sobota, 25 lutego 2012

ROZDZIAŁ XIV


Po drodze do mieszkania Larrego dużo rozmawialiśmy.. Naprawdę to było dziwne, czułam się tak fajnie. Nie potrafię tego opisać.. Henry, teraz chłopcy, czułam, że tu będzie naprawdę zajebiście.
-Co tak myślisz?-zapytał Lou kiedy jechaliśmy windą do ich domu.
-A bo wiesz.. to dla mnie takie dziwne, bo macie miliony fanów i..
-Sami, przestań, po prostu.. polubiliśmy cię! Jesteśmy przecież normalnymi ludźmi, nie zwracamy uwagi na to czy osoba, którą darzymy sympatią jest sławna czy  nieznana, to nie ma znaczenia..
-To takie miłe! Dobra, na którym piętrze mieszkacie?
-Na ostatnim.
-Ty leniu! Nawet po schodach nie chciało ci się wchodzić.-szturchnęłam do lekko w ramie uśmiechając się.
-Ałaa! Hhahah! To bolało! Jesteś jak..
-Pudzian?
-Co, lub kto?
-aa, no tak, to taki polski siłacz, wiesz, podnosi ciężary itp.
-Aha, no dobra, to jesteśmy.. przywitaj się z twoim nowym domem.
-Z moim?
-No tak.-oznajmił Lou wyszczerzając się. I otwierając drzwi.
-Dobra, nie wnikam w szczegóły… LOLA! Czekaj! Jesteś cała mokra… Nie trzep się! Cała woda, zimna! Nieeee!
-AAAA! Co to za pies? Jezuuu, Lou skąd wziąłeś psa? Jestem przez niego cały mokry.. ooo kurde.-Harry spojrzał się na mnie.
-Ja przepraszam, ale nie dopilnowałam jej i ten…
-Sam?! Lou?! To Sam? Niee…
-To właśnie była ta niespodzianka!
-Aha..
Wtedy spojrzałam na dół, okazało się, że Harold łaził w bokserkach.. wyglądał całkiem sexy, że tak powiem..
-Hazza! Dół!- krzyknął pan marchewka.
-Dół? Aaa, no tak! Mam na sobie.. dobra, idę się przebrać..
-Hhahahahhh, przyzwyczajaj się!
-A luzik, wyglądał nieźle.-szepnęłam, puszczając oczko.
Lou zaczął się śmiać.. Wtedy wszedł Harry, tym razem w spodniach, ale jak to on miał je opuszczone do połowy dupy.
-Z czego się tak śmiejesz?
-Aaa z niczego! My z Sam mamy takie fajne wyznania!
-Jakeś szczegóły?
-Chciałbyś!-krzyknęłam.. eeej, a gdzie jest Lola? LOLA?! GDZIE JESTEŚ?
Zaczęłam biegać po ich apartamencie przewalając się kilka razy.. bo było tam strasznie ślisko. Chłopacy tylko śmieli się i wspominali razem moją reakcję na ich widok w wakacje.. Nie zwracałam na to uwagi, chciałam tylko znaleźć tego psa.. Został mi ostatni pokój, pisało na drzwiach „Harry”, weszłam i to co zobaczyłam mnie przeraziło.. zaczęłam się drzeć.
-AAAA! Zgłupiałaś! Boże… hahahahahh.. mam płakać czy się śmiać?
-Co się dzieję?!-do pokoju wtargnął Lou z kijem bejsbolowym.. O mój boże, hahahahahhh, ee ty! Mężu mój, chodź no tutaj!
-Co się stało? OOOOO! Mój pokój! Co z nimi zrobiliście… ja się pytam?!
Całe pomieszczenie wyglądało tak jakby przeszedł po nim huragan..  Ściany całe czarne, wszelkie szklane rzeczy pobite, łózko całe pogryzione, podobnie jak kanapa i fotele.. Szafki powyrywane, a Lola stała na środku merdając ogonkiem i ciesząc się ze swojego dzieła.
-Ja.. przepraszam, to nie mój pies.. Zapłacę.. prze..
-Przestań! Ja sobie radę dam, tak szczerze mówiąc to pomimo tych wszystkich naszych imprez nie miałem jeszcze takiego czegoś w pokoju.. Skąd ty się wzięłaś?
-Hmm.. z brzucha?
-Obstawiam, że z jakieś innej planety, no, ale jeśli chcesz być uważana za normalną to okej.-odpowiedział Harry szczerząc się.
-Hhahahh, bardzo śmieszne!-w tej chwili usłyszałam jakiś huk w salonie.
-Chłopcy przyszli!
-Normalnie wejście smoków.-wydukałam..
Weszliśmy do pokoju.. Zayn leżał na ziemi krzycząc „ałaaa”, Niall próbował ratować frytki z tej powodzi, a Liam trzymał się za ramię i się darł „Co wyście dzieci porobiły?!” 
-To nie nasz wina!-wydarł się na równo Larry.
-Eeeej no! Nie taka była umowa!
wtedy spojrzałam się na chłopaków.. uśmiechnęłam się, a oni w pewnej chwili wstali i zaczęli biec w moim kierunku.. Zdążyłam krzyknąć tylko „AAAA!”, a oni już leżeli na mnie..
-Aałć! Nie jesteście tacy chudzi na jakich wyglądacie! Ale spoko, jedna trzecia 1D leży na mnie, żyć nie umierać! Albo umierać.. nie mogę oddychać!
-Kurde, bo ją zabijemy!-wydarł się Liam na chłopaków.
Kiedy się ze mnie podnieśli odetchnęłam z ulgą od tego ciężkiego, ale jakże seksownego zestawu.
-Dziękuję tato..!
-SAM!-krzyknęli wszyscy naraz.
-No weźcie, wy też?
-Tak.. my też! Co ty tutaj do cholery robisz?!-krzyknął entuzjastycznie Zayn.
-Hmm… Mieszkam!
-TAAA?!-tym razem spytali się wszyscy, prócz Lou, który wiedział.
-No taak.. Kurde, cześć!
-Heeej! Ale fajnie, że jesteś, jeju, nudziło nam się tutaj.. bez ciebie!
-Hhahhahahhh, spędziłam z wami niecałą godzinę i wam się beze mnie nudzi?
-eej, a kto powiedział, że ta niecała godzina była genialna?
-No weźcie, bo się zawstydzę, tyle komplementów naraz!
-Sam, Lola jest chyba głodna, je jakieś buty…-oznajmił Lou zmieniając całkowicie temat.
-NIEEE! Moje ulubione buty!-wydarł się Harry i rzucił na psa..
Siłował się z nią dobre 15 minut i w końcu wygrał, ale buty nie były zdolne do użytku, tym razem zamiast przepraszać zaczęłam się śmiać jak głupia z chłopakami kiedy zobaczyłam Harolda klękającego na kolanach i unoszącego zmasakrowane buty do nieba szlochając.
-Macie coś do jedzenia?
-NIEE! Ja nic nie mam!-po 2 sekundach powiedział Niall.
-Osz tyy! Loli żałujesz? To taka dobra suczka..  A ty Lou? Gospodarzu, mężu Haroldowy, zlitujesz się nad nami?
-Jasne, chodź do kuchni..
-Więc to tu Hazza codziennie robi Ci śniadanie?
-A skąd wiesz, że ja nie robię jemu?
-Hhahahahhh, chyba marchewki z mikrofalówki!
-Skąd wiesz?! Nigdy tego nie zdradzałem.. chłopacy też!
-Zgadywałam.
-Taa? Czytasz mi w myślach, jesteś jakaś nadprzyrodzona?
-Tak, jestem wiedźmą!-zaczęłam go ganiać po całej kuchni.
-Hhahahahh, dobra koniec, zmęczyłem się!
-Się wchodzi po schodach, a nie! To masz coś tej lodówce?-wtedy chciałam ją otworzyć, ale Lou mnie powstrzymał..
-Nie!
-Czemu?
-Bo ten.. tego..
-Wiesz, że jestem wiedźmą tak? I wiesz co wiedźmy robią z niegrzecznymi chłopakami? Piekarnik jest blisko!-puściłam mu oczko.
-No dobra, ale się nie przeraź.
-O boże! Cała lodówka jest pomarańczowa.. tutaj jest z 50 kilogramów marchewek..
-Dokładnie 49.5 kilograma, nie spodziewałem się gości! Lola lubi marchewki?
-Nie wiem.. NIALL!-krzyknęłam.
-Co?
-Nakarmisz psa marchewkami?
-Spoko! Lola chodź!-i pies poszedł za nim, a ja rzuciłam mu 3 umyte marchewki.
-Chcesz coś do picia?
-Sok marchewkowy?
-Chyba muszę wywalić ten piekarnik.. mikrofalówka wystarczy.-wydukał Lou przełykając ślinę.
-a myślisz, ze do mini piekarnika się nie zmieścisz?-chytrze się uśmiechnęłam.
-No wiesz.. dieta..
-Marchewkowa?
I wtedy Louis wywalił mikrofalówkę przez okno.
-ZGŁUPIAŁEŚ?!
-To nie wiedziałaś?-zaczął się śmiać.
-Co tu się dzieję?!-do kuchni wpadli pozostali chłopacy i Lola z marchewką w pysku.
-A takie tam, Sam i Lou w kuchni!
-Gdzie jest mikrofalówka?-spytał Hazza.
Wtedy w tym samym czasie podeszliśmy do szafki na której stał piekarniczek i zasłoniłyśmy ją plecami.
-Jaka mikrofalówka?-spytaliśmy zdziwieni oboje.
-No tutaj stała..
-Dobra mężu, już nie gadaj, chodź do salonu!
-Ale..
-Kierunek SALON!-krzyknęłam i wszyscy tam popędzili…
Kiedy już się tam znaleźliśmy ogłosiłam wielkie sprzątanie.. Chłopcy wzięli mopy, szczotki, ja zresztą też i zaczęły się feriowe porządki, kiedy już nam się to znudziło, a jeszcze połowa pokoju wypoczynkowego była brudna zaczęliśmy bitwę na szczotki. Latałam jak głupia po domu za chłopakami udając Dark Vadera i krzycząc na całą japę „I’M YOUR FATHER!”, Hazzie zdecydowanie wychodziło to najlepiej.. Bo miał chrypkę, ale mnie się za to najbardziej bali! No, a jakby nie! Po jakiś 30 minutach wygłupów byłam wykończona.. Więc wpadłam na kanapę i zajęłam całe legowisko.
-No eej! A my?
-Wasze 5 dup nich się udomowi na dywaniku!
-Ale one są takie zgrabne, że..
I wtedy zadzwonił mi telefon, kiedy po niego biegłam potknęłam się o mop i wywinęłam kilka piruetów.. Normalka u mnie. Okazało się, że to mój tata dzwoni.
-EEEJ! MÓJ DAWCA PLEMNIKÓW DZWONI! CICHO!-I odebrałam.-Halo?
-No cześć córeczko, słuchaj..
-SAM, DOLEJ JESZCZE MI TEJ WÓDKI!-Krzyknął Lou.
-I PIWO JESZCZE KUP! ZGRZEWKĘ NAJLEPIEJ!-Wtrącił się Zayn.
-Samanto, co to było? Czy ktoś właśnie chciał od Ciebie.. Gdzie jesteś?!
-No na spacerze! Z Lolą, pamiętasz?
-I ktoś cię prosił o wódk…
-A tak w ogóle, po co dzwonisz?
-Bo chce żebyś przyszła do domu, chciałem pojechać..
-EEJ, A TE PAPIEROSY TO ILE KOSZTUJĄ?! DAJ JEDNEGO!-wrzasnął Niall.
-Sam, kto to?!-tym razem tata krzyknął.
-To bałwan… Nie, Lola, boże, jakieś żule mi tu się drą nad słuchawką.
-To gdzie ty jesteś?
-W tym.. w Żulowie, będę niedługo, pa!
-Ale…
I rozłączyłam się, spojrzałam na chłopaków z wrogością w oczach, nie obchodziło mnie kim są, czy sławni, czy kochani przez miliony.. chciałam tylko teraz rzucić się na nich i walczyć do upadłego!
-Zgłupieliście?! Porąbało was?!-rzuciłam się na nich.
Turlaliśmy się po łóżku i podłodze rozbijając przedmioty pozostałe po moim wejściu smoka na początku i darliśmy się wniebogłosy z bólu, ze śmiechu i czasem nawet nie wiem z czego. Taki gwałt zbiorowy! Podwójny trójkącik! 5 dupci ze mną.. I co chwila na którejś leżę, to jest coś! Po około 40 minutach rozdzielił nas tatuś, który przyniósł z pokoju Harolda kij bejsbolowy i zaczął nam nim grozić.
-Jak nie przestaniecie nie zawaham się go użyć! Mówię serio!
-Hhahhahahhh, tato no weź! Co my takiego robimy?
-Zachowujecie się jak durnie.. 5 latki! Kiedy cię nie było był poziom 10 latków, ale teraz!
-To źle?-zrobiłam smutną minkę.
-Hahhahh, no jasne, że dobrze! Tylko dzisiaj naprawdę przesadziliście..
-Dobra chłopacy, kończymy, bo tatuś się wkurzy.
Wszyscy się podnieśliśmy.. I zobaczyliśmy mieszkanie Larrego z góry, było okropne.. jakby jacyś żule tu mieszkali!
-No em.. ten tego.. macie jakoś ekipę sprzątającą?-wydukałam.
-Hhahhahah, spoko Sami, my już sobie poradzimy!
-Czyli jest okej? Będę żyć?
-No jasne..-krzyknęli wszyscy naraz.
-I pomyśleć, że zrobiła to taka jedna, najzwyklejsza dziewczyna.-Liam złapał się za głowę..
-Najzwyklejsza? A czy najnormalniejsza dziewczyna dokonałaby takiego czegoś? Ona jest wyjątkowa! Idealna dla nas!
-Ojej, Lou, dzięki, bo się zaczerwienie! Eej, coś się rusza!
Wszyscy zaczęli się śmiać.
-Ludzie, bez skojarzeń! O mój boże.. 20 nieodebranych połączeń, ile czasu minęło od naszej walki?
-No już jakaś godzina..
-O kur.. To znaczy cholera! Musze lecieć, tata mnie zabije! Pewnie myśli, że mnie zgwałciliście!
-A nie zgwałciliśmy? To chyba tak wyglądało.-oznajmił wyszczerzony Zayn.
-A z góry jeszcze gorzej..-dokończył Liam.
-Dobra, nie wchodzę w szczegóły tato, muszę lecieć do mojego drugiego ojca. Nie obrazisz się, co?
-No będę tęsknić córeczko, ale obiecaj, że jutro nas odwiedzisz.
-No jasne, że tak! Ale nie.. nie mogę, przepraszam.
-No weź! Nie przeżyjemy bez Ciebie! A pojutrze?
-Będę cała wolna i do wzięcia!
-Uuuuuuuuuu! Do wzięcia!-powiedzieli wszyscy z entuzjazmem.
-To znaczy nie to miałam na myśli.. tylko, ten.. no wiecie.. a zresztą co ja będę wam tłumaczyć!-skierowałam się po płaszcz.
-Chętnie skorzystam z tej okazji!-krzyknął żartobliwie Harry.
-I ja!-wydarli się Zayn i Niall.
-Hahah, bardzo śmieszne! Idźcie dzieci! Tato, pilnuj ich!-otworzyłam już drzwi.
-Dobrze córcia!
-Ale czekaj, twój numer telefonu!
-Właśnie! Daj nam!
-Leży na stoliku.. pomyślałam!-I wyszłam, słysząc tylko dźwięk łamanego się stołu.. Jak widać wszyscy się na niego rzucili, a Zayn jako pierwszy..

Kiedy wróciłam do domu i rozebrałam Lolę zobaczyłam tatę siedzącego i oglądającego Tv śmiejąc się. W pewniej chwili przybrał poważnej miny, bo mnie zobaczył, wstał z kanapy i szedł w moim kierunku.. Znowu kazanie! O nie!
-Samanto Bielaśko! Gdzie ty byłaś? Powiedz szczerze.
-No na spacerze, nie wiesz?
-Nie oszukuj mnie! Co to za żule?! Jacyś pedofile?
-Hhahahahh, tak, zgwałcili mnie!-Takich 5 gorących chłopców pomyślałam.
-Taaak?!
-Nie tato! Daj spokój, po prostu byłam na spacerze i zatrzymałam się w jakimś miejscu dziwnym gdzie stali żule i coś tam się darli, to wszystko.-skłamałam.
-Niech Ci będzie.. Ale i tak ci nie wierzę, bo jeśli miałabyś jakieś problemy..
-Nie mam ich! Naprawdę, jest tutaj świetnie!-przytuliłam go.
-No dobrze.
-To co ode mnie chciałeś?
-Aaa właśnie! Bo mamy 17.. Chciałem załatwić z tobą wszelkie pozostałe formalności co do tej szkoły, wiesz, plan lekcji, jakieś tam numery czy coś.. Potem nie będę miał czasu.
-A do której jest?
-Do 18, więc jeszcze zdążymy!
-Więc jedźmy!

Szkoła nie była oddalona daleko od domu, na szczęście! Ale przerażało mnie te poranne wstawanie. Wysiadłam z samochodu i kierowałam się do środka budynku razem z tatą, kiedy weszłam przeraziłam się było tam tak pusto.. i ciemno. Znaleźliśmy pokój nauczycielski, mój tata zapukał i weszliśmy.
-Dzień dobry!-powiedział prawdopodobnie dyrektor.
-Oj dobry, dobry.-rozmarzyłam się w dzisiejszym dniu.
-A jakiej sprawie państwo do nas przychodzą?
-A no w sprawie tej panny.-tata wskazał mnie ręką.
-Mianowicie?
-Chcielibyśmy dokonać pozostałych formalności jeśli chodzi o zapis do szkoły.
-Aha, jak się nazywasz młoda damo?
-Samanta Bielaśko proszę pana.-starałam się zachowywać poważnie, ale kiedy myślałam o chłopakach ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
-Dobrze, mamy panią, wydrukuję zaraz plan lekcji, a pan będzie musiał dać kilka podpisów.
-Dobrze.
-Proszę, oto grafik przedstawiający nasze zajęcia.
-Dziękuję, oo, codziennie na 9, wyśpię się!
-Oj dużo panienka będzie spała. Zapomniałem wspomnieć, że z całego miesiąca nauki uczymy się tylko 2 tygodnie.
-Słucham?! Ale to przecież najlepsza londyńska szkoła..
-Bo tak jest, nasza szkoła jest bardzo nowoczesnym budynkiem, każdy ma laptopy z zadaniami i tematami zamiast książek. Nasze ostatnie obliczenia wykazały, że dzięki nim nasze zajęcia trwały o połowę mniej roku szkolnego, więc oto i te wolne.
-Czyli, że 2 tygodnie?! Jezuu, na 9? Do 16? I potem wolne? To tak jakby ferie raz w miesiącu, ale fajnie..
-Ale proszę pana, tak nie wolno.-ojciec sprzeciwiał się.
-Wolno, wszystko zostało zatwierdzone i dokładnie rozpatrzone.
-Dobrze, postaram się uwierzyć.. Sam, bierz plan, musimy się jeszcze zastanowić.
-Do widzenia.-krzyknęłam.
-Do widzenia.-facio odpowiedział.

Mój tata nie był pewny co do tej szkoły.. ale ja go namawiałam, tyle wolnego? Lajcik na całego! Mówiłam mu, że będę się uczyć i takie tam.. w końcu się zgodził. Ucieszyłam się.. ale nie dałam rady już skakać, więc pożegnałam się z ojcem, wykąpałam i ułożyłam do łóżeczka.
„Jutro będzie zajebisty dzień. Czuję to!”  


No dobra, napisałam w końcu 14, duża przerwa, prawie cały tydzień.. ale w ogóle nie mam czasu, naprawdę. Tyle nauki.. Ledwo zdążam z odrabianiem lekcji. Teraz powinnam się uczyć do klasówki z matmy w poniedziałek, a siedzę na tt i myślę o chłopakach.. i nowych rozdziałach! 
Tak wracając do nich, to naprawdę jestem z nich straszliwie dumna... Ta nagroda, ja skakałam ze szczęścia, normalnie się popłakałam.. SO PROUD! ♥
Bardzo chciałabym wam podziękować za wszystkie wejścia i komentarze.
Naprawdę aż się mordka cieszy na sam widok!
To dużo dla mnie znaczy.. Chciałabym być chociaż w jednej rzeczy w miarę dobra. 
Chociaż dalej myślę, że ten blog to porażka, ale piszę dalej, dla was, to poprawia mi humor.
BARDZO DZIĘKUJĘ! UWIELBIAM WAS! MUCHLOVE. ♥ xxx

niedziela, 19 lutego 2012

ROZDZIAŁ XIII


-Hej.-powiedziałam oczywiście po angielsku.
-Cześć.-chłopak podał mi rękę..
Zobaczyłam tak ślicznego boya jak to się mówi. Miał Ala loczki.. Takie bardziej falowane, w kolorze ciemny blond, poza tym piękny, duży i bialutki uśmiech. Jezuu, dostałam zawału, jeszcze nigdy nie widziałam takiego kogoś na żywo.. no poza 1D oczywiście i jeszcze ten jego akcent, padłam! Ale musiałam się ogarnąć..
-Słuchaj.. wiesz może gdzie jest ulica Oxford Street?
-No jasne, że tak! Musisz iść prosto, prosto, potem w lewo..
Tak się na niego patrzyłam i patrzyłam.. Nie wiedziałam co gada, byłam taka.. Odpłynęłam po prostu, kurde, mówił tym swoim brytyjskim głosikiem, normalnie jak Liam albo Lou, nie znałam go.. ale wiedziałam, że musi być extra..
-Żyjesz?
-Ach, tak, przepraszam.. ale twój brytyjski akcent, jeej.
-No dobrze, a więc wskazałem ci już drogę.-pokazał te swoje ząbki.
-Dziękuję, postaram się znowu nie zabłądzić.-i poszłam dalej.
Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nie wiem co on mi tam nawijał, więc kiedy zobaczyłam, że jeszcze stoi w tym samym miejscu i się patrzy podeszłam.
-No cześć, jeszcze raz.. Jak to się szło?
-Hahahah, bo znowu odpłyniesz, może zaprowadzić cię tam?
-Jeeej, a możesz, to znaczy mógłbyś? To znaczy serio?!
-Tak, tak.
-To z góry dziękuję..
-A tak w ogóle, jestem Henry, a ty?
-Nazywam się Sam.
-Sam? To zagraniczne imię.. mieszkasz tu, a nie znasz głównej ulicy Londynu?
-Mieszkam.. tak, ale pochodzę z Polski, jestem tutaj dopiero od wczoraj.
-Ooo, z Polski!
-A jak z tobą?
-Ja jestem tutaj od urodzenia.. I na razie nigdzie się nie wybieram.
-Ja jak na razie też, te miasto jest genialne, zupełnie inne życie!
-To prawda, to co? Jesteśmy na miejscu.. Może dasz się zaprosić na jakiś soczek albo coś?
-No jasne, że tak! Jeszcze się pytasz.. hahahh.
-Tutaj niedaleko jest Strasburg.
-Ok to chodźmy.. Ale nie! Ja nie mogę..-Czemu? 
-Bo, no ten.. tego, nie lubię?-tak naprawdę nie chciałam aby ten kelner z wakacji mnie zobaczył.
-Bo już ci uwierzę.. To może tutaj obok? Jest bardzo przytulnie.
-Tutaj będzie okej, więc chętnie.
Weszliśmy do kawiarni, Henry pomógł zdjąć mi płaszcz i powiesił go na wieszaku. „Awww, ale kultura”, usiedliśmy przy stoliku i przez dobre 5 minut żadne nie mogło zamienić słowa.. jakiś stresik chyba.
-Hhahahah, czuję się niezręcznie.-zaczęłam.
-Tak, jak też, może coś zamówimy? Co chcesz?
-Ja, hmm, może gorącą czekoladę, bo zmarzłam.
-No okej, to idę zamówić.
-Poczekaj, dam ci kasę.
-Przestań, ja stawiam!
On jest genialny, taki miły i kulturalny. Typowy Brytyjczyk.. Tak o nim myślałam i myślałam i w pewnym momencie zobaczyłam, że idzie z dwoma kubasami, podeszłam żeby mu pomóc, ale w tej chwili potknęłam się o stolik i upadłam na niego, a czekolada poleciała na nas obojga.. Kiedy tak na siebie leżeliśmy zaczęliśmy się śmiać jak jacyś nienormalni.
-Hahhahaahh, ludzie się na nas gapią! My nadal na sobie leżymy, wiesz o tym?-oznajmiłam.
-Wiem, wiem, miło tutaj prawda? Tak przytulnie. Ogrzewasz mnie!
-Henry, przestań!-uśmiechnęłam się i wstałam, wtedy on zrobił smutną minkę.
-Czemu wstałaś? Było mi tak dobrze.. z tobą i czekoladą na spodniach!
-Hhahahh, co za dużo to nie zdrowo! Wstawaj!
-No dobra, już.. To co? Jeszcze raz napój? Tyko tym razem mi nie pomagaj, proszę! Hahhah.
-Obiecuję, że nie pomogę!
I w tym momencie zadzwonił mu telefon.
-Halo? Tak, tak.. Już mam wracać? A po co?.. No dobra, postaram się być niedługo. Pa- Przepraszam cię, ale..
-Musisz iść, rozumiem..
-Muszę iść do domu, rodzice zaprosili jakiś gości i tak dalej i tak dalej..
-Rodzice.. ech.
-Słucham?
-Nie nic, no o idź, miłej zabawy!-uśmiechnęłam się i udałam się po płaszcz.
-Zaraz, zaraz, zgłupiałaś?! Tak mnie zostawiasz? Samego.. bez kontaktu..
-Nie pomyślałam, chciałbyś się ze mną jeszcze spotkać?
-Hah, a co myślisz, że nie? Jesteś taka zabawna, ciągle się z ciebie śmieję! To dasz mi swój numer?
-Jasne.-i podałam cyferki, które wpisał do telefonu.
-Na pewno zadzwonię albo napiszę, tak szybko się mnie nie pozbędziesz!
-Nawet nie chce tego robić.. to do zobaczenia!- włożyłam płaszcz, torbę na ramię i wyszłam.

Kiedy wracałam do domu zachwycałam się bialutkimi od śniegu uliczkami Londynu kiedy jest ciemno i ogólnie moim dniem. Był naprawdę super.. Naprawdę z Henrym zaczyna się niezła znajomość, to genialny gość! Kiedy byłam już w domu nikogo nie było.. Poszłam do mojego pokoju, przebrałam się w luźną bluzkę i dresy, weszłam na twittera i zostawiłam wpis:
„Naprawdę zapowiada się tutaj niezłe życie!”
Wyłączyłam laptopa i zeszłam na dół aby pooglądać TV. Zdałam sobie sprawę, że przecież gadają tutaj po angielsku, więc po takiemu są także filmy.. Ale nie przeszkadzało mi to, rozumiałam.. Leniuchowałam tak dobre 3 godziny dopóki nie przybyli tata i Bogdan.
-Heej, a co tak długo? Już po 22.
-Cześć córeczko, przepraszamy, ale dużo pracy..
-Musisz się do tego przyzwyczaić.-oznajmił Bogdan.
-Spokojnie, jestem przyzwyczajona..
-Jak tam Ci minął dzień? Byłaś gdzieś? Poznałaś kogoś?
-Minął mi świetnie.. byłam w centrum, zatrzymałam się na gorącą czekoladę.-zaczęłam się śmiać.
-Z czego się tak śmiejesz córeczko? Podejrzane!
-Aaa z niczego, tak po prostu. Dobra, to wy sobie siedźcie i takie tam.. zjedzcie coś, a ja idę spać, bo jestem wykończona. Dobranoc.
-Dobranoc.-krzyknęli razem.
Weszłam do swojego pokoju, wykąpałam się, ubrałam w piżamkę, umyłam ząbki i położyłam się do łóżeczka. Kiedy powoli zasypiałam myśląc o One Direction mój telefon wydał z siebie wibracje, dostałam sms od jakiegoś nieznanego numeru.
„Hej mała! Mówiłem, że napiszę, spotkamy się pojutrze? Henry”
Wyszczerzyłam się do telefonu jak jakaś głupia. „Napisał!”, myślałam, że zapomniał.. odpowiedziałam mu.
„Ja mała?! Prawie równa z tobą! Jasne, że możemy się spotkać. ;) PS. Myślałam, że o mnie zapomniałeś.”
Odp. „O tobie nie da się zapomnieć mała! Dobranoc, kolorowych snów. xx ;*”
Zasnęłam z wielkim bananem na twarzy.. czułam, że moja przeprowadzka tutaj była najlepszą decyzją jaką kiedykolwiek ktoś za mnie podjął!
Następnego dnia obudził mnie jakiś huk w moim pokoju.. Szybko się podniosłam i zobaczyłam co się stało.
-Co się dzieję?!-spytałam zdziwiona.. -Bogdan. Czemu trzymasz w ręce wiadro z wodą?
-Po co ta głupia torba spadała z tego biurka.. chciałem cię..
-Polać wodą.. Bardzo zabawne! Która godzina?
-No właśnie późna, bo już 12, dlatego chciałem zrobić ci taką pobudkę.
-To nie udało Ci się! A wy nie w pracy?
-Dzisiaj akurat mamy wolne.. to znaczy nie do końca, bo na 15 mamy spotkanie biznesowe. To co, schodzisz na śniadanie?
-Tak, tak, tylko muszę się ogarnąć, będę za 15 góra 20 minut.
-Dobra, czekamy!
Kiedy wybierałam ubrania z szafy zastanawiałam się co dzisiaj porobić.. nie chce spędzić całego dnia w domu z paczką chipsów i coca-colą, ale coś tam się wymyśli.. Jak oznajmiłam Bogdanowi po 15 minutach byłam gotowa, zeszłam na dół i zobaczyłam na stole naleśniki z bitą śmietaną , dżemem i czekoladą oraz kakao.
-Jeej, ale śniadanie! Dziękuję!
-Nie ma za co! Należy ci się porządny posiłek..
Zaczęłam jeść, bo byłam strasznie głodna… do mojego brzuszka zmieściły się 2 porcje naleśników, kiedy najedzona usiadłam na kanapie podbiegł do mnie ktoś kudłaty.. okazało się, że to pies.
-Mamy psa? Od kiedy tato?
-To mój pies.-wtrącił się Bogdan.
-Tak? Nie widziałam go wcześniej..
-Ponieważ zajmują się nim opiekunowie pod moją nieobecność i właśnie mam prośbę.. czy mogłabyś się dzisiaj zająć Lolą?
-Jasne! Uwielbiam psy!
-Już się bałem, że się nie zgodzisz.. uff! Dziękuje bardzo! A teraz już lecimy.. spotkanie zostało przełożone jednak na 13.30.
-No dobrze, papa! Powodzenia.

-To co Lola, zostałyśmy same.. Może jakiś spacerek? Tylko gdzie ty masz smycz.. 
Wtedy suczka pociągnęła mnie na przedpokój i zaczęła szczekać do szafy.. Okazało się, że tam były wszystkie przedmioty potrzebne na spacer, nawet ubranko.. Postanowiłam wszystko na nią zakładać..
-Mądra z Ciebie dziewczynka!
Lola zaszczekała i polizała mnie w rękę, nie była dużym psem, sięgała mi do kolan.. wiec nie miałam się o co martwić, w końcu mnie nie przewróci, nie? Po 5 minutach byłyśmy już gotowe do drogi.. no może ja trochę nieogarnięta, ale nie planowałam niczego ciekawego dzisiaj, wiec nie zważałam na wygląd.
-Lola! Wyglądasz lepiej ode mnie.. ja to nie wiem.
I wyszłyśmy.. pies szedł spokojnie, więc ja też, po kilku minutach doszłyśmy do centrum. Zobaczyłam oddalony o kilkadziesiąt metrów park, postanowiłam przejść się tam z suczką.. Kiedy byłyśmy już na placu zaczęłam łazić po zaspach sięgających mi do ponad kolan, biegać po nich.. i ogólnie się wygłupiać! Pobawiłam się z Lolą, trochę z nią pobiegałam.. I w pewnym momencie pies zaczął pędzić jak oszalały, bo zobaczył kota, na całym chodniku był zamarznięty lód, więc czułam się jak na lodowisku.. Suczka przyśpieszała i przyśpieszała, a ja biegłam za nią i się darłam.
-LOLAAAA! PRZESTAŃ BIEC!
I w pewnym momencie tak się poślizgnęłam, że upadłam na kogoś, musiało go boleć, bo zaryczał jak nie wiem.. wtedy pies zwolnił, a ja odetchnęłam z ulgą leżąc na tym kimś.
-Jezuu, zapomniałam, przepraszam.. musiało boleć, co?!-spytałam powoli się podnosząc.
-No trochę, ale żyję jakoś.-odparł męskim głosem.
-Tak, jeszcze raz przepraszam, leżę na kimś już drugi raz.. nie za fajnie.-oznajmiłam strzepując śnieg z płaszcza ze spuszczoną głową. Dopiero kiedy podniosłam głowę skapnęłam się z kim rozmawiam.. Spojrzeliśmy na siebie i równo wywrzeszczeliśmy.
-SAM!
-LOUIS!
-Jezuuu, jak ty, skąd ty, jak, że jak?! Skąd znasz moje imię?! PAMIĘTASZ MNIE?!-wydukałam podnosząc głos..
-Jak można cię zapomnieć? Ja i chłopacy szukaliśmy cię przez tyle czasu.. na twitterze, facebooku, tak szybko uciekłaś.
-Ja przepraszam za tamto.. ale byłam na obozie, musiałam wracać.. ale przecież spotykacie miliony fanek, każda ma taką reakcję na wasz widok..
-Zapewniam cię, że nie każda, tylko ty taką miałaś.. a potem jeszcze ta rozmowa przy napoju, skąd ty jesteś w ogóle?
-Z Polski.. nie mówiłam wam o tym?
-Nie.. znowu obóz?
-Tym razem przeprowadzka.
-ŻŻŻE JAK? Czyli, że już nam nie uciekniesz?!
-W jakim sensie..?
-Bo wiesz, że będziemy się spotykać, ty i my.
-Będziecie spotykać się z fanką..? Jedną na miliony i to jeszcze z Polski?
-może i fanką, jedną na miliony, ale jeszcze jaką!-Lou uśmiechnął się i przytulił mnie.
-Jezuuu, ja nie mogę, co ty robisz w tym parku tak w ogóle?
-Krótki spacer.. z kapturem na oczach nie zauważyłem Cię, ale nie żałuję tego bólu. Co miałaś na myśli z tym, że leżysz już na kimś drugi raz dzisiaj?
-ochh, długa historia.
-Jeej, muszę powiadomić chłopaków o tym, że Cię znalazłem.. Jedziemy do naszego mieszkania. Ale się ucieszą!
-Ale pies.. chwila.. ja nie mogę.. ej!
-Chodź, chodź, nie zanudzaj!-Lou wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę bramy parku.
I tak zaczęła się moja przygoda z samym ONE DIRECTION!





Dobra, jest 13.
Szczerze? Nie podoba mi się.. jest taki bez sensu trochę.
No, ale przynajmniej poznała 1D.
Spotkała także Henrego, wiecie już jak wyglądają chłopcy, ale nie wiecie jak on, więc postanowiłam dać jego zdjęcie.
 
To jest Henry, sami zobaczycie kim on będzie dla Samanty. :)
Bardzo dziękuję wam za czytanie.. jej, jesteście naprawdę KOCHANI!
I także za komentarze.. Uwielbiam was. <3 ♥



piątek, 17 lutego 2012

ROZDZIAŁ XII


Kilka dni spędziłam u cioci Anity. Nie byłam w stanie patrzeć na mamę bądź tatę.. chociaż przez chwilę. Anita jako jedyna mnie rozumiała, nawet nie wiem czemu, ale wiedziałam, że mogę jej zaufać. Zbliżał się dzień sądu ostatecznego.. Sylwester spędziłam w moim pokoju, jak to się mówi „Jaki nowy rok, taki cały rok”.. Dobrze wiedziałam, że tak będzie, nie potrafiłam się pozbierać, ciągle płakałam. To było okropne.. wcześniej tez to robiłam, ale tamten płacz był zupełnie inny.. Wreszcie nadszedł 3 luty- mój najgorszy dzień życia. Do sądu przyjechałam z ciocią. Budynek był taki ponury i okropny.. nie miałam ochoty zostawać tu ani chwili dłużej, ale musiałam. Rodzice już czekali, postanowiłam zamienić z nimi kilka słów.

-Hej córeczko i jak tam? Wszystko dobrze?

-Żyję, a jak tam u was?

-Smutno nam bez Ciebie..

I w tym momencie na korytarz wszedł jakiś mężczyzna. Podszedł do mamy, pocałował w usta i przytulił. Widziałam uśmiech na jej twarzy, taki szczery.. Nigdy przy tacie taka nie była.. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej moja psychika tego nie wytrzymywała, to był taki cios w moje serduszko.

-Sami, to jest Robert.

-Cześć Sam, jak widać córka odziedziczyła urodę po matce.-oznajmił mężczyzna uśmiechając się.

-Hhahahahh, zabawne.-odpowiedziałam ironicznie i odwróciłam się od niego.

-Córeczko, proszę Cię…

-Dobrze, zacznijmy od nowa. Dzień dobry proszę..

-Jestem Robert, witaj!

-Cześć, a ja Samanta.

-No więc jak tam Sam żyjesz?

-A jakoś leci.. ogólnie żyję, staram się być silna.

-Będę mieć bardzo wytrzymałą córeczkę.. och, jestem taki szczęśliwy!

-Zaraz. CO?! Jaką „córeczkę” do cholery?!-zapytałam podnosząc głos.

-No moją.. w końcu jeśli przeprowadzisz się do nas to będę Twoim..

-NIE BĘDZIESZ! Ja mam JEDNEGO tatę i go kocham najbardziej na świecie! Nikt mi go nie zastąpi!-powiedziałam ze łzami o oczach krzycząc na niego, po chwili wybiegłam stamtąd, słyszałam tylko niewyraźne słowa mojej rodziny..

Chodziłam po mieście jak obłąkana, moje oczy były całe czerwone.. A twarz wyglądała okropnie. Dlatego też ludzie się na mnie patrzyli jakbym uciekła z psychiatryka. „Gdzie jest ta zwariowana Sam do cholery?!” zadawałam sobie to pytanie.. Dobrze wiedziałam, że przez długi czas się nie pozbieram.. To było takie trudne. „Córeczka!”, niech sobie w dupę wsadzi tą córeczkę i własną zrobi z moją kochaną mamusią! Miałam ojca! Jednego.. i jedynego. Zawsze mnie pocieszał, rozśmieszał i był przy mnie, ale kochałam strasznie także mamę. Nie chciałam ich zranić i podejmować decyzji, których mogę w przyszłości żałować, dlatego oddałam ją sądowi. Wydawało mi się, że już chyba tam nie zawitam.. Siedziałam sobie w moim ulubionym miejscu z dala od ludzi, hałasów i silników samochodów. Nawet nie wiem skąd znałam tą kryjówkę, po prostu kiedyś jakby ktoś mi o niej opowiadał, ale nigdy nie potrafiłam sobie przypomnieć kto.. pomimo wszystko uwielbiałam to miejsce, mogłam się wyciszyć i przemyśleć kilka spraw.. Nikt o nim nie wiedział, więc nikogo się nie spodziewałam lecz po chwili usłyszałam jakieś szmery w krzakach.

-Kot tam jest?

-To ja Sami.

-Tata? Skąd znasz to miejsce..?

-A Ty skąd je znasz?

-Znalazłam je..

-Ja ci je pokazałam córeczko, kiedy miałaś 5 lat przyszliśmy tutaj.. Tak strasznie się zachwycałaś tym miejscem.

-Wiedziałam! Wiedziałam, że je skądś pamiętam.. A co ty tutaj tak w ogóle robisz?

-Przyjechałem po ciebie.. Sam, wiem, że ci ciężko, nam z mamą też, ale musisz być silna kochanie! Wiem, że to wytrzymasz.. masz to po tatusiu!

-Hahahahh, wiem tato, wiem, ale po prostu jak usłyszałam „Moja córeczka” coś we mnie wybuchło.. Naprawdę nie chciałam, ale..

-Wiem kochanie, rozumiem cię.-powiedział tata, a ja się w niego wtuliłam.

-To co, jedziemy?

-Gdzie?

-No do sądu..

-Sam, jesteś..?

-Tak, jestem pewna tato. Muszę być silna! Wytrzymam, w końcu po kimś to mam.

-Moja krew! Dobrze, a więc jedźmy..

Byliśmy na miejscu po 15 minutach. Idealnie trafiliśmy, właśnie wezwali nas do Sali.. Rodzice weszli pierwsi, mi kazali zostać i przyjść jak zostanę zawołana… O dziwo nie słyszałam za drzwiami żadnych krzyków mamy i taty, po 10 minutach wyszedł jakiś facet i spojrzał się na mnie.

-Pani Samanta Bielaśko?

-Tak.. ale nie pani, mam dopiero 15 lat.

-Dobrze, proszę na salę.

I weszłam.. Rodzice siedzieli oddzielnie naprzeciwko siebie, tata uśmiechnął się, a mama była wpatrzona w Robercika.. Podeszłam do jakieś barierki i prawie się przewaliłam, jak to ja zresztą..

-Przedstaw się nam proszę.-oznajmił sędzia.

-eem.. Nazywam się Samanta Bielaśko, uczęszczam do szkoły, nie pracuję, mam 15 lat.. coś jeszcze?

-Nie dziękuję, wystarczy, a więc Samanto, wezwaliśmy cię tutaj zapewne wiesz z jakiego powodu..

-Tak, wiem.

-Więc nie potrafisz powiedzieć z kim chciałabyś zostać?

-Nie, nie potrafię.. to cholernie.. to znaczy przepraszam, strasznie trudne. Ta decyzja jak i cały ten rozwód.

-Wiem Sam, a powiedz, z kim dogadywałaś się lepiej kiedy twoi rodzice byli razem?

-Sama nie wiem.. Czasem z mamą, czasem z tatą, ale kocham ich oboje tak samo.

Odpowiedziałam jeszcze na kilka pytań i poprosili mnie o opuszczenie Sali i poczekanie za drzwiami. Zgodziłam się.. bo nie chciałam tego słuchać, skuliłam się na ławce, włożyłam słuchawki w uszy i zaczęłam słuchać „More than this”, łzy leciały mi po policzkach.. To było takie trudne, nie wiedziałam z kim zostanę.. nie potrafiłam wybrać, bo ich tak cholernie kochałam, nie umiałam.. A teraz siedzę i czekam na decyzję, która zmieni moje całe życie, strasznie się stresowałam.. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć.. o moim życiu i zrozumiałam, że one naprawdę było straszne, wiecznie sama, bez bliskiej osoby, z kłócącymi się rodzicami.. Marzyłam o zmianie, o szczęściu i po prostu uśmiechu na twarzy, tak bez powodu, innym przychodziło to tak łatwo, a mi? Nie potrafiłam tak.. pomimo tych wszystkich zwariowanych rzeczy, które mnie spotkały. Doceniałam to wszystko.. to, że mam rodzinę, co jeść, gdzie spać i, że dostałam szansę.. do życia, ale nie wytrzymywałam czasami i beczałam jak głupia tak jak w tym momencie.

Minęło jakieś 30 minut.. wyszedł do mnie ten facio i pokazał krótkim ruchem ręki gdzie mam się kierować. Wstałam.. wyprostowałam się i przygryzając wargę weszłam do Sali. Wiedziałam, że od tych słów moje życie ulegnie zmianie o 360 stopni.. Ale starałam się nie pokazywać mojego strachu i niepewności, więc ustałam przy barierce i wsłuchiwałam się w słowa sędziego.

-Sam, naprawdę chcemy dla ciebie jak najlepiej..-zaczął sędzia.- dlatego podjęliśmy tą decyzję z wielkim trudem i naprawdę chcemy abyś była szczęśliwa.. Wierzymy, że będzie Ci dobrze, a teraz do was rodzice.. Naprawdę oboje macie dobre predyspozycje na opiekunów Samanty, dlatego decyzja była skomplikowana, oboje macie pracę i oboje kochacie ją tak samo, ale waszą córkę przeznaczyliśmy w ręce..

Te sekundy trwały godzinami.. odczuwałam takie wrażenie, zagryzałam wargę jak wariatka, zawsze tak robiłam kiedy się stresowałam.. Już chciałam aby to wszystko się skończyło i wtedy przypomniały mi się słowa z piosenki „I’m broken, do you hear me?” i nie mogłam opanować łez.. Chciałam je powstrzymać, ale nie potrafiłam, sędzia patrzył się na mnie z takim bólem w oczach, a po chwili oznajmił:

-Z…. ojcem Samanty, Mariuszem Bielaśko. 

I się wszystko skończyło.. Zostałam z tatą, w tym momencie powinnam do niego podejść i być szczęśliwa, że z nim zostaje, ale kiedy zobaczyłam załamaną mamę podbiegłam do niej i wtuliłam się..

-Córeczko..

-Mamo, wiem, przepraszam.. ja nie..

-Wiem, to nie Twoja wina.. rozumiem, ale pomyśleć, że stracę moją córeczkę, nie mogę sobie tego wyobrazić..

-Spokojnie, zrobisz sobie nową z Robertem..-uśmiechnęłam się, tym razem szczerze.

-Ale żadna nie zastąpi Ciebie.

-Zastąpi, wierzę w to!

Potem podeszłam do taty, a mamę zostawiłam z Robertem.. chciałam jej szczęścia i wiedziałam, że je osiągnie, z takim facetem na pewno.

-Obiecuję ci kochanie, że teraz będzie zupełnie inaczej.

-Wierzę tato, wierzę.


Wróciliśmy do domu.. Okazało się, że tata wyjeżdża już za 4 dni, a ja mam dolecieć tam kiedy rozpoczną mi się ferie.. Kiedy poszłam do szkoły nikt nie wiedział ani o rozwodzie ani o wyprowadzce.. nikomu także nie mówiłam. Ludzie dowiedzieli się dopiero jak wychowawczyni oznajmiła innym nauczycielom. Mój tata musiał złożyć papiery o wypis ze szkoły.. a wtedy już wszyscy wiedzieli.

-Sam, a więc już nas zostawiasz? Gdzie się przeprowadzasz?-spytała wychowawczyni.. Wtedy wszystkie oczy były wpatrzone na mnie.

-Do Londynu.

-To, że znasz angielski to wiem.. nawet już chyba przebiłaś mnie, a jestem nauczycielką tego języka, więc tym się nie przejmuję, ale będzie nam tu nudno bez ciebie, nie będzie rozmów i śmiechów w pokoju nauczycielskim o twoich zwariowanych wybrykach i wpadkach, naprawdę szkoda..

-No cóż, na pewno jest dużo takich jak ja, więc spokojnie.

-Nie ma Sam, oj nie ma.. ech, no więc Londyn, zaczynasz nowe życie?

-Można tak powiedzieć.

Takie rzeczy gadali mi też inni nauczyciele, a uczniowie wypytywali się dlaczego tam jadę i, że fajnie mam i, że muszę być szczęśliwa, odpowiadałam na wszystko „tak”, bo nie chciałam nikomu opowiadać o tym co się stało. Nadszedł ostatni dzień mojego pobytu w Polsce, mama nie chciała abym szła do szkoły, ale oznajmiłam jej, że muszę się pożegnać z tymi ludźmi raz na zawsze. Kiedy kończyła się lekcja oznajmiałam, że wyjeżdżam i żegnałam się.. Ale najbardziej chyba bolało mnie moje rozstanie z matematyczką.. Tyle dobrych przygód.

-Do widzenia pani matematyczko, będę za panią tęsknić.

-Och Sam! Ja też!- a po chwili przytuliła się do mnie.

-Naprawdę miło mi panią było poznać..- i odeszłam.

Na ostatniej lekcji wtulałam się w wszystkich po kolei, nawet na przerwie w obcych ludzi i gadałam tylko takie coś „Będę tęsknić, nawet jeśli cię nie znam”, a oni o dziwo je odwzajemniali.. Przytulałam woźne dzięki którym ta szkoła nie była taka nudna.. nawet dyrektora. Tak nie chciałam opuszczać tego miejsca, ale dobrze wiedziałam, że nawet jeśli trafiłabym do mamy wyjechalibyśmy do Warszawy, a to było oddzielone o ponad 100 km od mojego małego i kochanego miasteczka.. Kiedy wróciłam do domu dokończyłam pakowanie, mama zresztą też, bo jechała już na stałe do Roberta, no, a tam było lotnisko. Wsiadając do samochodu wykrzyczałam na całą ulicę „ŻEGNAJCIE, ODCHODZĘ”


Samolot miałam na 16, a dochodziło 15 kiedy dojechaliśmy.. Mama spytała się mnie czy możemy pojechać do Roberta, zgodziłam się. Chłopak mojej rodzicielki mieszkał w centrum.. Miał ogromny dom, piętrowy i strasznie wypasiony, cieszyłam się, bo wiedziałam, że zostawiam mamę w dobrych rękach, zaczęłam patrzeć na Roberta jak na równego gościa, naprawdę wydawał się kochającym moja mamę mężczyzną. Zjadłam z nimi obiad, pogadałam, pośmiałam się i odjechaliśmy na lotnisko. Dochodziła godzina 15.45, bilety miałam już kupione, torby spakowane, a ja byłam gotowa do lotu, niestety mama nie chciała mnie wypuścić, a ja nie chciałam opuścić jej.

-Córeczko, kochana ty moja.. ty wyjeżdżasz.

-Mamo, proszę nie płacz..

-Jak mam nie płakać kiedy ty płaczesz? Naprawdę będę tęsknić, z całego serca..

-Ja też, moja rodzicielko, nie potrafię wyjechać..

-A ja nie potrafię Cię wypuścić, ale taka była decyzja sądu, obiecuję, że będę do ciebie przyjeżdżać, a ty musisz do mnie!

-Będę mamusiu, przysięgam na wszystko! Za 5 minut mam samolot.. Muszę już iść.

-Tak wiem.-całkowicie popłakała się..- Sami, kocham Cię! Jesteś niezastąpiona!

-Ty też mamo i też cię kocham! Cześć Robert.. proszę, kochaj, opiekuj się i pilnuj mamę.

-Oczywiście, że będę się nią opiekować, obiecuję, na wszystko.

-No ja myślę!-puściłam uśmiech przepełniony smutkiem..-Żegnajcie! Obiecuję, że niedługo do was przybędę! Paaa! Kocham Cie mamo!

-Ja Ciebie też!- słyszałam tylko krzyki mamy z tłumu ludzi..


Wsiadłam do samolotu.. Wiedziałam, że droga nie będzie długa. Część bagaży była w schowku, a te najbardziej potrzebne ze mną, oczywiście nie zabrakło mojego telefonu i słuchawek.. Puściłam sobie Eda „The a Team”. „Bądź silna Sam, musisz być!”, „Tam czeka Cię inne życie” tłumaczyłam sobie w myślach.. jednak nie mogłam się powstrzymać od łez. Niby wyjeżdżam do Londynu, zamieszkam tam, o tym zawsze marzyłam, Bóg daję mi szansę, którą muszę wykorzystać, ale dopiero jak to wszystko ogarnę. Kiedy to zrobię postaram się być taka jak kiedyś, czyli ta „Zwariowana Sam w loczkach”, obiecywałam sobie, że taka będę. Ostatnim czasu myślenie zabierało mi dużo czasu.. teraz podobnie, zanim się obejrzałam pilot kazał zapinać pasy, bo lądowaliśmy.

Czekał na mnie tata, zobaczyłam go na lotnisku.. Był taki szczęśliwy i uśmiechnięty kiedy mnie zobaczył, ja tak samo. Wzięliśmy bagaże i ruszyliśmy w drogę do mojego nowego tymczasowego domu..

-Jak się czujesz?- spytał tata w samochodzie.

-Powiem tak, nie jest dobrze, ale jest o wiele lepiej, naprawdę.

-Kochanie, wiem, że nie jest dobrze jeszcze z tobą, w 100 procentach to rozumiem, zresztą nie dziwię się, ale na pewno się ucieszysz kiedy zobaczysz gdzie położony jest dom Bogdana.

-Naprawdę? Gdzie?

-Zaraz się dowiesz, dojeżdżamy.

-Tato, ale jesteśmy w centrum.. W głównej siedzibie Londynu, gdzie się najwięcej dzieję.

-To jest właśnie ta niespodzianka.

-Pan Bogdan mieszka w centralnej części tego miasta? Tato?! Naprawdę?! Jezuu, ale fajnie, będę mogła zwiedzać ile wlezie..

-Wiedziałem, że się ucieszysz!

Po kilku minutach byliśmy na miejscu.. Myślałam, że przyjaciel taty będzie mieszkał w jakimś małym mieszkaniu, góra 2 pokoje, a zobaczyłam ogrooomny dom, z basenem (zamrożonym) i wielkim ogrodem. Nie mogłam się napatrzeć, a to był dopiero początek, kiedy zobaczyłam wnętrze tej willi buzia mi się nie zamykała.. Wszystko było białe, jak u jakiś milionerów.. Dom miał chyba z 7 pokoi, do tego kuchnia, łazienka, salon, nawet był pokój gier.. Dużo rzeczy było ze szkła, czułam się jak w jakimś zamku.. Ja, taka, która mieszkała w małym mieszkaniu z 3 pokojami bez piętra przenosi się do nie to, że do LONDYNU to jeszcze do takiej willi. Po chwili przyszedł Bogdan i zaczął się ze mnie śmiać.

-I jak wrażenia Sami? Poznajesz mnie? Jestem Bogdan.

-Tak, kojarzę, ale ten dom.. Proszę pana.

-Mów mi po imieniu, naprawdę, nie wstydź się mnie, jestem spoko, że tak powiem..

-Hahhahh, dobrze, dobrze, no więc Bogdan, ten dom, jej.

-Nie widziałaś jeszcze swojego pokoju!

-To ja będę miała pokój?

-I to jeszcze jaki.. myślę, ze Ci się spodoba.

I wtedy otworzył drzwi do wielkiego pomieszczenia, a mi opadła szczęka.. Jezu.. Ten pokój był zajebisty.. Wszystko w kolorach bieli i błękitu, nawet miałam własną łazienkę!.. A do tego ten widok, centralnie na same LONDON EYE! Byłam w siódmym niebie..

-KIM TY JESTEŚ?-spytałam się z tych emocji..

-W jakim sensie?

-Zawód?

-Aha, prowadzę firmę architektoniczną.

-Ten pokój jest nieziemski, dziękuję Ci Bogdan.-i wtuliłam się w mężczyznę.

Przez resztę dnia rozmawialiśmy z tatą o tym domu, o jego nowej pracy w firmie przyjaciela, co będzie ze mną, kiedy pójdę do szkoły i czy ma na oku jakoś dziewczynę, oczywiście zaprzeczał, ale chciałabym aby spotkał jakoś kobietę i ułożył sobie z nią życie. Kiedy skończyliśmy konwersacje postanowiłam wziąć odświeżający prysznic w MOJEJ łazience i położyć się spać. Na jutro zaplanowałam sobie zwiedzanie Londynu, sama, żeby nikt mi nie przeszkadzał.. Weszłam jeszcze na twittera i zostawiłam wpis:

„Nowe państwo, nowe miasto, nowe życie.. Nic dodać, nic ująć!”

Po tym ułożyłam się w mięciutkim łóżeczku i usnęłam jak suseł.

Obudziłam się o godzinie 12.00 wypoczęta i pełna nowych sił, ubrałam się w rurki, cieplusi sweterek, związałam włosy w koczka i zeszłam na dół.

-Cześć Bogdan, gdzie tata?

-Tata jest już w pracy.. ja też już muszę lecieć, jedzenie jest w lodówce, miłego zwiedzania Sam.-i wyszedł.

-W lodówce mówisz? Dzięki za wiadomość!

Zrobiłam sobie tosty z serem, po 4 nieudanych próbach postanowiłam się poddać, ale za 5 razem udało mi się je zrobić! Kiedy zjadłam, pooglądałam TV, założyłam kozaki, płaszcz i inne potrzebne rzeczy na zimę, włożyłam do torby telefon, słuchawki oraz przede wszystkim mapę i udałam się na zwiedzanie.. Po króciutkim czasie byłam już w centrum.. Nawet w zimę była tu masa ludzi.. Byłam już tutaj w wakacje, ale zimą Londyn miał to coś.. Poszłam jakoś nieznaną mi dróżką, ale potem okazało się, że nie ma jej zapisanej na mapie.. „Zgubiłam się!” taa.. A myślałam, że te fatum skończyło się z przyjazdem tutaj. Na moje szczęście było tutaj sporo ludzi.. podeszłam do człowieka, który stał najbliżej mnie leciutko puknęłam w ramię, a on się odwrócił i wyszczerzył…







Dobra, skończyłam rozdział. Teraz już wszystko będzie się tylko rozkręcać.

Wydaję mi się, że chyba lepiej będzie usunąć tego bloga.. jakoś tak nie wiem.

Nie podoba mi się moje pisanie, no, ale sama nie wiem, to zależy od was.

Dziękuję za czytanie, naprawdę bardzo dziękuję, jesteście kochani. :)

Jak to sam napisała na tt "Nic dodać, nic ująć!" <3