-Em.. Przepraszam? Powie mi pan o co chodzi? –spytałam
donośnym głosem, tak aby mnie usłyszał.
Szliśmy rzędami. Wszystkie fanki patrzyły się na mnie jak na
jakiegoś zabójcę i szeptały sobie coś do ucha. Miałam minę typu „WTF?!”.
-Halo! –pomachałam. –No powiedz coś pan! No! –wydzierałam
się.
Pewnie sobie teraz myślicie „ucieknij! Ucieknij!”.. Ta,
gdyby to było takie łatwe. Próbowałam kilka razy, ale ten dziadek zawsze mnie
jakoś złapał. Zwinny staruszek z niego… W końcu straciłam cierpliwość i
odpuściłam. Hah! A może Styles posądził mnie o to, że dzisiaj go
spoliczkowałam.. Fajnie by było! „Pani Samanto Bielaśko! Proszę się
tłumaczyć!”, a potem dożywocie.. Wybuchłam śmiechem, a ten oficer czy jak mu
tam, patrzył się na mnie jakbym miała wymyślonych przyjaciół.
-A może mi pan napiszę na karteczce gdzie idziemy? Może jest
pan niemową…
-Umiem mówić. –odezwał się.
-W KOŃCU! Gdzie idziemy?!
Zamilkł.
-Ej no! Stasiek.. Nie bądź szynka..
Znowu się tak na mnie spojrzał. Wyszczerzyłam słodko ząbki.
-Kogo ja prowadzę.. –westchnął.
-SŁYSZAŁAM!
Po kilku minutach znaleźliśmy się tak naprawdę nie wiem
gdzie. Wiem tylko, że pośród 4 kolorowych ścian, w rozświetlonym pomieszczeniu.
-Zgwałci mnie pan? Jeśli tak to chce ostrzec, że mam pas w karate!
–zrobiłam dziwną pozę.
Zaśmiał. Ok! Jednak nie mam się czego bać.. A w szczegóły
nie wchodzę, bo nie mam na to siły. Odwróciłam się od faceta i spojrzałam na
plakat wiszący na drzwiach. Widniał tam jakiś napis, obrazek i piosenkarka.
Chwilę później usłyszałam znajomy głos, który naprawdę nie wiem skąd się tam
wziął.
-To ona? –On musiał to powiedzieć!
Obróciłam się i tak! To był on!
-Sam?! –strasznie się zdziwił.
-Lou! –przytuliłam go. –Chciałeś się spotkać? Więc ten facet
mnie do ciebie prowadził.. Ale skąd
wiedziałeś gdzie siedzę? O mój boże! Spojrzałeś w bilet! Ale nie.. Nie mogłeś..
Cały czas był w domu, schowany.. A może..
-Ja pierdole.. –złapał się za głowę. –To może jakieś
przeznaczenie?
-Em.. O czym ty gadasz?
Nie odpowiedział. Dał tylko znak temu staruszkowi, że może
już iść. Zostaliśmy sami.
-O mój boże.. –zakryłam sobie dłonią usta. –Lou! Nie, nie,
nie, nie, nie, nie.. –chciałam uciec.
Niestety mnie złapał.
-Sam! Musisz.. Zostałaś wylosowana!
-Zostałam! Bo dałeś moje miejsce do wylosowania!
-Co?! Ja?
-To dlaczego tutaj przyszedłeś sam?
-Bo Harry nie chce wiedzieć dla kogo będzie śpiewał!
-Harry?! Co ty pierdzielisz?
-Solówka WMYB.
-Ohoohohh.. Sobie pomarz! –zaczęłam się wyrywać.
-Pójdziesz tam!
-Nie rozkażesz mi!
-Sama mówiłaś, że nic do niego nie czujesz, więc co ci
zależy?
W końcu się uspokoiłam.
-Ja nie chce tam iść!
-Czemu?
-Bo ponieważ.
-Wytłumacz. Daj choć jeden argument.
Po dłuższym namyśle odpowiedziałam.
-Bo chce aby inne fanki miały szansę.. A może Harry się w
jakieś zakocha?! Nie pójdę tam!
-Pójdziesz. idziesz. Ze mną. Teraz. –spojrzał się na mnie.
-Nie pójdę. Z tobą. Teraz. Nigdy. –oznajmiłam stanowczo.
-Sam! Zostałaś wylosowana z tych dziesiątek tysięcy fanów..
Czy to nie znak?
-Jaki do cholery znak?
-Harry wylosował właśnie twoje siedzenie. Z tylu…
-A ty co? Już się pogodziłeś z Haroldzikiem? Hah.. Długo
czasu nie było trzeba.
W tym momencie podszedł do mnie i przerzucił przez ramię.
-LOUIS! NIE! –krzyknęłam.
-Tylko musisz się jeszcze przebrać i idziemy.
Wybuchłam śmiechem.
-Chyba cię pojebało.
-Zwracaj się!
Znaleźliśmy się w pomieszczeniu przepełnionym ludźmi. Lou w
końcu mnie puścił i powiedział jakiemuś facetowi aby mnie pilnował. Potem
podszedł do blond facetki i wdał się z nią w pogawędkę. Kilka minut później
podeszli do mnie.
-To jest nasza stylistka. To ona cię ubierze i przygotuję do
wyjścia na scenę.
-Nigdzie nie pójdę.
-Postaraj się, dobrze?
-Nie ma sprawy. Będzie śliczna. –oznajmiła radośnie.
-A teraz idę. Tylko przyprowadź ją na czas!
-Tak, tak.
Pomachali sobie. Lou zniknął za drzwiami.
-Czy ktoś pyta mnie tutaj o zdanie?! –wrzasnęłam. –Nie idę!
Rozumiecie?!
-A co ci szkodzi? Po co przyszłaś na koncert? Jesteś fanką,
więc to zapewne twoje marzenie.
-Tak. To BYŁO moje marzenie. A teraz chce iść do domu.
-Louis powiedział, że masz wyjść na tą scenę choćbym miała
użyć siły. –zacisnęła pięść.
-I co? Mam się ciebie bać? Nie idę.
-John. –popatrzyła na faceta, który mnie pilnował. –Rób
swoje.
Mężczyzna wziął mnie za ręce. Nie miałam z nim szans. Był
napakowany, a jego wzrost sięgał 2 metrów chyba.. Usadził mnie na krzesełku
przed toaletką.
-Najpierw mały makijaż. –uśmiechnęła się. –Sukienkę masz już
przygotowaną.
-Nie maluję się.
-Chociaż usta?
Nie odpowiedziałam. Kobieta przeleciała błyszczykiem moje
wargi. Następnie kazała mi wstać i zaprowadziła do przebieralni.
-Jakbyś szukała, nie ma tu okien. Tutaj jest twoja sukienka.
Miłego przebierania. Za 5 minut wchodzi John! Lepiej się pośpiesz!
Cwana z niej kobietka.. I co ja mam robić? Iść, nie iść?
Dostałam szansę.. Jaką szansę?! Ci ja gadam?! Po prostu.. Pójdę tam, będę go
ignorować. On zaśpiewa, zejdę ze sceny i pojadę do domu. Wszystko… Zdjęłam
sukienkę z wieszaka. Była cała w kwiatki. Do tego stylistka dobrała mi biały,
zwykły sweterek, czarne balerinki z kokardką i białe perełki na szyję. Odziałam
się w to i przejrzałam w lustrze. Wyglądałam okropnie.. Jak dziewczyna.
-Wchodzę! –krzyknął John.
-A se wchodź..
Odsłonił kotarę. Uśmiechnął się na mój widok.
-No, no, no.. Ale Styles wylosował dziewczynę..
-Wyglądasz przecudownie! Boże… Mogę zrobić ci zdjęcie?
-Nie. Nie lubię zdjęć.
Kobieta zrobiła ostatnie poprawki.
-Jesteś taka śliczna.. Pasowalibyście do siebie.
Zaśmiałam się.
-No co?! Mówię prawdę! A teraz chodź! Zaczynają śpiewać…
Złapała moją dłoń i gdzieś zaczęła prowadzić. Byłyśmy już
przy scenie.
-Zaraz masz wyjście kochana…
-Taa.. –oznajmiłam od niechcenia.
Rozpoczął się refren, ten tuż przed solówką Stylesa.
-No idź.. Już.. Teraz.. –popchnęła mnie.
Znalazłam się na scenie. Lou zachęcał mnie do podejścia.
Wszystkie fanki dziwnie się na mnie patrzyły. Kurde! Czemu ja?! Już miałam
zwiać i znaleźć się tam gdzie przed chwilą, ale kiedy się odwróciłam na moim
miejscu stał wyraźnie zdenerwowany John. Wystraszyłam się go i zawróciłam.
Pójdę i wrócę. Spokojnie, to tylko chwila..
-Na na na na… -zaraz miała być solówka.
Hazza cały czas stał plecami do mnie. Pewnie chciał mieć
niespodziankę. No to się przeliczysz Styles… Podeszłam bliżej zespołu i
przeszłam ich naokoło. Znalazłam się obok lokatego...
*Harry*
Cały czas miałem zamknięte oczy. Tak bardzo chciałem mieć
niespodziankę. Wierzyłem, że z tych wszystkich miejsc wylosowałem piękną
dziewczynę, którą uszczęśliwiłem. Rozbrzmiała melodia mojej solówki. Powoli
otworzyłem powieki i zobaczyłem JĄ. Totalnie zaniemówiłem.. Ale jak?! Ona?!
Sam? Moja Sam..
-Harry! –ktoś szturchnął mnie w ramię.
Cały czas się na mnie gapił. Głęboko.. W oczy.. Ja wtedy czułam
się.. To wszystko we mnie uderzyło. Wspomnienia powróciły... Był równie
zszokowany jak ja.. Nie mógł wykrztusić z siebie słowa, a co dopiero swojej
solówki.. W końcu Lou doprowadził go do normalności.
-Baby You light up my world like nobody else…
Zaciął się.
Złapał mocno moją dłoń. Nie rozumiałam dlaczego, ale nie sprzeciwiłam się..
Przypomniało mi się to wszystko… Pocałunek w deszczu, nasz kolacja, piosenka..
-the way that you flip your hair…
Delikatnie mnie po nich pogłaskał… Jego dotyk…
Jego ciepłe dłonie, które kiedyś mnie pieściły z taką czułością, tak jak teraz…
Z oczu poleciała mi łza… Wyrwałam swoją dłoń z jego objęć i zaczęłam uciekać.
Jak najdalej od niego, od nich… Chciał biec za mną. Jednak Louis go zatrzymał.
Przepchnęłam się przez tłum ludzi, ominęłam Johna, stylistkę i wszystkich
innych.. Chciałam być sama… Nogi zaprowadziły mnie do tego pokoju, gdzie
spotkałam się wcześniej z Lou. Nikt mnie tam nie znajdzie. Nie mogą. Usiadłam na podłodze i przysunęłam kolana pod
brodę. Sądziłam, że to będzie tylko zwykłe wyjście, że zaśpiewa tą zwrotkę, a
ja go oleję i zejdę z tej sceny… Ale wtedy coś we mnie pękło. Czułam się
dobrze, a zarazem i źle. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Po chwili
usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i jakieś kroki.
-Czego jeszcze ode mnie chcesz? Zostaw mnie w
spokoju. –nie spojrzałam na niego.
-Sam.
-A więc to ty, przyjacielu. –odparłam ironicznie.
–Ty zwłaszcza daj mi spokój! Idź śpiewać.. Leć.. Wszystko twoja wina! Bo
zachciało się Louis’owi żeby Sami wyszła na scenę! Ale nie liczyłeś się z moim
zdaniem! Liczysz się tylko z twoją Eleanor! Wyjdź stąd!
-Przepraszam.. Ja nie wiedziałem, że tak
zareagujesz… Przecież mówiłaś..
-Tak! I mówię dalej! Nie kocham Harrego, dobra?
Do moich uszu doszedł dźwięk skrzypnięcia drzwi.
W końcu podniosłam głowę. Zobaczyłam w nich Stylesa.
-Ojej! Nawet jego tutaj przyprowadziłeś? Wiesz co
Lou?! Jesteś okropny.. Idź stąd! Ty też! –spojrzałam się na mojego byłego.
Louis grzecznie posłuchał i wyszedł z pokoiku,
klepiąc po drodze ramię tego w lokach.
-..Nie słyszałeś mnie? Nie słyszałeś co
powiedziałam?
Podszedł do mnie. Zostawił uchylone drzwi.
Uklęknął i lekko chwycił moje ramiona. Podniósł mnie. Staliśmy teraz
naprzeciwko siebie.
-Puść mnie, proszę. Idź do Amber, dobrze?
Otarł wskazującym palcem moje łzy na policzkach.
-Nie pójdę do niej. Przyszedłem do ciebie.
-Po co? Czego ty ode mnie jeszcze chcesz?!
-Posłuchaj. Losując te miejsce ja nigdy.. nigdy
nie pomyślałbym, że będziesz to ty. I potem, kiedy otworzyłem oczy i ujrzałem
ciebie, to ja myślałem, że to tylko sen.. Odebrało mi mowę, wiesz? Nie uważasz,
że to był jakiś znak? Bo na pewno to nie przypadek, Sam.
-No wiesz. Głupi zawsze ma szczęście.
-Czemu uciekłaś?
-Hmm.. Bo cię rozpraszałam? Tak, chyba tak..
-Kłamiesz.
-Znowu szanowny Styles zna się na ludziach? Wo!
-Kocham cię. Sam, tak strasznie cię kocham!
–przytulił mnie mocno. –Ja nigdy nie przestałem tego robić.. Te wszystkie dni
bez ciebie były dla mnie torturą! Nie potrafię bez ciebie żyć… jesteś dla mnie
wszystkim, rozumiesz? Tak bardzo chciałbym cofnąć czas, ale wiem, że nie mogę.
Tak jak było w zwrotce, kochanie, rozświetlasz moje życie jak nikt inny… Ja już
nie wytrzymuję. Psychicznie.. Tak bardzo chciałbym móc cię codziennie
przytulać, dotykać, całować. Czuć, że po prostu jesteś ze mną, przy mnie. Ja
tak strasznie żałuję tego co się stało, ale mogę ci przysiąc, że to już się nie
powtórzy… Uświadomiłem sobie, że tracąc ciebie, jakaś część mnie zniknęła, że
już nie umiem się śmiać tak jak kiedyś… Ja cię kocham, rozumiesz? –wziął w
dłonie moją twarz. –Proszę… -poleciała mu łza.
Tym razem to ja ją otarłam.
-Więc czemu robiłeś z Amber to wszystko na moich
oczach? Wiesz jak ja cierpiałam? Wiesz co czułam?
-Masz rację. Jestem zwykłym sukinsynem i się do
tego przyznaje… Zachowywałem się jak dzieciak, ale z tym już koniec. Zerwałem z
nią. Chce tylko ciebie. Chce żyć z tobą, tylko z tobą Sam. Już na zawsze.
Proszę, nie odtrącaj mnie. –przysunął swoją twarz do mojej.
Podarował mi namiętny pocałunek. Ja.. Ja go
odwzajemniłam.. Nie mogłam się już kryć. Tak, dalej kochałam Harrego. I dalej
chciałam aby był częścią mojego życia. Jak kiedyś… W końcu się od siebie
oderwaliśmy. Posłaliśmy sobie uśmiechy i mocno przytuliliśmy. Miałam głowę na
jego ramieniu. Po chwili otworzyłam oczy i zobaczyłam jego.. Stał w drzwiach i
widziałam, że cierpiał.
-Mój boże… Zayn!
Wyrwałam się z uścisku i wybiegłam na korytarz.
Niestety mulata już tam nie było. Uciekł.
-Boże. Gdzie on jest?!
-Sprawdź w jego przebieralni. –zaproponował
Harry.
Złapałam się za głowę.
-Jak mogłam?! Gdzie ta jego przebieralnia?
-Pierwsze drzwi za rogiem.
-Dziękuję.
-Iść z tobą?
-Nie, muszę iść sama.
-Dobrze, spokojnie. Wymyślę fanom jakoś
historyjkę, czemu nie ma Zayna.
Przytaknęłam i pobiegłam tam.
-Zayn. –zapukałam do drzwi. –Wiem, że tam jesteś.
Otwórz, proszę.
Odpowiedziała mi cisza.
-Zayn do cholery! Otwórz! –krzyknęłam i mocno
walnęłam w drzwi. –Ałć. Zayn, proszę. –rozpłakałam się. –Nie rób mi tego. Chce
wyjaśnić.. Wpuść mnie. –oparłam głowę o drzwi.
Sterczałam tam już jakiś kwadrans.
-Dobrze, zrobię to inaczej. Jeśli nie otworzysz w
ciągu pół minuty to wyważę te drzwi! Rzucę się na nie! Mówię poważnie!
Odliczyłam 30 sekund. Oddaliłam się i wzięłam
rozbieg. Zaczęłam biec, a kiedy byłam już kilka centymetrów od drzwi, nagle
otworzyły się, a ja wpadłam na Zayna. Leżałam na nim. Chłopak chciał mnie
pocałować, ale ja odchyliłam twarz. Trafił tylko w policzek. Podniosłam się.
-Co? Już cię nie zadowalam? –zamknął mocno drzwi.
-Zayn.. Wiesz, że to nie tak. –usiadłam na
kanapie.
-A jak?! Tak dla żartu całowałaś się ze swoim
byłym?
-Nie, ja tylko.. –wybuchłam płaczem. –Ja mam
mętlik w głowie. Jesteś ty i jest on… Czemu nie mogłaś pierwszy mi powiedzieć
co czujesz?!
-A czy to by coś zmieniło? Przecież Harry zawsze
był twoim jedynym. Tylko nie rozumiem czemu robiłaś mi tyle nadziei.
-Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie.
-Ufałem ci Sam. Myślałam, że między nami naprawdę
coś się dzieję, że to jak na mnie patrzysz nie jest tylko głupią intrygą..
-Bo nie było Zayn.
-Czy ty słyszysz co mówisz? Słyszysz jaka jesteś
fałszywa?
-Nie jestem fałszywa, ja po prostu…
-Czułaś coś do mnie kiedyś?
-Zayn..
-Zadałem ci proste pytanie.
-Ja…
W tym momencie chłopak podszedł do mnie, wziął za
ramiona i mocno przycisnął do ściany.
-Odpowiedz. –oznajmił stanowczo. –Czy gdyby nie
Harry, byłabyś ze mną?
-Tak. –odparłam spokojnie po długim namyśle.
W końcu mnie puścił.
-Najlepiej żebyś już poszła. –odwrócił ode mnie
wzrok.
-Proszę. Spójrz się na mnie.
-Nie mam na co. Kiedy na ciebie spojrzę, od razu
widzę tamten widok, kiedy stałem w drzwiach jak palant.
-To nie miało być tak. Ja nie chciałam cię
zranić, ale wtedy.. Kiedy stamtąd uciekłam.. Przyszedł do mnie Harry i..
-Nie wchodź w szczegóły. Proszę, wyjdź stąd.
-Tylko proszę wiedz, że mi na tobie dalej zależy,
Zayn.
-Lecz wybrałaś jego.
-Tak bardzo chciałam o nim zapomnieć, ale to było
niemożliwe. Dziękuję ci za to, że ze mną byłeś. Naprawdę jesteś świetnym
chłopakiem. Marzę abyś odnalazł się na nowo. Przepraszam. Wiem, że mi nie wybaczysz,
ale teraz nie mogę nic innego zrobić. Zapewniam cię, że wyrzuty sumienia będą
dręczyły mnie do końca życia. Do widzenia, Zayn. –przytuliłam go mocno, ale nie
odwzajemnił uścisku.
Znalazłam się na korytarzu. Tak bardzo nie
chciałam się widzieć z pozostałą częścią zespołu, ani z Harrym. Czułam się
okropnie i nic by tego nie zmieniło… Jestem debilką, zwykłą, głupią, pustą
lafiryndą. Nawet Amber jest ode mnie lepsza.. Zraniłam tyle osób przez jedną
rzecz. Z jednej strony chce być z Harrym, a z drugiej nie mogę robić tego
Malikowi. Wybiegłam z tego całego
koncertu i złapałam autobus. Udałam się do domu.
-Wstawaj kochanie. –usłyszałam znajomy głos.
Odchyliłam lekko powieki. Poczułam ciepły dotyk
na policzku.
-Już późno.
W końcu całkowicie otworzyłam oczy.
-Hej kotku. –chciał mnie pocałować.
Odsunęłam twarz.
-Co się stało?
-Harry, ja nie mogę. –wykrztusiłam.
Chłopak położył się obok na łóżku i objął mnie
ramieniem.
-Czemu?
-Jestem suką. –zaczęłam płakać. –Zwykłą egoistyczną
debilką.
-Hej, spokojnie. –otarł moje łzy. –Nie jesteś,
nigdy nie byłaś.
-Jestem! Zraniłam tyle osób. Zachowuję się jak
pępek świata. Czuję się okropnie.
-Sam, nie mów tak.
-Będę! Tyle osób cierpi! Amber, Lou, Zayn, Henry.
A ja leżę tutaj z tobą jak gdyby nigdy nic. –złapałam się za głowę. –Chce ich
przeprosić, ale nie mam odwagi. Zayn nie chce mnie już nigdy widzieć. Jestem głupia! Nie rozumiem jak mogłam
myśleć, że twoja była jest wredna. Ona też pewnie teraz płacze w swoim pokoju,
a potem mnie zniszczy. I ma rację! Zasłużyłam…
-Zayn ci wybaczy.
-Nie wybaczy! Wiesz co ja mu zrobiłam? Wiesz jak
go zraniłam? Narobiłam mu nadziei, a potem kopnęłam w dupę. On cierpi, wiem, że
tak jest. I nie mogę przestać o tym myśleć.
-Masz mnie kochanie. –pocałował mnie w czoło.
-Nie zasługuje na was. Powinnam skończyć z wami i
nie przysparzać tylu kłopotów. Przepraszam… Ja zawsze wszystko psuję. Zawsze!
Powinnam być sama. Nie zasługuje na was, na ciebie i na Henrego.
-Oczywiście, że zasługujesz. I nawet nie waż się
od nas odejść. Wtedy zranisz jeszcze więcej osób. A Zayn wytrzyma.
-Jak on się czuję?
-Nie wiem, Sam. Chłopcy mówią, że nie ma go w
mieszkaniu od wczoraj. Nikt nie wie co się z nim dzieję.
-Boże. –znowu się rozpłakałam. –Jak mogłam?! A
jeśli coś sobie zrobił? –podniosłam się. –Muszę go poszukać. Tak, muszę.
-Nie znajdziesz go.
-Nie przestanę, dopóki tego nie dokonam. Będę
chodzić po tym cholernym Londynie. Będę! Muszę go odnaleźć.. Porozmawiać,
wytłumaczyć. Harry, czemu ja tak wszystkich ranię? –łzy leciały mi
strumieniami. –Czemu nie mogę być normalną 17 latką, która chodzi na zakupy i
cieszy się z życia?
-Bo jesteś niezwykła, Sam. –przytulił mnie.
–Zapamiętaj to, dobrze? A teraz się ubierz. Nie będę cię zatrzymywał. Wszystko
rozumiem.
-Tak, masz rację. –wyjęłam z szafki jakieś
ubrania.
Włożyłam je na siebie. Umyłam zęby i wyszliśmy z
mieszkania.
-Ale na pewno nie jesteś głodna?
-Nie Harry, dam radę.
-Tylko potem zadzwoń, dobrze?
Przytaknęłam.
-Nie podwieźć cię nigdzie?
-Nie.
-Dobrze, więc trzymaj się kochanie. Nie rozumiem
czemu cię puszczam na te poszukiwania…
-Zaufaj mi.
-Ufam, zawsze będę. Do zobaczenia. –pocałował
mnie w usta. –Kocham cię.
Przygryzłam wargę.
-Pa.
-Zayn, gdzie jesteś. –szepnęłam do siebie.
–Proszę cię.
Chodziłam po Londynie już kilka godzin. Nie
miałam siły, byłam cała mokra, głodna i moje nogi odmawiały posłuszeństwa, ale
szłam. On cierpi, przeze mnie. Znalazłam się w jakimś opuszczonym parku. Chyba
parku… Była tam kilka zardzewiałych ławeczek, drzewa i nieświecące już wysokie
lampy. Do tego zrobiło się już ciemno i lał deszcz. Pójdę tam. Muszę. To chyba
ostatnie miejsce w tym mieście, którego nie odwiedziłam. Weszłam przez
obrośniętą kolczastymi gałązkami bramę i szłam spokojnie dróżką. W pewnej
chwili poczułam dym papierosowy. Zayn! Tak.. To Zayn! A jeśli jakiś pedofil, to
trudno się mówi. Zasłużyłam. Dotarłam do źródła zapachu i ujrzałam ciemną,
wysoką postać. Na moje nieszczęście potknęłam się o jedną z gałązek i prawie
przewróciłam. Człowiek odwrócił się nagle, ale nie zobaczyłam jego twarzy.
-Uoa, kogo tu mamy. –wziął mnie za dłoń i
przyciągnął do siebie. –Ładna laska z ciebie kochanie.
-Przepraszam, pomyliłam pana z kimś. Muszę już
iść.
-No co ty! Tak szybko odchodzisz? Mogłabyś mi coś
dać, kotku.
Czułam obrzydliwy odór papierosów wydobywający
się z jego ust. To było okropne.
-Chyba mam tutaj jakieś pieniądze. –chciałam
zajrzeć do torebki.
Chwycił mocno mój drugi nadgarstek.
-Nie mówiłem o tym malutka. –zaśmiał się.
Usłyszałam jak odpina pasek.
-No chodź, tylko trochę zaboli.
Przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie.
Włożył swoją dłoń pod moją bluzkę.
-PUŚĆ MNIE! PUSZCZAJ! –zaczęłam się wydzierać.
-Dobrze ci kochanie. –dobrał się do moich spodni.
-ZOSTAW MNIE! Proszę! –powiedziałam szlochając.
Nie miałam nawet siły do samoobrony. Napastnik
mocno trzymał moje wszystkie części ciała. Czułam jak odpina guzik od dżinsów.
-Proszę.. Nie rób mi tego. –popłakałam się.
–Proszę…
-Zamknij się! –krzyknął i mocno mnie
spoliczkował.
Chciał już je zdjąć, kiedy usłyszeliśmy jakieś
kroki.
-Nieładnie to tak bić słabszą kobietę, nie
sądzisz? –usłyszałam TEN głos.
-Zostaw nas kimkolwiek jesteś!
-Więc najpierw zostaw ją w spokoju.
-A co? Nie pozwalasz mi uprawiać sexu? Ta dziwka
tego chce!
-Puść mnie! –wykrztusiłam, ledwo łapiąc powietrze
do płuc.
-Nie waż się tak do niej mówić! –postać zbliżyła
się.
-A jak mam mówić? Jest tylko chętną, puszczalską
suką.
Ktoś odepchnął mnie na bok. Poleciałam na mokrą
trawę. Nie miałam siły nawet się podnieść.
-Co powiedziałeś?
-Dziwka. Teraz kona ze zmęczenia. –parsknął.
Usłyszałam mocny cios i dźwięk jakiegoś złamania.
-Ty sukinsynie! –krzyknął. –Jeszcze raz tak
powiesz, a walnę mocniej. A teraz zwiewaj. Masz 5 sekund!
Potem bieg… Ktoś pobiegł.
-Sam. –jakieś kroki. –Jak się czujesz? Jesteś
jeszcze ze mną?
-Ja.. Dzię..
-Nie mów nic. Chodź. –wziął mnie na ręce.
Chyba straciłam przytomność.
Leżałam w łóżku. Szczelnie opatulona kołdrą. Odczuwałam
wielkie zmęczenie. Moje kości odmawiały posłuszeństwa, kiedy chciałam się
podnieść.
-Sam! –ktoś wbiegł do pokoju. –Jesteś tutaj! Tak
się o ciebie martwiłem.. Kochanie. –poczułam kogoś dotyk na policzku.
-Kim jesteś? Zostaw mnie! Ja nie chce tego
robić.. Nie jestem dziwką. –wybuchłam płaczem.
-To ja, Harry. Spokojnie, jesteś już bezpieczna.
-Harry? To ty? Na pewno?
-Tak kochanie. To ja. Nie płacz. Jesteś
bezpieczna.
-Przytul się do mnie. Boję się.
Chłopak ułożył swoje ciepłe ciało obok mojego.
Mocno się w niego wtuliłam.
-Cichutko. Śpij słonko. Jesteś już z dala od tego
człowieka.
-Nie chce spać. Chce ciebie. Tak się bałam. Bałam
się, że ze mną koniec.. Ja nie jestem dziwką, Harry. Ja nie chciałam tego, co
on zamierzał zrobić. Ja chciałam się bronić, ale nie miałam siły.. Przepraszam.
Słyszałam, że chłopak płaczę.
-To ja cię przepraszam. Pozwoliłem ci wyjść. Iść,
szukać go.. A potem… Zabiję go, przysięgam. Zabiję. Zabiję tego, który zrobił
ci taką krzywdę.
-Na szczęście przyszedł Zayn. I on mu coś
zrobił.. kości, trzask.
-Jaki Zayn? Chyba miałaś na myśli Lou, kochanie.
-Lou? Jak to Lou?
-To on cię tu przyniósł. Byłaś nieprzytomna,
tylko coś majaczyłaś. To moja wina, Sam. Nie zasłużyłaś na to…
-Ja.. Ja.. Zayn.. Jego głos..
-Nie wiesz co mówisz słoneczko. Śpij. Od razu
poczujesz się lepiej. –pogłaskał mnie po włosach.
-Sam, obudziłaś się! W końcu! –ktoś krzyknął.
Zobaczyłam nad sobą Lou.
-Louis..
-Jak się czujesz?
-Już lepiej. Dziękuję. –usiadłam.
Do pokoju wszedł Harry.
-Hej kochanie.
-Nie mów tak do mnie! –nagle krzyknęłam.
-Czemu? Co się dzieję?
Rozpłakałam się.
-On.. Wczoraj.. Chciał żebym mu coś dała.. Mówił
do mnie kochanie, a potem..
Harry nie wytrzymał i wyszedł stamtąd trzaskając
drzwiami.
-Strasznie to przeżywa.. Kiedy spałaś, to płakał
przez kilka godzin.
-Ja.. Ja nie chciałam…
-Spokojnie Sam. –objął mnie ramieniem. –Co tam
się stało?
Pokręciłam głową.
-Nie potrafię… Bałam się, tak strasznie się
bałam..
-No już. –rozkołysał mnie.
-Ale tam był Zayn.. On tam..
-Zayn? Gdzie?
-W parku.. On tam.. Przywalił mu w nos.
-To nie mógł być Zayn. Siedział w mieszkaniu cały
wieczór.
-A ty?
-Ja siedziałem w pokoju i myślałem nad naszą
kłótnią. Postanowiłem pójść do ciebie i jeszcze raz przeprosić i wtedy cię
zobaczyłem.. Byłaś cała mokra, wyczerpana i nieprzytomna. Siedziałaś na
schodkach od twojego domu. Drzwi były zamknięte, więc szybko zaniosłem cię
tutaj. Razem z Hazzą domyśliliśmy się co się stało, Sam.
Przytaknęłam. Chciałam wstać, jednak straciłam
równowagę.
-Jesteś jeszcze osłabiona. Chcesz coś do
jedzenia?
-Nie.
-Musisz coś jeść.
-Chce do Harego.
-Dobrze, pójdę po niego.
Po chwili do pokoju wszedł mój chłopak.
-Co się stało?
-Chodź tutaj.
Przybliżył się. Mocno się do niego przytuliłam.
-Przepraszam cię Sam. –głaskał mnie po plecach.
–Że pozwoliłem ci tam pójść.. Że to się stało.
-Zasłużyłam. Za dużo ludzi zraniłam. Pogodziłam
się z tym.
-Przysięgam, że już nigdy cię nie zostawię,
dobrze? –spojrzał mi w oczy.
-Dobrze.
-Kocham cię. –podarował mi długi pocałunek.
-Tak, ja ciebie też Harry.
Złapał mnie za dłoń.
-Opowiedz.
Wzięłam
głęboki oddech.
-Ja chodziłam i go szukałam.. Padał deszcz i było
już ciemno. Było mi strasznie zimno.. Weszłam do takiego opuszczonego parku i w
pewnym momencie poczułam dym nikotynowy. Myślałam, że to Zayn.. Ja byłam
pewna.. I ja tam podeszłam.. Kiedy upewniłam się, że to nie on, chciałam
odejść, ale ten zbir chwycił moją dłoń i chciał żebym mu coś dała… Zaczęłam się
wyrywać.. On zaczął rozpinać swoje spodnie… -zaczęły lecieć mi łzy. –I włożył
mi rękę pod moją bluzkę.. Przezywał mnie od puszczalskich, dziwek, suk, a kiedy
się sprzeciwiałam to mnie mocno policzkował…
-Jak ja mogłem? –przerwał mi.- Sam, przepraszam…
Tak strasznie cię przepraszam… On musi ponieść za to konsekwencję. Widziałaś
go? Jego twarz?
Pokręciłam głową.
-Na pewno?
-Nie widziałam nic.. Była noc, lał deszcz.
-Już nigdy sama nie wyjdziesz wieczorem.
-Harry..
-Nie. Nie wyjdziesz. Nie pozwalam. I nie pozwolę,
Sam.
-Ale..
-Nie. –pogłaskał mnie po policzku. –Zaopiekuję
się tobą.
-Sam! Gdzie byłaś?! Boże, tak strasznie się o
ciebie martwiłem…
-Byłam na noc u koleżanki. Przepraszam, że nie
zadzwoniłam, ale rozładował mi się telefon.
-Z jakiej racji u niej nocowałaś?
-Poszłam wczoraj do niej, a potem zaczął lać
deszcz i zaproponowała mi nocleg.
-Na pewno?
-Tak tato. –uśmiechnęłam się sztucznie. –Pójdę do
pokoju, jestem wykończona.
-Sam, porozmawiajmy proszę.
-Nie mam ochoty. Chce pobyć sama.
-Martwię się o ciebie.
-Nie masz o co tato. Wszystko ze mną dobrze. Po
prostu, jak każda nastolatka mam humorki.
Poszłam na górę i dosłownie rzuciłam na moje
łóżko. Zaczęłam płakać. I wcale nie chodziło o to, co stało się tamtej nocy,
tylko o to co czują ci wszyscy ludzie.
Może tak naprawdę nic nie czują? Może już zapomnieli? Może Amber i Zayn mają na
oku już kogoś innego? Nie mogę tylko zrozumieć czemu byłam taką straszną
egoistką.. Jak mogłam się tak bawić ludźmi? Ja nawet nie miałam takiego
zamiaru… To po prostu jakoś tak wyszło. Przecież codziennie tłumaczyłam sobie,
że nic nie czuję do Harrego, że jest dla mnie tylko przyjacielem mojego
przyjaciela, a potem ten koncert… Ja czuję coś do Zayna, cały czas… To rodzaj
więzi emocjonalnej. Tylko najgorsze jest to, że nie potrafiłam go pokochać, tak
jak jego przyjaciela. Przecież starał się. Był zawsze taki miły, dobry i
opiekuńczy, a kiedy mnie całował, to nie było nic. To było zdecydowanie coś..
Dla mnie i dla niego. Muszę się z nim spotkać. Sama.. Muszę… Wstałam szybko z
materaca i wyjęłam z torby telefon. Wybrałam numer Malika. Pierwszy sygnał,
drugi, trzeci, czwarty… Numer nie odpowiada.
-Zayn. –szepnęłam do siebie.
Zadzwoniłam jeszcze raz. Znowu cisza. Tym razem
wybrałam numer Nialla.
-Halo?
-Hej Niall.
-Sam! Słyszałem co się stało! Wszystko w
porządku?
-Staram się o tym nie myśleć. Wiesz może gdzie
jest Zayn?
-Mówił, że idzie się przejść.
-Aha, a kiedy dokładnie wyszedł?
-Jakieś kilka minut temu chyba..
-Dobrze, dziękuję Niall. Dobranoc.
Rozłączyłam się. Wyjęłam z szafy grubszą bluzę,
ponieważ wrześniowe wieczory nie były już takie ciepłe.
-Wychodzę! –krzyknęłam otwierając drzwi.
Odpowiedziała mi cisza. Pomimo zmęczenia i zakazu
Harrego udałam się w stronę parku. Było tam już pusto i ponuro.. Od razu
skojarzyło mi się to ze wczorajszymi wspomnieniami.. Wzdrygnęłam się na tę
myśli. Weszłam przez wielką, metalową bramę
i szłam prostą dróżką. Po chwili zeszłam ze ścieżki i przez trawnik
podeszłam do jednej z ławeczek. Zobaczyłam stojącą tam, samotną postać. Nie
powinnam tam iść, ale…
-Zayn. –odparłam łagodnie.
Człowiek odwrócił się do mnie…
_________________________________________________
No i KOMENTOWAĆ kochani wy moi :*
+dodawajcie do obserwowanych.
Ola.