań udawać!
-Och, kolejny błąd Styles. Ja nie udaję, to ty to robiłeś aktorzyno. –uśmiechnęłam się.
-Ja nie udawałem!
-Tak, tak, bla bla bla. –udaję, że ziewam. –Kocham te twoje opowieści, aż doprowadzają do snu. A teraz puść mnie proszę.
Jednak Harry jeszcze mocniej przycisnął mnie do ściany i przybliżył swoje wargi do moich. Już chciał mnie pocałować, ale ja odwróciłam twarz. Trafił tylko w policzek.
-Pojebało cię? Masz dziewczynę debilu! Nie rób jej tego co mi! Może i jest wredna, ale nie zasługuję na to co ja! A teraz puszczaj mnie Styles!
-Sam, proszę.. Raz.
-O mój może… Harry, słyszysz siebie? Słyszysz?! Jak możesz być taki… Teraz już wiem jak to było z tą dziewczyną, z którą mnie zdradziłeś. Och, Anabel.. No dawaj! Jeszcze jeden szybki numerek nikomu nie zaszkodził.. –zaczęłam go naśladować. –Chodź do łazienki. Kocham uprawiać dziwki sex w małych pomieszczeniach! Och… Anabel.. Dawaj, dawaj! Już prawie..
W tym momencie zakrył mi usta dłonią. Ugryzłam go w nią i szybko ją zabrał.
-I co Harruś. Nie chcesz tego słuchać? A ja tak sobie to wyobrażałam przez ten cały czas mojego cierpienia.. Teraz staram się dodać do tej sytuacji jakieś bajery. Albo ty z Amber.. Wymyślmy coś…
-Zmieniłaś się.
-Ojej! Dopiero teraz to zauważyłeś Styles? Tak, zmieniłam. I bardzo ci za to dziękuję kochanie. To wszystko dzięki tobie. Ooo! Mam! Ty i Amber w tym basenie.. –wybuchłam śmiechem.
-Czy dasz mi to wszystko wytłumaczyć?
-No co ty Styles! Nie masz co tłumaczyć! A może jak w tych wszystkich filmach zostaniemy przyjaciółmi? Ta! Byłaby zabawa…
-Sam, porozmawiaj ze mną na poważnie! Kurwa! Proszę..
W końcu wyrwałam mu się.
-Teraz to ty mnie posłuchaj. –położyłam palec wskazujący na jego piersi. –Trzymaj tą swoją dziewczyneczkę-blondyneczkę z daleka ode mnie. I sam trzymaj się z daleka! Masz dziewczynę! Kochasz ją, całujesz, macasz i nie wiem co tam jeszcze, więc przestań lecieć na dwa fronty! Myślisz, że jak jesteś sławny to możesz mieć wszystko. Ale nie Haroldziku. Jesteś tylko zwykłym dupkiem! Dupkiem, który ma dużego i myśli, że zaliczy wszystkie. Tak, tak.. Mnie zaliczyłeś i naprawdę żałuję tego, że straciłam dziewictwo z takim sukinsynem jak ty!
-Sam..
-Nie! Zostaw mnie! I trzymaj się swojej dziewczyny! Bo oboje jesteście siebie warci. –wyszłam z ubikacji zatrzaskując drzwi.
-No Sami, jesteś.. Co tak długo?
-A bo ten… Ten shake mi chyba zaszkodził. Nie wchodźmy w szczegóły.
-Tak, tak, masz racje.
-To co, wieczorem kino? Może weźmiemy Zayna..
-Tak! Lubię Zayna! –uśmiechnął się.
-Zauważyłam.. Przeciwieństwa się przeciągają. Dobra, a teraz lecę, o 18?
-Mhm.
-To pa kotku! –dałam mu buziaka w policzek i przytuliłam.

-Ohoohoh! Jeszcze do tego mnie śledzisz. –powiedziałam. –Bądź jak Sherlock Holmes.. Ale muszę z przykrością stwierdzić, że Roberta Downey Juniora urodą niestety nie wyprzedzasz.
-Ja chce tylko porozmawiać.
Zatrzymałam się.
-O czym ty chcesz jeszcze ze mną rozmawiać?
-O nas.
-Harry, proszę cię… Nie ma nas i już nie będzie. Po drugie, chyba nie chcemy oboje znowu grać. Nie mam na to czasu. A po drugie, jakoś nie lubię trójkątów. Są takie szpiczaste. –uśmiechnęłam się.
-Czemu ty sobie ze mnie żartujesz?
-Ja?! No co ty.. Ja.. Nigdy. Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć? Ja po prostu jestem małą, wredną egoistką Styles, która niestety nie przepada za gadaniem z tobą i teraz musi już lecieć żeby załatwić sprawę z takim jednym.  
-Z Zaynem, prawda?
-Och! Einstein z ciebie kotku. –roztrzepałam mu włosy.
-Możesz przestać?! Przestań zachowywać się tak jakbym dla ciebie nic nie znaczył!
-Oj Harry, Harry… Bo ty dla mnie nic nie znaczysz, kochanie. –uśmiechnęłam się.
-Jesteś tego pewna? A udowodnić ci, że jest inaczej?
-Ha ha ha… A skąd ta pewność?
-Widzę to po tobie.
-Jeszcze może powiesz, że jesteś jasnowidzem i wystarczy, że spojrzysz na człowieka, Abra Kadabra i buu! Już wszystko o nim wiesz, co?
-Sam, ja..
-Niestety nie jesteśmy w bajce kochanieńki. A teraz przepraszam, idę do kogoś.
Przyśpieszyłam kroku.

-Zayn! Hej! –przytuliłam go.
-Sami, a co ty tutaj robisz?
-Przyszłam żeby zaproponować ci wyjście do kina. Ja, ty i Henry. Piszesz się?
-Jasne! O której?
-18. W kinie.
-Z przyjemnością. –uśmiechnął się.
-Ok, a więc jesteśmy umówieni. Tylko wiesz.. Zamaskuj się, dobrze?
-No wiem, wiem. Zamaskuję. A teraz muszę iść, koniec przerwy.
-Ta, praca..
-Zostaniesz?
-Tak, posiedzę do 16, a potem pójdę do domu się przebrać.
-Super, to do potem. –dał mi buziaka w policzek.
-Do potem. –uśmiechnęłam się.
W tym momencie otworzyły się drzwi od studia i do pomieszczenia wszedł Harry trzymając się za ramię. Zobaczyłam malutkie, czerwone kropelki spływające mu po dłoni.
-Jezu Harry, co jest? –podbiegłam do niego. –Zabierz rękę, pokaż!
-To nic takiego. –oznajmił spokojnie.
-Jak to nic? Pokaż, szybko!
Wreszcie odkrył ranę. Co prawda była to średniej wielkości ryska.
-Kto ci to zrobił?
-Fanki, niechcący.. Mogłem wejść od tyłu.
-Poczekaj, usiądź. Pójdę do Paula po jakieś opatrunki.
Harry złapał mnie za dłoń.
-Sam, nie musisz. –spojrzał się na mnie.
-Ale chce. –odparłam stanowczo i wyrwałam rękę z jego objęć.
Podeszłam do ich ochroniarza.
-Paul, masz jakieś opatrunki? Wodę utlenioną, czy coś?
-A co się stało? Tak w ogóle gdzie jest Harry? Wszyscy na niego czekają!
-No właśnie to dla niego.
-Co?! Co się stało?! Gdzie on jest?!
-Spokojnie, Paul. Daj mi te przedmioty, dobra? To tylko mała ryska na ramieniu. Nic wielkiego. Ja to opatrzę, ok?
-Dobrze, ale na pewno wszystko ok?
-Tak. Harry zaraz dołączy do chłopaków.
Wzięłam od niego opatrunki.
-Ale na pewno wszystko gra?
-Tak Paul. Harry zaraz tu przyjdzie. –uśmiechnęłam się.
-Dobra.
Wróciłam do chłopaka.
-Okej, mam jakieś plastry, bandaż, nawilżane chusteczki i wodę utlenioną.
Obmyłam mu mokrym ręcznikiem ranę od krwi. Potem pokropiłam ją troszkę wodą utlenioną.
-Ałłć.. –jęknął.
W końcu założyłam plaster.
-Zrobione. A teraz idź śpiewać.
-Ty się o mnie martwisz. –spojrzał mi głęboko w oczy.
-Nie, po prostu nie chciałam aby chłopacy na ciebie tyle czekali.
Odwróciłam się od niego. Podeszłam do okna i skrzyżowałam ręce na piersiach. Po chwili chłopak objął mnie w talii.
-Wiem, że było inaczej. –szepnął mi do ucha.
-Harry, daj spokój. –wyrwałam się mu. –Wszyscy na ciebie czekają, a ty zajmujesz się takimi głupotami.
-Nie jesteś dla mnie głupotą.
-Bla bla bla.. To papa! –pchnęłam go na korytarz prowadzący do studia.

-Już po 16. Lecę. Do zobaczenia. –odparłam do Zayna. –Swoją drogą, świetnie śpiewałeś.
-Dziękuję. Pa. –pocałował mnie w głowę.
Chciałam już wyjść, kiedy ktoś mnie zatrzymał.
-Sam!
-Lou!
Przytulił mnie mocno.
-Wiesz jak dawno nie rozmawialiśmy? Brakuję mi ciebie. –zrobił smutną minkę.
-Mi ciebie też wariacie. Może wyjdziemy gdzieś jutro?
-Z chęcią!
-16 przy London Eye?
-Dobrze.
-A teraz lecę stary. Trzymaj się świrze. –dałam mu piątkę i wyszłam.

-Sam! Jak tam pierwszy dzień w szkole? –spytał mój ojciec kiedy weszłam do domu.
-Hej tato! Bardzo dobrze. –uśmiechnęłam się. –No wiesz.. Mam kapitana drużyny futbolowej przy sobie, więc nic mi nie grozi.
-Tak. Pewnie nie może odgonić od siebie dziewczyn.
-Uoa.. Masakra z nimi. I te ich spojrzenia kiedy idę z nim pod ramię.
-To wy jesteście.. No wiesz.. Razem?
-Nie. Jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo, bardzo bliskimi. Ale nic poza tym. –uśmiechnęłam się.
-Aha. Tak myślałem. Pasowalibyście do siebie.
-Może i tak, ale nie potrafiłabym myśleć o Henrym jako o chłopaku… Raz udawałam, że jesteśmy razem i mi to wystarczy.
Ale może on przynajmniej nie sprawiłby mi takiego bólu jak Harry.
-Ale musiało być fajnie!
-Tak, było wesoło… -wróciłam myślami do tamtej imprezy.
-Wybierasz się gdzieś dzisiaj?
-Mhm.. Lecę z nim do kina.
-Tylko żebyś się wyspała jutro do szkoły.
-Tak tatusiu, wiem, wiem. A teraz idę się przygotować.
-Chcesz coś do jedzenia?
-Nie jestem głodna.
Weszłam do swojego pokoju. Założyłam czarne, obcisłe rurki, biały top na ramiączka, do tego dżinsową kamizelkę z ćwiekami typu DIY i militarne, ciemne buty. Spakowałam potrzebne rzeczy do torby i zeszłam na dół.
-Wo! Co za styl! –zaśmiał się mój ojciec. –Czyżby z mojej kochanej córci zrobiła się zła dziewczynka?
-Mhmm.. –uśmiechnęłam się. –Jestem w końcu już prawie dorosła.
-No racja, racja. Ale nie zrobisz żadnych głupot?
-Na razie nie planuję. A teraz lecę, pa tato. –pomachałam mu i wyszłam.

-Nie ogarniam cię.. Serio.. –oznajmił Henry.
-Dziękuję za miłe powitanie Hitlero. –uśmiechnęłam się. –A więc czemu mnie nie ogarniasz?
-Bo najpierw ubierasz się jak grzeczna, słodka dziewczynka, a teraz takie woo!
-Jesteś identyczny jak mój ojciec! Spokojnie. Twoja Sam nie zmieni się z charakteru. Po prostu.. Jestem trochę dojrzalsza kotek. Zayn się spóźnia?
-JEZU, SAM! –krzyknął.
-Gdzie pająk?! AAA! –zaczęłam skakać.
Wybuchnął śmiechem.
-Nie o to mi chodzi wariatko! Nie spóźniłaś się! Pierwszy raz!
-Ach.. –doprowadziłam się do ładu. –No się ma to coś. –zarzuciłam włosami.
Ktoś zaszedł mnie od tyłu.
-Co tak wymachujesz tymi lokami? –spytał.
-Zaynuś! –rzuciłam się na niego. –Sieeem! –dałam mu piątkę. Wyglądasz jak baba, ale to dobrze.. Wezmą mnie za lesbijkę!
Chłopcy zaczęli się śmiać.
-No eej! Ja wiem, że jestem zabawna.. Ale żeby aż tak? Achh.. –zrobiłam pozę modelki.
-Tak nasza skromnisio. –Malik przerzucił mnie przez ramię. –Kierunek kino!
Weszliśmy do środka.
-Jaki gatunek?
-Horror! –od razu odpowiedziałam.
-Przykro mi, Sam. –postawił mnie. –Ale dzisiaj nie będziemy oglądać strasznych filmów.
-Więc to! –wskazałam palcem na plakat.
-Superbohaterowie? Dobra myśl.. –powiedział Henry.
-Avengers będzie idealne. –odparłam. –Zayn, piszesz się?
-Dla ciebie wszystko. To ja pójdę kupić bilety.
-Chwila, tylko wyjmę portfel…
-Nie, Sam. Ja płacę.
-Ohoohoh, nie. Dzisiaj ci nie pozwolę! Dam ci te 4 funty! Nie wiem, wcisnę do buzi, do włosów, spodni, czapki, skarpetek lub butów, a ty masz je wziąć! Rozumiesz?!
-Do spodni z przyjemnością. –uśmiechnął się i poruszył brwiami.
-Zayn! –zaśmiałam się. –To nawet śmieszne nie było.. Masz! I idź kup! I mi nie oddawaj! NIGDY!
-Dobra, dobra.. Tylko mnie nie bij.
Uśmiechnęłam się.
-Dobrze, nie pobiję. Postaram się. A teraz idę się odstresować do stoiska ze słodyczami. Jakby co, to czekam przy sali.
Podeszłam do sprzedawcy.
-poproszę popcorn karmelowy, duży, mega, największy.. Do tego pepsi. Jakieś 2 batony i paczkę żelek, Haribo. Same czerwone jak można.
Jednak Harry z tym miał rację, ech… Zapłaciłam za „zdrowy” posiłek i doszłam do chłopaków.
-Kupione? Przy kim siedzę?
-Przy nas. –odparli po równo.
-Ach, środeczek.. Szkoda, że nie wybraliście horroru.. Bym się wtulała..
-To ja idę zmienić film!
-Hhahhaha, Zayn. Już za późno biedaku. Najwyżej następnym razem.
Weszliśmy do pomieszczenia i zajęliśmy swoje miejsca.
-Wiecie co? Te wasze perfumy tak się mieszają i całkiem niezły zapach tutaj mam. –szepnęłam do nich.
Nagle zgasło światło i włączył się ekran. Seans się zaczął. Zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie byłam z Harrym sam na sam w kinie. Czemu ja do cholery o nim ciągle myślę?!

-Żegnam się już z wami chłopcy. –powiedziałam wychodząc z kina.
-Co? Już? Nie idziesz z nami na kawę?
-Em, nie. Nie chce.
-No dawaj Sami. –Henry uśmiechnął się.
-Nie mam ochoty. Idźcie sami.
-Jesteś pewna?
-Tak, tak.
-Na pewno wszystko gra? –Zayn pogłaskał mnie po plecach.
-Mhm.. To do zobaczenia. Henry, o której jutro do szkoły?
-Na 9.
-Dobra, to do jutra. –przytuliłam ich.

*Zayn*
Było już ciemno. Szedłem razem z Henrym ramię w ramię przez park.
-Co się z nią dzieję? Najpierw jest taka wesoła i szczęśliwa, a potem nagle traci humor.
-Ech, naprawdę nie wiem..
-Myślisz, że chodzi no wiesz.. O niego?
-Chciałbym żeby tak nie było, ale też mi się tak niestety zdaję.
-Nie rozumiem co ją tak do niego ciągnie.. Przecież to zwykły dupek i tyle!
-To także mój przyjaciel.
-Na serio jeszcze czujesz do niego jakoś.. sympatię? Bo ja go serio nie cierpię.
-Henry. Jesteśmy już tyle czasu razem w zespole…
-Ale on skrzywdził osobę, którą kochasz!  Bo ją kochasz, no nie?
-Bardzo.
-No właśnie.. Wiec nie rozumiem jak możesz tolerować tego.. –powstrzymał się.
-Słuchaj. On był ze mną we wszystkich trudnych chwilach. Kiedy byłem smutny, kiedy zmarł mój dziadek, a nawet kiedy fryzjer źle mi ostrzygł włosy…
-Uoa! Harry ma uczucia? Wow!
-On nadal kocha Sam.
-Więc naprawdę strasznie to okazuję.
-Chodzi ci o Amber?
Przytaknął.
-A czy nie widzisz tego jak na nią patrzy? Jak się uśmiecha na jej widok? Jak..
-..Jak się obściskuję z tą blondyną, jak wszędzie ją maca i bla bla bla.. Ta. Tak na pewno zachowuję się dorosły mężczyzna.
-Ale bez względu na to on o niej nie zapomniał.
-Więc walcz o nią! Wiem, że ty byś jej nie zranił…
-Tak łatwo ci to mówić.
Niestety gorzej zrobić. On ją kocha, ona nadal kocha jego. Ale ja muszę coś zrobić…

-Czy ty nadal go kochasz? –spytał Henry wchodząc nazajutrz do szkoły.
-Nie wiem o kim mówisz. –skłamałam.
-Dobrze wiesz o kim.
-Głodna jestem.
-Sam, nie zmieniaj tematu! Zadałem ci łatwe pytanie. Odpowiedz.. Tak lub nie.
-Henry, daj spokój.
-Po prostu chce mieć pewność. –zatrzymał się i spojrzał głęboko w oczy. –Tak czy nie?
W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Lekcje.. Pierwsza.. Pa!
Odnalazłam salę i szybko do niej weszłam, tak aby nie dogonił mnie mój przyjaciel. Zajęłam miejsce na końcu, przy oknie. Chwilę później w pomieszczeniu zjawiła się kobieta średniego wieku. Na szczęście brunetka..
-Witam państwa! –zaczęła. –Jak widzicie to właśnie ze mną macie pierwszą lekcję w tej szkole. Uczę języka Angielskiego i naprawdę bardzo miło mi was poznać. Może się przedstawicie? Proszę, zacznijmy od ciebie.
-Em.. Mam na imię Margaret..
Zaczęły sypać się imiona z których zapamiętałam tylko z 3 lub 4. Spoko! Nadeszła moja kolej.
-Jestem Samanta Bielaśko.
-Tak, tak.. Pamiętam cię z wczoraj. –uśmiechnęła się.
-Ta.
-A więc, chodzisz z Henrym Cain? To znaczy, jesteście parą? -spytała. –Och! Chce wam przypomnieć, że szanowny Henry jest kapitanem drużyny futbolowej i wzdycha do niego naprawdę bardzo dużo dziewczyn.
-Em… Jakoś nie mam ochoty opowiadać o moim życiu prywatnym.
-Dobrze, rozumiem. Masz swoje zdanie i bardzo dobrze! Ja się nie wcinam.. Bielaszko? To nie angielskie nazwisko.
-Biela-Ś-ko. Nie, to polskie nazwisko.
-Czekaj.. Jesteś z Polski?
-Tak.
-Ale naprawdę? Kiedy się tutaj przeprowadziłaś?
-Niedługo minie rok.
-Jak widać mamy tutaj cudzoziemców. Naprawdę mnie tym zdziwiłaś Samanto. –puściła mi oczko.
Pokazałam jej ząbki.

-Wrócimy do tematu? –spytał się mnie Henry, który dogonił mnie kiedy wracałam do domu.
-Jakiego? Ach! Tak, tak.. W szkole dobrze wszystko. Nauczyciele niektórzy dziwaczni, ale dzięki tobie mam pozycję, więc luz.
-Sam, proszę! Wiesz o co mi chodzi..
-Tylko, że ja nie mam ci nic do powiedzenia.
-Masz. Zadałem pytanie. Czy coś jeszcze czujesz do Stylesa?
-Ohooh! Czyżbym usłyszała nazwisko mojego sławnego chłopaczka? –usłyszałam ten piskliwy głosik.
Nie zważając na nią uwagi poszłam dalej ramię w ramię z przyjacielem.
-W dalszym ciągu nie rozumiem po co ci to. Może założyliście biuro detektywistyczne z Zaynem, co?
-Nie. Po prostu jako twój przyjaciel chce o tym wiedzieć.
-Wiedzieć o czym? –znowu ona.
-O dupie łosia, który spaceruję po pustyni. –odezwałam się oschle.
-Bardzo śmieszne… O, hej kochanie!
Gwałtownie się odwróciłam. Harry czule całował Amber i mocno ją przytulał.
-No hej kotku, to co dzisiaj robimy?
-Chcesz coś ze mną robić? –puściła mu oczko.
Dalej byłam przez niego niezauważona.
-Przecież mamy umowę.
-Przypomnij. –uśmiechnęła się i położyła mu dłonie na karku.
-W zamian za to, że będę dla ciebie dobry i zabierał cię w różne miejsca staniesz się miła dla Sam. –pokazał zęby.
-Ty bydlaku. –odparłam stanowczo.
Gwałtownie jego wzrok utkwił na mnie.
-Jak możesz stawiać jej takie ultimatum? A ty jak możesz się na to nabierać?! –spojrzałam na dziewczynę. - W zamian, że będę dla ciebie dobry? Co to do cholery w ogóle jest? Więc nie jesteś dla niej dobry? Co? Może ją bijesz, krzyczysz? Nie, nie Harry.. To nie w twoim stylu. –podeszłam do niego. –Ty po prostu traktujesz ją jak zabawkę i pieprzysz się z innymi po nocnych klubach, a ja nie mogę uwierzyć, że ona się na to godzi! Że siedzi wieczorem przed laptopem, a ty.. w łazience albo w.. samochodzie.. –zrobiłam minę obrzydzenia.
-Sam.. –położył dłoń na moim ramieniu.
-Ach! I jeszcze jedno.. –szybko ją zdjęłam. –Odpieprz się od mojego życia i nie wkładaj do niego swoich brudnych rąk, bo ja potrafię poradzić sobie sama! Nawet z taką jak ona! Się znalazł bohater za dychę. –odeszłam.
Nagle się zatrzymałam. Znowu skierowałam swój wzrok na niego.
-Wiem, że ty –wskazałam na Amber - ani żadna inna tego nigdy się odważy się zrobić, ale kto powiedział, że jestem taka jak wy. –znowu przybliżyłam się do chłopaka.
Dałam mu bardzo mocnego plaska w policzek.
-Naprawdę nie wiem co one w tobie widzą dupku.
Dołączyłam do Henrego i w końcu od nich uciekłam.

-Lou! Mój kochany Lou! –przytuliłam go.
-Witaj Sami, nasz wariacie i moja najlepsza przyjaciółko, którą widziałem chyba z rok temu.
-Przepraszam, ale byłam całkowicie zajęta.. Ale i tak wiesz, że cię uwielbiam?
-Pf.. Mnie wszyscy uwielbiają.. –rozłożył ręce.
-Tak, tak. Dobrze, że jesteś w przebraniu mój skromny chłopaczku. –A teraz chodź na lody.
-Tak w ogóle słyszałem, że wybierasz się na nasz jutrzejszy koncert!
-Tak. –uśmiechnęłam się.
-Mogę znać numer siedzenia?
-Em, nie Lou! Chce dać szansę innym fankom pokazania się z wami na scenie i dotknięcie was!
-Ale ty przecież też jesteś jedną z nich.
-No tak, ale idę tutaj, teraz z Louisem Tomnilsonem, a inne fanki siedzą przed komputerami i patrzą na twoje zdjęcia w sieci. Czy to nie dziwne? Po prostu. One są takie jak ja. Kochają tą piątkę… Teraz 4 wariatów, ale ja nie chce być egoistką. Wolę uszczęśliwić inną dziewczynę niż siebie.
-Masz serce. Rozumiem. Nasze fanki by cię uwielbiały..
-Ohooh, ta! A w szczególności gdyby zobaczyły mnie z którymś z was.. By była zazdrość, nienawiść i wrogość do mojej osoby! Dziękuję za takie coś. Jaki smak?
-Wanilia i papaja.
-Ok. Poproszę dwa lody do dwie gałki. Jedna wanilia-papaja, a druga malina-kiwi.
-5 funtów.
-Proszę. –dałam pieniądze i wzięłam lody. –Dziękuję, do widzenia.
-A jak tam w szkole?
-Amber w szkole –westchnęłam.
Spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem.
-No co? Dziewczynka Harolda chodzi do tej samej szkoły co ja.. I nie dość tego, jest kapitanem drużyny cheerleaderek.
-łohooh.. ostro..
-Zaczęła mi grozić.
-Że jak?! Gdzie ona teraz jest?! –wstał gwałtownie.
-Lou, spokojnie. Siadaj bohaterze za 2 grosze. –puściłam mu oczko.
-Nikt nie ma prawa ci ubliżać, a zwłaszcza ona.
-Wiem, Harry już o tym pomyślał.
Znowu ten wzrok.
Zawarł z nią umowę, że będzie dla niej miły w zamian za to, że ona się ode mnie odczepi.
-Wiedziałem, że on coś jeszcze do ciebie czuję!
-No tak, ale ja zrobiłam mu za to awanturę.
-Słucham?
-Bo to jest okropne! Jestem pewna tego, że on zdradza tą Amber na prawo i lewo i nic sobie z tego nie robi! Ugh! Nawet nie mogę o tym myśleć jak może robić jej takie świństwa!
-O mój boże..
-Co?
-Ty jeszcze coś do niego czujesz!
-Słucham?! Ja?! Wstręt? Tak.
-Kochasz go?
Wybuchłam śmiechem.
-Jasne, że nie. Nie po takim czymś.
-Sam. –spojrzał się na mnie.
Czułam się niepewnie.
-No co? Nie, nie czuję cholera! On jest straszny i odrażający! Żałuję, że go poznałam. Mogło zacząć się od Zayna. Zresztą, nie chce o tym gadać, dobrze? Jak tam z Eleanor?
-Wiesz, że chce dla ciebie najlepiej. Z Eleanor dobrze. Nawet bardzo dobrze.
-A nie planujesz czegoś poważniejszego? No wiesz.. Wspólne mieszkanie, wspólna przyszłość?
-Ech. Ostatnio nawet nie mam czasu tego przemyśleć.
-Rozumiem. Macie dzisiaj próbę?
-Tak, na 17.30. Zostało mi jeszcze jakieś pół godziny. Przyjdziesz?
-Nie, nie mogę. Po pierwsze, muszę odrobić pracę domową, a po drugie chce mieć niespodziankę! Też jestem w końcu fanką. –uśmiechnęłam się.
-Ach, no tak, rozumiem. Na pewno nie chcesz podać mi swojego miejsca?
-Nie. –pokręciłam głową. –Inne też muszę mieć szansę. A teraz leć, bo się spóźnisz. Do jutra! Mam nadzieję, że zachowam dobre wspomnienia. To w końcu mój pierwszy koncert samego One Direction!
-Pa Sami. Mam nadzieję, że gdzieś tam cię zobaczę w tłumie.
-Ty się nie rozglądaj za mną tylko za innymi! Żeby chociaż na chwilę poczuły się szczęśliwe.
-Dobra, dobra. Na razie. –przytuliliśmy się przyjacielsko.
-Do zobaczenia. –pomachałam mu.
Po chwili zniknął za zakrętem.

Piski setek tysięcy pięknych fanek. Na pewno każda z nich marzy o tym żeby spotkać chłopaków i jednego w sobie rozkochać… Aby Lou, Niall, Liam, Zayn lub Harry był tym jedynym, którego będzie mogła przytulać, całować i spędzać  z nim jego każdą wolną chwilę… Że będzie mogła czuć ciepło jego ciała i zapach pięknych perfum… Uświadomiłam sobie, że jestem wielką szczęściarą, ale gdy zagłębiałam się w tłum czułam z tymi dziewczynami jakoś nierozłączną więź. Nie uważałam się już za Sami-przyjaciółkę sławnych piosenkarzy, która się kryje, tylko za normalną, szarą Sam. Wielką fankę One Direction pogrążoną w milionach marzeń.
-Bilet poproszę.
Podałam papierek.
-Zgadza się. Następna!  -kobieta w średnim wieku krzyknęła.
Przeszłam przez średniej wielkości automatyczną barierkę i znalazłam się na wielkim placu z masą siedzeń i najważniejszym – ogromną, pięknie oświetloną sceną na której trwały jeszcze przygotowania. Nawet nie mogłam uwierzyć, że tu jestem.. Ja.. To jest właśnie dowód na to, że marzenia się spełniają. Przepchnęłam się przez tych wszystkich ludzi i zajęłam miejsce. Co prawda nie było one dla VIP’ÓW w pierwszym rzędzie.. Była z niego słaba widoczność, ale zawsze są telebimy, no i uszy. Normalnie jestem pewna tego, że wylosują moje miejsce i zostanę wprowadzona na scenę, do chłopaków! Pff, a jakbym mogła to nie być ja? To przecież oczywiste.. Jestem taka piękna i wyjątkowa, że to na pewno będę ja. Pf.. – zaśmiałam się w duchu. –Serio, ciekawe kto będzie tą szczęściarą. Mam nadzieję, że to jakoś odmieni jej życie. Po chwili zgasły światła i rozpoczęło się wielkie „woooah”. Siedziałam przy dwóch chyba młodszych ode mnie blondynkach, które były naprawdę zachwycone tym wszystkim..
-Pierwszy koncert? –spytałam się jednej.
Przytaknęła.
-Jest tu tak świetnie! Aż mnie w brzuchu ściska! –uśmiechnęła się.
-Mnie tak samo! Kto jest twoim ulubieńcem?
-Nie mam. Wszystkich kocham po równo! Ale gdybym miała wybierać to Harry..
Oj dziewczyny.. gdybyście zobaczyły co kryje się pod tą burzą loków..
-A twój? –wyrwała mnie z przemyśleń.
-Sama nie wiem. Teraz chyba Lou.
-Aaaaaaaaa! ZACZYNA SIĘ! –krzyknęła.
Zaśmiałam się. To prawda. Wielkie SHOW miało zaraz się rozpocząć. Scena została oświetlona i na scenę weszło 5 chłopców. Rozbrzmiała melodia piosenki  „Gotta Be You”. Wszyscy wstali z miejsc i robili falę, machali, piszczeli, wrzeszczeli.. To się nazywa koncert!

Do tej pory zagrali 6 piosenek. Moje nogi odmówiły już posłuszeństwa, ale dalej tańczyłam… W pewnym momencie podszedł do naszego rzędu jakiś mężczyzna odziany z mundur. Wymieniłam z dziewczynami pytające spojrzenia. Kierował się w naszym kierunku, a kiedy już się obok nas znalazł, spojrzał na siedzenie i powiedział do mnie:
-Pani pójdzie ze mną.

________________________________

PRZEPRASZAM I DOBRY WIECZÓR! :) 
Więc tak, przepraszam za to, że tak dłuuuuugo nie dodawałam. Po prostu miałam wyjazdy. A kiedy znalazłam kilka dni wolnego to pisałam, pisałam i pisałam żeby był wyczerpujący :P 
I się chyba opłaciło! Zyskałam więcej komentarzy.. Więc mam dłużej nie dodawać żebyście w końcu pisali co sądzicie o rozdziale? :) 

Co do moich bzdur... Ten rozdział bardziej poświęciłam Sam i Harremu. Zachowuję się jak stare małżeństwo.. Dobra, nie.. Za bardzo się kłócą. Sam jest wredna. Strasznie wredna. Ale właśnie teraz chce ją taką pokazać, a potem... 
Zobaczycie! ;)

KOMENTUJCIE KOCHANI! ZALEŻY MI! LENIE! ♥
+dodawajcie do obserwowanych. 

Woo! Jestem już z wami 30 rozdziałów! 

Ola.