-Wstawaj! –ktoś zaczął ciągnąć mnie za ramię.
Jęknęłam. Otworzyłam oczy.
-Córcia, za niecałą godzinę masz rozpoczęcie. Chyba trzeba
się przygotować, co? –uśmiechnął się.
-Nigdzie nie idę. –zakryłam się kołdrą.
-Więc tak pogrywasz…
W tym momencie moja cała pierzyna ze mnie zeszła.
-Tato! No weź, jeszcze minutka.
-Hm.. Niech się zastanowię.. Nie. Wstawaj, szybko! Mam już
przygotowane wiadro z wodą.
-Bo ci uwierzę..
Wskazał na nie palcem.
-Co?! Że wiadro?
-Na ciebie potrzebne są drastyczne środki. No, chodź. –podał
mi rękę.
Podniosłam się.
-Jestem padnięta. –powiedziałam do siebie.
-Na dole jest już przygotowane śniadanie.
-Zejdę jak się ogarnę.
-Dobra, tylko się pośpiesz! –zamknął za sobą drzwi.
Poszłam do łazienki i przemyłam twarz lodowatą wodą.
Następnie ją wytarłam.
-Wyglądam jak zombie. –powiedziałam do odbicia lustra.
Doprowadziłam moje rozpuszczone włosy do ładu i podeszłam do
szafy. Wyjęłam z niej czarne rurki z wysokim stanem i do nich włożyłam białą
mgiełkę z ciemnym, okrągłym kołnierzykiem. Do tego balerinki, takiego samego
koloru jak dół zestawu. Zeszłam po schodach.
-Co jest do jedzenia?
-Kanapki z warzywami i wędliną.
-Nie jestem głodna tato… Najwyżej po rozpoczęciu wpadnę do
jakieś kawiarni.
-Ale na pewno? Wszystko gra?
-Tak. –zdobyłam się na uśmiech. –Tylko jestem padnięta..
Okej, to pa. –wyszłam na zewnątrz. –Uf, no to idziemy… -oznajmiłam sobie.
Na miejscu byłam 5 minut przed czasem. Szkoła była naprawdę
bardzo nowoczesnym budynkiem. Wszyscy siedzieli na dworze. Grupki dziewczyn,
chłopaków. Śmiali się, rozmawiali, żartowali, popisywali.. Ogólnie dużo szumu i
zamieszania. W pewnym momencie mój wzrok utkwił na Henrym. Siedział z masą
swoich przyjaciół i jakimiś blondynami. Zdałam sobie sprawę z tego, że chyba
będę musiała radzić sobie tutaj sama… To już chyba koniec przyjaźni z jedną z
najważniejszych osób w moim życiu. Usiadłam samotnie na ławeczce, wyjęłam
telefon i włożyłam słuchawki do uszu. Zauważyłam wiadomość od Zayna.
„Wstawaj śpiochu! Jesteśmy już na próbie. Niedługo się
widzimy. Zayn xx”
Mój kochany Zayn. Szkoda, że nie chodzi ze mnę do college…
Jeszcze raz moje oczy utkwiły na Henrym, a wtedy ten mnie zauważył. Zrobił
kamienną minę. Jednak po chwili wstał, coś tam powiedział i szedł w moim
kierunku. Kilkadziesiąt sekund później stał naprzeciwko mnie.
-Sam. –spojrzał się na mnie.
-Henry. –odpowiedziałam spokojnie i wyłączyłam muzykę.
-Jak podoba ci się szkoła?
-Em.. Jest bardzo.. Nowoczesna? Taka jak opowiadałeś.
-Taa.. –zamilkł.
-Tak w ogóle to czemu przychodzisz do takiej szarej myszki
jak ja na oczach wszystkich i coś do niej mówisz? Ośmieszasz się. Przecież
musisz trzymać pozycję, jesteś najsławniejszym chłopakiem w szkole.. No co ty
Henry.. Nie użalaj się nade mną. Możesz już iść do swoich nadzianych
przyjaciół.
Chłopak usiadł obok mnie na ławeczce.
-Oni? –wskazał palcem na grupkę ludzi z którymi gadał. –Oni
nie dorastają ci do pięt, Sam. –spojrzał się na mnie.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Naprawdę? –spytałam.
-Tak. –złapał mnie za dłoń. –Zrozumiałem, że to z kim
będziesz jest twoim wyborem. Przepraszam za to, co stało się wczoraj. Byłem
egoistą. Ale ja po prostu chce cię chronić.
-Wiem kotku. Ale to jest moje życie.
-Tak, twoje.
-Ale ty jesteś jego częścią. I ciebie także przepraszam za
to, że tak na ciebie naskoczyłam.
-Nic się nie stało. No chodź tu do mnie. –otworzył ramiona.
Wtuliłam się w niego.
-Nawet kiedy wybiorę z kim chce być, to właśnie ciebie będę
najbardziej kochać przyjacielu. –odparłam do niego.
-A ja ciebie. –przytulił mnie jeszcze mocniej.
Usłyszeliśmy dzwonek.
-No więc Sam.. Zaczynasz nowe życie. College to nie to, co
miałaś w tamtej szkole.
Zaśmiałam się.
-Przypuszczam.
Chłopak objął mnie ramieniem.
-Ze mną nie zginiesz.
-Miejmy nadzieję.
Weszliśmy do szkoły.
-Nie to, że dziwnie się czuję, ale czemu wszyscy się na nas
tak gapią?
-Bo idziesz ze mną i cię obejmuję.
-I to takie dziwne?
-Sam, w tym momencie prawie każda dziewczyna chciałaby być
na twoim miejscu.
-Nie no, twoja skromność wymiata!
-Też cię kocham.
-Gdzie mnie prowadzisz?
-Na salę gimnastyczną.. Będzie apel i takie tam.
-A potem pójdziemy coś zjeść, dobrze? Nie miałam nic w
ustach od rana.
-Ja się piszę.
Kiedy przeciskaliśmy się przez tłum, prawie wszyscy
ustępowali nam miejsca i gapili się na mnie z bardzo dziwacznym wzrokiem. Kiedy
w końcu znaleźliśmy się na hali zajęliśmy miejsce obok jakiegoś chłopaka.
-Sam, hej! –przybił mi piątkę.
Dopiero potem przypomniało mi się kim on jest.
-No tak! Greyson.. Impreza.. Tak?
-Dobrą masz pamięć!
-Ty też. –uśmiechnęłam się.
-Jak mógłbym zapomnieć taką ślicznotkę? Wypiękniałaś.
–puścił mi oczko.
-Greyson, uspokój się. –odparł poważnie Henry.
-A tak naprawdę twój zazdrośnik codziennie o tobie opowiadał
jak to nie może się doczekać, kiedy w końcu przyjdziesz do naszego college.
-I jestem już przy Henrym. Będziesz miał już spokój, co?
-W końcu!
Zaśmialiśmy się. Po chwili jakaś babka poprosiła uczniów o
ciszę i zaczęła coś tam paplać o historii ich szkoły.
-A jak zareagowali twoi rodzice kiedy to wszystko zobaczyli?
–szepnęłam do Greysona.
-A no wiesz…
W tej chwili dyrektorka chrząknęła do nas i popatrzyła
wrogo.
-A no wiesz.. Trochę pokrzyczeli, ale potem wyluzowali.
-Czyli koniec z imprezami u ciebie? –spytałam cichutko.
-Jasne, że nie. –wtrącił się szeptem Henry. –Teraz akurat
moja kolej, a potem Grey..
-Panie Henry Cain wraz z jego rozgadanymi kolegami, proszę
wstać. –babka powiedziała stanowczo.
Wymieniłam z chłopakami uśmiechy i podnieśliśmy się.
-O! Jak widzę nawet z jedną koleżanką. Do pierwszego rzędu
proszę. –wskazała palcem na wolne krzesełka.
O mało nie wybuchliśmy śmiechem. Grzecznie i po cichutko
zeszliśmy po schodkach i usadowiliśmy się na wyznaczonych miejscach.
-A teraz bardzo proszę o ciszę. –spiorunowała nas wzrokiem.
Przytaknęliśmy.
-Ach, jak ja ją uwielbiam! –oznajmił Henry. –Panie Cain,
Panie Cain. –zaczął ją naśladować.
Zaśmiałam się głośno. Facetka odwróciła się w moim kierunku,
a ja zrobiłam poważną minę i splotłam dłonie na kolanach.
-Mogę kontynuować? Dziękuję. A więc, w tym roku przybyło do
nas naprawdę dużo nowych uczniów, najlepszych uczniów. Jesteśmy naprawdę bardzo
zadowoleni z tego powodu. Nasza szkoła uczy dyscypliny, ale oczywiście jest
tutaj czas także na rozrywkę. –uśmiechnęła się sztucznie. –Zachęcamy chłopców
zapisywania się do drużyny futbolowej, której kapitanem jest niejaki Henry
Cain. –zabrzmiały oklaski i piski dziewczyn. -A dziewczyny do drużyn
kibicującym naszym mistrzom, czyli cheerleaderek. Chcielibyśmy zaprezentować państwu kilka figur, kroków i
układów naszych reprezentantek. Zapraszamy dziewczyny!
Na boisko
zaczęła biec grupka blondynek z wielkimi, niebieskimi pomponami w ręku. Miały
na sobie dużo kucyków, kokardek, spódniczki odkrywające prawie całą dupę i
krótkie topy. Zaczęłam bić im brawo, dopóki nie zobaczyłam JEJ.
*Harry*
Właśnie
zaczęła się nam przerwa… Pamiętam naszą ostatnią próbę. Pamiętam jak Sam poszła
gdzieś za rękę z Zaynem.. I jak potem się żegnali. Pamiętam jak starałem się o
tym obrazie zapomnieć, jednak nie potrafię… Nie potrafię bez niej żyć. Ja w
naszym związku nie grałem, to byłem cały ja. Dzięki niej się zmieniłem. Dzięki
niej zacząłem rozumieć świat. Tylko obok Sam byłem normalnym chłopakiem, który
nie myślał, że jest sławny… Kocham ją i zawsze będę. Bez względu na to co ona
sobie o mnie myśli.
-Henry! Czemu
mi nie powiedziałeś?! Jak mogłeś?! –zaczęłam na niego krzyczeć.
Zatrzymaliśmy
się przy szafkach.
-A co miałem
ci powiedzieć?
-No hmm… Na
przykład, że ona chodzi do twojej szkoły!
-Bałem się!
-Czego?!
-Że zmienisz
college czy coś.. A wiesz, że chce cię mieć przy sobie.
-Henry, to
nie jest wytłumaczenie!
-Ja wiem..
Sam. –złapał mnie za dłoń.
Wyrwałam ją. Złapałam
się za głowę.
-No witam!
–usłyszałam TEN charakterystyczny, piskliwy głosik.
Odwróciłam
się i sztucznie uśmiechnęłam.
-No cześć.
–pomachałam jej.
-A cię
sprowadza do mojej szkółki koteczku? –spytała sarkastycznie.
-A no
wiesz... Życie.
Dziewczyna
zrobiła pozę jak jakiś tap madl. Niestety Zayna nie przebiła.
-Życie… Więc
tutaj zginiesz kochanie. Bardzo drastyczną śmiercią. –pokazała zęby.
-Amber,
przestań. –wtrącił się Henry.
-Ojej, to ten
twój przyjaciel.. Niestety on ci nie pomoże. Ja mam tu władzę. No i najlepszego
chłopaczka pod słońcem. –uśmiechnęła się promiennie.
-Tak, tak,
oczywiście. A wracając do wczorajszego temaciku, to dzieciaczki już zrobione?
–mrugnęłam do niej.
Wtedy
blondyna przycisnęła mnie do szafki.
-Nie igraj ze
mną dziewczynko. –powiedziała zgrzytając zębami. –Bo niestety szans ze mną nie
masz.
-Amber!
–Henry zaczął ją ode mnie odrywać.
-Henry,
zostaw ją. –powiedziałam. –To ty ze mną nie igraj blondyneczko, bo ja mam 5
chłopców przeciwko jednemu, malutkiemu. A teraz mnie puść, teraz! –krzyknęłam.
Dziewczyna
wzięła ręce oparte o szafkę.
-Ach, nie
złamałaś tipsika przypadkiem? Nie? Ach, to dobrze. A teraz żegnaj koteczku.
–złapałam Henrego za rękę.
Zeszliśmy po
schodach.
-Wow… Ty
serio.. Jak ty? Ja myślałem..
-Tak, tak.
Myślałeś, że się jej przestraszę i ucieknę w popłochu.. Nie Henry. Nie mam
zamiaru tego już robić.
-Ja ci będę
pomagał.
-Nie. Sama
dam sobie radę. Pora radzić sobie samemu. –uśmiechnęłam się do niego. –Tak
właściwie to czemu wy się tak nie lubicie?
-Bo wiesz…
Zazwyczaj kapitan drużyny futbolowej i przewodnicząca cheerleaderek powinni ze
sobą chodzić..
-I wy..?
Przytaknął.
-Jezu, Henry.
–zaśmiałam się. –Zniżyłeś się aż do takiego poziomu?
-Byłem pod
presją.. Wszyscy mnie do tego namawiali… No i zaprosiłem ją na jedną imprezę..
-I ile ze
sobą byliście?
-Ponad
miesiąc.
-Woo!
Wytrzymałeś?
-To znaczy..
Więcej czasu spędzał z nią Greyson niż ja.
-Ile mu za to
dałeś kasy?
-A no wiesz…
Trochę funtów poszło.
Uśmiechnęłam
się.
-Wariat! A
teraz chodź coś zjeść. Umieram z głodu!
Wyszliśmy z
budynku.
-Ej czekaj!
Tutaj obok jest nasza kawiarnia, no nie?
-Mhmm..
-Mamy obok
naszą kawiarnię! Ale zaje.. To znaczy fajnie!
Weszliśmy do
środka.
-To co
bierzemy?
-Em.. Jakieś
ciastko, shake…
-Okej, pójdę
ci zamówić.
-Poczekaj,
kasa.
-Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie zaprzeczaj! Ja płacę..
Zaśmiałam
się.
-Dobrze, ty,
spokojnie.
Czekając na
przyjaciela usłyszałam jakieś głośne piski i tłum dziewczyn pchających się do
kawiarni.
-Mój boże!
Widzisz.. On, tam! Aaaa! –zaczęły się drzeć i wskazywać palcem na ladę.
Spojrzałam
się tam i na początku dostrzegłam tylko Henrego, a potem jego z nią. Harrego z
Amber. Siedzieli na krzesełkach i z czegoś śmiali popijając jakieś napoje.
Trzymali się za ręce i dawali buziaki. Harry jest szczęśliwy, to najważniejsze.
Patrząc na niego chłopak napotkał mój wzrok, który szybko odwróciłam. Na
szczęście wrócił Henry.
-Woo, ale
dużo szumu z powodu tego… Em, tu masz ciasteczko francuskie z malinami i
shake’a waniliowego.
-Dziękuję,
kochany jesteś. –uśmiechnęłam się.
-Wszystko
gra?
-Em, tak,
tak.. Tylko te fanki… Jak widzę, Amber chciała żeby wszyscy się o niej
dowiedzieli.
-Ta, ona
zawsze chciała być „sławna”.
-Ach..
Fajnie. –puściłam sztuczny uśmiech.
-Hej,
wszystko będzie dobrze, tak? –złapał mnie za rękę.
Przytaknęłam.
-Jestem
pewien, że on teraz chce do ciebie podejść i z tobą pogadać..
Uśmiechnęłam
się cwaniacko.
-Sam, co ty?
-Zobaczysz.
–podniosłam się z krzesełka.
Zaczęłam iść
w ich kierunku. Harry nie odrywał ode mnie wzroku.
-Harry
Styles! O mój boże! Harry! –zaczęłam się drzeć. –Hej! –podeszłam do niego.
Chłopak był
zdezorientowany.
-Przepraszam,
czy możesz się odsunąć.. trochę? –spytałam się jego dziewczyny.
-Ty suk..
–jednak nie dokończyła, bo zobaczyła, że wszyscy to filmują. –Pójdę coś
zamówić..
Usiadłam na
jej miejscu.
-Hej Harry!
Nazywam się Sam! A ty? A no tak.. Harry.. Styles.. Jestem wielką fanką.
–uśmiechnęłam się niego promiennie.
-Co ty
robisz? –spytał cicho.
-Jak to co?
Chce autograf! Dasz? –wyjęłam z torby zeszyt i długopis. –Co prawda wolę Zayna,
ale skoro to jesteś ty… -podałam mu przedmioty. –Więc..?
-Em..
–przełknął ślinę. –Jasne.
-O! Serio?
Dzięki! A tym fankom dasz? Tak czekają na ciebie.. One też cię kochają! To
znaczy.. Ja kocham Zayna, ale ciebie hmmm… Aj tam, jesteś sławny, wystarczy.
–klepnęłam go w ramię.
Zadzwonił do
mnie telefon.
-oj,
przepraszam.. Zaraz zgłoszę po ten zeszyt, a w tym czasie możesz dać autografy
fankom. Ale jak chcesz. –odebrałam telefon. –Halo? O! Hej kochanie! Masz
przerwę teraz?
-Hej Sami.
–odezwał się Zayn w słuchawce telefonu. –Co tam tak głośno?
-A no bo
wiesz… Siedzę sobie z Henrym w kawiarni i w pewnej chwili przychodzi Harry
Styles z tą swoją dziewczyną. I jest dużo fanek.
-Ach,
rozumiem..
-I Harry mnie
podsłuchuje. –spojrzałam się na chłopaka. –To Zayn tatusiu.. –odparłam
sarkastycznie. –Fanki czekają.. Okej, już jestem. A ty jesteś w studio?
-Tak, nie
chciało mi się nigdzie wychodzić, więc zostałem w środku. Zamówiliśmy jedzenie.
-Ach, Niall
jest w swoim żywiole.
-Tak jest,
zaraz mi wszystko zje, ale co tam.. Jesteś ważniejsza.
-Oo!
Dziękuję. A ty jesteś taki słodki.
-A jak tam
pierwszy dzień w szkole?
-Em, opowiem
ci potem. Teraz idę jeść.. Od rana niczego nie miałam w ustach.. Nie obrazisz
się?
-Jasne, że
nie. To pa kotku.
-Pa nasz tap
madl.
Rozłączyłam
się. Spojrzałam na Harrego i uśmiechnęłam promiennie. Podeszłam do niego.
-No, a więc
autografik gotowy?
Jego
dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
-Spokojnie
kochana. Już nie musisz się przesuwać.
Wzięłam z
ręki mojego byłego swój zeszyt i usiadłam przy stoliku moim i Henrego.
-Sam.. Co to
było?
-Nudzi mi
się. No ej! Ty wytrzymałeś tyle czasu z Amber! Też chce mieć coś od życia!
Zaśmialiśmy
się.
-A teraz chce
jeść! –zabrałam się za posiłek.
Po kilku
minutach mój talerzyk został pusty.
-Dobra, idę
do łazienki Hitlerku. Zaraz wracam.
-Dobrze
loczku.
Weszłam do
pomieszczenia. Na moje szczęście było puste. Obmyłam wodą twarz i wytarłam
papierowym ręcznikiem znajdującym się nieopodal. O tak! Dobrze robisz Sam..
Zmieniłaś się. Ja się zmieniłam i to właśnie ja będę robić to co chce. To moje
życie. Moje decyzje. I moja słowa. Po chwili usłyszałam skrzypnięcie
otwieranych drzwi. Niestety nie ujrzałam żadnej szczęśliwej fanki, bądź jakieś
uśmiechniętej dziewczyny, tylko GO. Harrego.
-Sam..
–zaczął.
Zignorowałam
jego sugestię i zaczęłam myć ręce.
-Sam do cholery
jasnej, spójrz się na mnie! –podniósł głos.
Jednak w
dalszym ciągu nie zrobiłam żadnego ruchu. Wtedy chłopak złapał mnie za
nadgarstki, poprowadził do jednej z kabin i zamknął do niej drzwi. Przycisnął mnie do jednej ze
ścian.
-Po pierwsze.
Z tego co wiem jest to damska ubikacja, a po drugie puść mnie. –powiedziałam
spokojnie.
-Nie, nie
puszczę. –cały czas utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.
-Więc czego
chcesz?
-Co ty tak
właściwie wyrabiasz?!
-Hmm..
Pomyślmy. No wiesz, jestem waszą wielką fanką i chciałam autograf, to takie
dziwne? –zaśmiałam się. –Swoją drogą, czuję się zaszczycona, że moje nadgarstki
trzyma sam Harry Styles!
-Sam,
przestań udawać!
-Och, kolejny
błąd Styles. Ja nie udaję, to ty to robiłeś aktorzyno. –uśmiechnęłam się.
-Ja nie
udawałem!
-Tak, tak,
bla bla bla. –udaję, że ziewam. –Kocham te twoje opowieści, aż doprowadzają do
snu. A teraz puść mnie proszę.
Jednak Harry
jeszcze mocniej przycisnął mnie do ściany i przybliżył swoje wargi do moich.
Już chciał mnie pocałować, ale ja odwróciłam twarz. Trafił tylko w policzek.
-Pojebało
cię? Masz dziewczynę debilu! Nie rób jej tego co mi! Może i jest wredna, ale
nie zasługuję na to co ja! A teraz puszczaj mnie Styles!
-Sam,
proszę.. Raz.
-O mój może…
Harry, słyszysz siebie? Słyszysz?! Jak możesz być taki… Teraz już wiem jak to
było z tą dziewczyną, z którą mnie zdradziłeś. Och, Anabel.. No dawaj! Jeszcze
jeden szybki numerek nikomu nie zaszkodził.. –zaczęłam go naśladować. –Chodź do
łazienki. Kocham uprawiać dziwki sex w małych pomieszczeniach! Och… Anabel..
Dawaj, dawaj! Już prawie..
W tym
momencie zakrył mi usta dłonią. Ugryzłam go w nią i szybko ją zabrał.
-I co Harruś.
Nie chcesz tego słuchać? A ja tak sobie to wyobrażałam przez ten cały czas
mojego cierpienia.. Teraz staram się dodać do tej sytuacji jakieś bajery. Albo
ty z Amber.. Wymyślmy coś…
-Zmieniłaś
się.
-Ojej!
Dopiero teraz to zauważyłeś Styles? Tak, zmieniłam. I bardzo ci za to dziękuję
kochanie. To wszystko dzięki tobie. Ooo! Mam! Ty i Amber w tym basenie..
–wybuchłam śmiechem.
-Czy dasz mi
to wszystko wytłumaczyć?
-No co ty
Styles! Nie masz co tłumaczyć! A może jak w tych wszystkich filmach zostaniemy
przyjaciółmi? Ta! Byłaby zabawa…
-Sam,
porozmawiaj ze mną na poważnie! Kurwa! Proszę..
W końcu
wyrwałam mu się.
-Teraz to ty
mnie posłuchaj. –położyłam palec wskazujący na jego piersi. –Trzymaj tą swoją
dziewczyneczkę-blondyneczkę z daleka ode mnie. I sam trzymaj się z daleka! Masz
dziewczynę! Kochasz ją, całujesz, macasz i nie wiem co tam jeszcze, więc
przestań lecieć na dwa fronty! Myślisz, że jak jesteś sławny to możesz mieć
wszystko. Ale nie Haroldziku. Jesteś tylko zwykłym dupkiem! Dupkiem, który ma
dużego i myśli, że zaliczy wszystkie. Tak, tak.. Mnie zaliczyłeś i naprawdę
żałuję tego, że straciłam dziewictwo z takim sukinsynem jak ty!
-Sam..
-Nie! Zostaw
mnie! I trzymaj się swojej dziewczyny! Bo oboje jesteście siebie warci.
–wyszłam z ubikacji zatrzaskując drzwi.
-No Sami,
jesteś.. Co tak długo?
-A bo ten…
Ten shake mi chyba zaszkodził. Nie wchodźmy w szczegóły.
-Tak, tak,
masz racje.
-To co,
wieczorem kino? Może weźmiemy Zayna..
-Tak! Lubię
Zayna! –uśmiechnął się.
-Zauważyłam..
Przeciwieństwa się przeciągają. Dobra, a teraz lecę, o 18?
-Mhm.
-To pa kotku!
–dałam mu buziaka w policzek i przytuliłam.
-Ohoohoh!
Jeszcze do tego mnie śledzisz. –powiedziałam. –Bądź jak Sherlock Holmes.. Ale
muszę z przykrością stwierdzić, że Roberta Downey Juniora urodą niestety nie
wyprzedzasz.
-Ja chce
tylko porozmawiać.
Zatrzymałam
się.
-O czym ty
chcesz jeszcze ze mną rozmawiać?
-O nas.
-Harry,
proszę cię… Nie ma nas i już nie będzie. Po drugie, chyba nie chcemy oboje
znowu grać. Nie mam na to czasu. A po drugie, jakoś nie lubię trójkątów. Są
takie szpiczaste. –uśmiechnęłam się.
-Czemu ty
sobie ze mnie żartujesz?
-Ja?! No co
ty.. Ja.. Nigdy. Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć? Ja po prostu jestem małą,
wredną egoistką Styles, która niestety nie przepada za gadaniem z tobą i teraz
musi już lecieć żeby załatwić sprawę z takim jednym.
-Z Zaynem,
prawda?
-Och!
Einstein z ciebie kotku. –roztrzepałam mu włosy.
-Możesz
przestać?! Przestań zachowywać się tak jakbym dla ciebie nic nie znaczył!
-Oj Harry,
Harry… Bo ty dla mnie nic nie znaczysz, kochanie. –uśmiechnęłam się.
-Jesteś tego
pewna? A udowodnić ci, że jest inaczej?
-Ha ha ha… A
skąd ta pewność?
-Widzę to po
tobie.
-Jeszcze może
powiesz, że jesteś jasnowidzem i wystarczy, że spojrzysz na człowieka, Abra
Kadabra i buu! Już wszystko o nim wiesz, co?
-Sam, ja..
-Niestety nie
jesteśmy w bajce kochanieńki. A teraz przepraszam, idę do kogoś.
Przyśpieszyłam
kroku.
-Zayn! Hej!
–przytuliłam go.
-Sami, a co
ty tutaj robisz?
-Przyszłam
żeby zaproponować ci wyjście do kina. Ja, ty i Henry. Piszesz się?
-Jasne! O której?
-18. W kinie.
-Z
przyjemnością. –uśmiechnął się.
-Ok, a więc
jesteśmy umówieni. Tylko wiesz.. Zamaskuj się, dobrze?
-No wiem,
wiem. Zamaskuję. A teraz muszę iść, koniec przerwy.
-Ta, praca..
-Zostaniesz?
-Tak,
posiedzę do 16, a potem pójdę do domu się przebrać.
-Super, to do
potem. –dał mi buziaka w policzek.
-Do potem.
–uśmiechnęłam się.
W tym
momencie otworzyły się drzwi od studia i do pomieszczenia wszedł Harry
trzymając się za ramię. Zobaczyłam malutkie, czerwone kropelki spływające mu po
dłoni.
-Jezu Harry,
co jest? –podbiegłam do niego. –Zabierz rękę, pokaż!
-To nic
takiego. –oznajmił spokojnie.
-Jak to nic?
Pokaż, szybko!
Wreszcie
odkrył ranę. Co prawda była to średniej wielkości ryska.
-Kto ci to
zrobił?
-Fanki,
niechcący.. Mogłem wejść od tyłu.
-Poczekaj,
usiądź. Pójdę do Paula po jakieś opatrunki.
Harry złapał
mnie za dłoń.
-Sam, nie
musisz. –spojrzał się na mnie.
-Ale chce.
–odparłam stanowczo i wyrwałam rękę z jego objęć.
Podeszłam do
ich ochroniarza.
-Paul, masz
jakieś opatrunki? Wodę utlenioną, czy coś?
-A co się
stało? Tak w ogóle gdzie jest Harry? Wszyscy na niego czekają!
-No właśnie
to dla niego.
-Co?! Co się
stało?! Gdzie on jest?!
-Spokojnie,
Paul. Daj mi te przedmioty, dobra? To tylko mała ryska na ramieniu. Nic
wielkiego. Ja to opatrzę, ok?
-Dobrze, ale
na pewno wszystko ok?
-Tak. Harry
zaraz dołączy do chłopaków.
Wzięłam od
niego opatrunki.
-Ale na pewno
wszystko gra?
-Tak Paul.
Harry zaraz tu przyjdzie. –uśmiechnęłam się.
-Dobra.
Wróciłam do
chłopaka.
-Okej, mam
jakieś plastry, bandaż, nawilżane chusteczki i wodę utlenioną.
Obmyłam mu
mokrym ręcznikiem ranę od krwi. Potem pokropiłam ją troszkę wodą utlenioną.
-Ałłć.. –jęknął.
W końcu
założyłam plaster.
-Zrobione. A
teraz idź śpiewać.
-Ty się o
mnie martwisz. –spojrzał mi głęboko w oczy.
-Nie, po
prostu nie chciałam aby chłopacy na ciebie tyle czekali.
Odwróciłam
się od niego. Podeszłam do okna i skrzyżowałam ręce na piersiach. Po chwili
chłopak objął mnie w talii.
-Wiem, że
było inaczej. –szepnął mi do ucha.
-Harry, daj
spokój. –wyrwałam się mu. –Wszyscy na ciebie czekają, a ty zajmujesz się takimi
głupotami.
-Nie jesteś
dla mnie głupotą.
-Bla bla
bla.. To papa! –pchnęłam go na korytarz prowadzący do studia.
-Już po 16.
Lecę. Do zobaczenia. –odparłam do Zayna. –Swoją drogą, świetnie śpiewałeś.
-Dziękuję.
Pa. –pocałował mnie w głowę.
Chciałam już
wyjść, kiedy ktoś mnie zatrzymał.
-Sam!
-Lou!
Przytulił
mnie mocno.
-Wiesz jak
dawno nie rozmawialiśmy? Brakuję mi ciebie. –zrobił smutną minkę.
-Mi ciebie
też wariacie. Może wyjdziemy gdzieś jutro?
-Z chęcią!
-16 przy
London Eye?
-Dobrze.
-A teraz lecę
stary. Trzymaj się świrze. –dałam mu piątkę i wyszłam.
-Sam! Jak tam
pierwszy dzień w szkole? –spytał mój ojciec kiedy weszłam do domu.
-Hej tato!
Bardzo dobrze. –uśmiechnęłam się. –No wiesz.. Mam kapitana drużyny futbolowej
przy sobie, więc nic mi nie grozi.
-Tak. Pewnie
nie może odgonić od siebie dziewczyn.
-Uoa..
Masakra z nimi. I te ich spojrzenia kiedy idę z nim pod ramię.
-To wy
jesteście.. No wiesz.. Razem?
-Nie. Jesteśmy
przyjaciółmi. Bardzo, bardzo bliskimi. Ale nic poza tym. –uśmiechnęłam się.
-Aha. Tak
myślałem. Pasowalibyście do siebie.
-Może i tak,
ale nie potrafiłabym myśleć o Henrym jako o chłopaku… Raz udawałam, że jesteśmy
razem i mi to wystarczy.
Ale może on
przynajmniej nie sprawiłby mi takiego bólu jak Harry.
-Ale musiało
być fajnie!
-Tak, było
wesoło… -wróciłam myślami do tamtej imprezy.
-Wybierasz
się gdzieś dzisiaj?
-Mhm.. Lecę z
nim do kina.
-Tylko żebyś
się wyspała jutro do szkoły.
-Tak tatusiu,
wiem, wiem. A teraz idę się przygotować.
-Chcesz coś
do jedzenia?
-Nie jestem głodna.
Weszłam do
swojego pokoju. Założyłam czarne, obcisłe rurki, biały top na ramiączka, do
tego dżinsową kamizelkę z ćwiekami typu DIY i militarne, ciemne buty.
Spakowałam potrzebne rzeczy do torby i zeszłam na dół.
-Wo! Co za
styl! –zaśmiał się mój ojciec. –Czyżby z mojej kochanej córci zrobiła się zła
dziewczynka?
-Mhmm..
–uśmiechnęłam się. –Jestem w końcu już prawie dorosła.
-No racja,
racja. Ale nie zrobisz żadnych głupot?
-Na razie nie
planuję. A teraz lecę, pa tato. –pomachałam mu i wyszłam.
-Nie ogarniam
cię.. Serio.. –oznajmił Henry.
-Dziękuję za
miłe powitanie Hitlero. –uśmiechnęłam się. –A więc czemu mnie nie ogarniasz?
-Bo najpierw
ubierasz się jak grzeczna, słodka dziewczynka, a teraz takie woo!
-Jesteś
identyczny jak mój ojciec! Spokojnie. Twoja Sam nie zmieni się z charakteru. Po
prostu.. Jestem trochę dojrzalsza kotek. Zayn się spóźnia?
-JEZU, SAM!
–krzyknął.
-Gdzie
pająk?! AAA! –zaczęłam skakać.
Wybuchnął
śmiechem.
-Nie o to mi
chodzi wariatko! Nie spóźniłaś się! Pierwszy raz!
-Ach.. –doprowadziłam
się do ładu. –No się ma to coś. –zarzuciłam włosami.
Ktoś zaszedł
mnie od tyłu.
-Co tak
wymachujesz tymi lokami? –spytał.
-Zaynuś!
–rzuciłam się na niego. –Sieeem! –dałam mu piątkę. Wyglądasz jak baba, ale to
dobrze.. Wezmą mnie za lesbijkę!
Chłopcy
zaczęli się śmiać.
-No eej! Ja
wiem, że jestem zabawna.. Ale żeby aż tak? Achh.. –zrobiłam pozę modelki.
-Tak nasza
skromnisio. –Malik przerzucił mnie przez ramię. –Kierunek kino!
Weszliśmy do
środka.
-Jaki
gatunek?
-Horror! –od
razu odpowiedziałam.
-Przykro mi,
Sam. –postawił mnie. –Ale dzisiaj nie będziemy oglądać strasznych filmów.
-Więc to!
–wskazałam palcem na plakat.
-Superbohaterowie?
Dobra myśl.. –powiedział Henry.
-Avengers
będzie idealne. –odparłam. –Zayn, piszesz się?
-Dla ciebie
wszystko. To ja pójdę kupić bilety.
-Chwila,
tylko wyjmę portfel…
-Nie, Sam. Ja
płacę.
-Ohoohoh,
nie. Dzisiaj ci nie pozwolę! Dam ci te 4 funty! Nie wiem, wcisnę do buzi, do
włosów, spodni, czapki, skarpetek lub butów, a ty masz je wziąć! Rozumiesz?!
-Do spodni z
przyjemnością. –uśmiechnął się i poruszył brwiami.
-Zayn!
–zaśmiałam się. –To nawet śmieszne nie było.. Masz! I idź kup! I mi nie
oddawaj! NIGDY!
-Dobra,
dobra.. Tylko mnie nie bij.
Uśmiechnęłam
się.
-Dobrze, nie
pobiję. Postaram się. A teraz idę się odstresować do stoiska ze słodyczami.
Jakby co, to czekam przy sali.
Podeszłam do
sprzedawcy.
-poproszę
popcorn karmelowy, duży, mega, największy.. Do tego pepsi. Jakieś 2 batony i
paczkę żelek, Haribo. Same czerwone jak można.
Jednak Harry
z tym miał rację, ech… Zapłaciłam za „zdrowy” posiłek i doszłam do chłopaków.
-Kupione?
Przy kim siedzę?
-Przy nas.
–odparli po równo.
-Ach,
środeczek.. Szkoda, że nie wybraliście horroru.. Bym się wtulała..
-To ja idę
zmienić film!
-Hhahhaha,
Zayn. Już za późno biedaku. Najwyżej następnym razem.
Weszliśmy do
pomieszczenia i zajęliśmy swoje miejsca.
-Wiecie co?
Te wasze perfumy tak się mieszają i całkiem niezły zapach tutaj mam. –szepnęłam
do nich.
Nagle zgasło
światło i włączył się ekran. Seans się zaczął. Zdałam sobie sprawę, że jeszcze
nigdy nie byłam z Harrym sam na sam w kinie. Czemu ja do cholery o nim ciągle
myślę?!
-Żegnam się
już z wami chłopcy. –powiedziałam wychodząc z kina.
-Co? Już? Nie
idziesz z nami na kawę?
-Em, nie. Nie
chce.
-No dawaj
Sami. –Henry uśmiechnął się.
-Nie mam
ochoty. Idźcie sami.
-Jesteś
pewna?
-Tak, tak.
-Na pewno
wszystko gra? –Zayn pogłaskał mnie po plecach.
-Mhm.. To do
zobaczenia. Henry, o której jutro do szkoły?
-Na 9.
-Dobra, to do
jutra. –przytuliłam ich.
*Zayn*
Było już
ciemno. Szedłem razem z Henrym ramię w ramię przez park.
-Co się z nią
dzieję? Najpierw jest taka wesoła i szczęśliwa, a potem nagle traci humor.
-Ech,
naprawdę nie wiem..
-Myślisz, że
chodzi no wiesz.. O niego?
-Chciałbym
żeby tak nie było, ale też mi się tak niestety zdaję.
-Nie rozumiem
co ją tak do niego ciągnie.. Przecież to zwykły dupek i tyle!
-To także mój
przyjaciel.
-Na serio
jeszcze czujesz do niego jakoś.. sympatię? Bo ja go serio nie cierpię.
-Henry.
Jesteśmy już tyle czasu razem w zespole…
-Ale on
skrzywdził osobę, którą kochasz! Bo ją
kochasz, no nie?
-Bardzo.
-No właśnie..
Wiec nie rozumiem jak możesz tolerować tego.. –powstrzymał się.
-Słuchaj. On
był ze mną we wszystkich trudnych chwilach. Kiedy byłem smutny, kiedy zmarł mój
dziadek, a nawet kiedy fryzjer źle mi ostrzygł włosy…
-Uoa! Harry
ma uczucia? Wow!
-On nadal
kocha Sam.
-Więc
naprawdę strasznie to okazuję.
-Chodzi ci o
Amber?
Przytaknął.
-A czy nie
widzisz tego jak na nią patrzy? Jak się uśmiecha na jej widok? Jak..
-..Jak się
obściskuję z tą blondyną, jak wszędzie ją maca i bla bla bla.. Ta. Tak na pewno
zachowuję się dorosły mężczyzna.
-Ale bez
względu na to on o niej nie zapomniał.
-Więc walcz o
nią! Wiem, że ty byś jej nie zranił…
-Tak łatwo ci
to mówić.
Niestety
gorzej zrobić. On ją kocha, ona nadal kocha jego. Ale ja muszę coś zrobić…
-Czy ty nadal
go kochasz? –spytał Henry wchodząc nazajutrz do szkoły.
-Nie wiem o
kim mówisz. –skłamałam.
-Dobrze wiesz
o kim.
-Głodna
jestem.
-Sam, nie
zmieniaj tematu! Zadałem ci łatwe pytanie. Odpowiedz.. Tak lub nie.
-Henry, daj
spokój.
-Po prostu
chce mieć pewność. –zatrzymał się i spojrzał głęboko w oczy. –Tak czy nie?
W tym
momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Lekcje..
Pierwsza.. Pa!
Odnalazłam
salę i szybko do niej weszłam, tak aby nie dogonił mnie mój przyjaciel. Zajęłam
miejsce na końcu, przy oknie. Chwilę później w pomieszczeniu zjawiła się
kobieta średniego wieku. Na szczęście brunetka..
-Witam
państwa! –zaczęła. –Jak widzicie to właśnie ze mną macie pierwszą lekcję w tej
szkole. Uczę języka Angielskiego i naprawdę bardzo miło mi was poznać. Może się
przedstawicie? Proszę, zacznijmy od ciebie.
-Em.. Mam na
imię Margaret..
Zaczęły sypać
się imiona z których zapamiętałam tylko z 3 lub 4. Spoko! Nadeszła moja kolej.
-Jestem
Samanta Bielaśko.
-Tak, tak..
Pamiętam cię z wczoraj. –uśmiechnęła się.
-Ta.
-A więc,
chodzisz z Henrym Cain? To znaczy, jesteście parą? -spytała. –Och! Chce wam
przypomnieć, że szanowny Henry jest kapitanem drużyny futbolowej i wzdycha do
niego naprawdę bardzo dużo dziewczyn.
-Em… Jakoś
nie mam ochoty opowiadać o moim życiu prywatnym.
-Dobrze,
rozumiem. Masz swoje zdanie i bardzo dobrze! Ja się nie wcinam.. Bielaszko? To
nie angielskie nazwisko.
-Biela-Ś-ko.
Nie, to polskie nazwisko.
-Czekaj..
Jesteś z Polski?
-Tak.
-Ale
naprawdę? Kiedy się tutaj przeprowadziłaś?
-Niedługo
minie rok.
-Jak widać
mamy tutaj cudzoziemców. Naprawdę mnie tym zdziwiłaś Samanto. –puściła mi
oczko.
Pokazałam jej
ząbki.
-Wrócimy do
tematu? –spytał się mnie Henry, który dogonił mnie kiedy wracałam do domu.
-Jakiego?
Ach! Tak, tak.. W szkole dobrze wszystko. Nauczyciele niektórzy dziwaczni, ale
dzięki tobie mam pozycję, więc luz.
-Sam, proszę!
Wiesz o co mi chodzi..
-Tylko, że ja
nie mam ci nic do powiedzenia.
-Masz.
Zadałem pytanie. Czy coś jeszcze czujesz do Stylesa?
-Ohooh!
Czyżbym usłyszała nazwisko mojego sławnego chłopaczka? –usłyszałam ten piskliwy
głosik.
Nie zważając
na nią uwagi poszłam dalej ramię w ramię z przyjacielem.
-W dalszym
ciągu nie rozumiem po co ci to. Może założyliście biuro detektywistyczne z
Zaynem, co?
-Nie. Po
prostu jako twój przyjaciel chce o tym wiedzieć.
-Wiedzieć o
czym? –znowu ona.
-O dupie
łosia, który spaceruję po pustyni. –odezwałam się oschle.
-Bardzo
śmieszne… O, hej kochanie!
Gwałtownie
się odwróciłam. Harry czule całował Amber i mocno ją przytulał.
-No hej
kotku, to co dzisiaj robimy?
-Chcesz coś
ze mną robić? –puściła mu oczko.
Dalej byłam
przez niego niezauważona.
-Przecież
mamy umowę.
-Przypomnij.
–uśmiechnęła się i położyła mu dłonie na karku.
-W zamian za
to, że będę dla ciebie dobry i zabierał cię w różne miejsca staniesz się miła
dla Sam. –pokazał zęby.
-Ty bydlaku.
–odparłam stanowczo.
Gwałtownie
jego wzrok utkwił na mnie.
-Jak możesz
stawiać jej takie ultimatum? A ty jak możesz się na to nabierać?! –spojrzałam
na dziewczynę. - W zamian, że będę dla ciebie dobry? Co to do cholery w ogóle
jest? Więc nie jesteś dla niej dobry? Co? Może ją bijesz, krzyczysz? Nie, nie
Harry.. To nie w twoim stylu. –podeszłam do niego. –Ty po prostu traktujesz ją
jak zabawkę i pieprzysz się z innymi po nocnych klubach, a ja nie mogę
uwierzyć, że ona się na to godzi! Że siedzi wieczorem przed laptopem, a ty.. w
łazience albo w.. samochodzie.. –zrobiłam minę obrzydzenia.
-Sam..
–położył dłoń na moim ramieniu.
-Ach! I
jeszcze jedno.. –szybko ją zdjęłam. –Odpieprz się od mojego życia i nie wkładaj
do niego swoich brudnych rąk, bo ja potrafię poradzić sobie sama! Nawet z taką
jak ona! Się znalazł bohater za dychę. –odeszłam.
Nagle się
zatrzymałam. Znowu skierowałam swój wzrok na niego.
-Wiem, że ty
–wskazałam na Amber - ani żadna inna tego nigdy się odważy się zrobić, ale kto
powiedział, że jestem taka jak wy. –znowu przybliżyłam się do chłopaka.
Dałam mu
bardzo mocnego plaska w policzek.
-Naprawdę nie
wiem co one w tobie widzą dupku.
Dołączyłam do
Henrego i w końcu od nich uciekłam.
-Lou! Mój
kochany Lou! –przytuliłam go.
-Witaj Sami,
nasz wariacie i moja najlepsza przyjaciółko, którą widziałem chyba z rok temu.
-Przepraszam,
ale byłam całkowicie zajęta.. Ale i tak wiesz, że cię uwielbiam?
-Pf.. Mnie
wszyscy uwielbiają.. –rozłożył ręce.
-Tak, tak.
Dobrze, że jesteś w przebraniu mój skromny chłopaczku. –A teraz chodź na lody.
-Tak w ogóle
słyszałem, że wybierasz się na nasz jutrzejszy koncert!
-Tak.
–uśmiechnęłam się.
-Mogę znać
numer siedzenia?
-Em, nie Lou!
Chce dać szansę innym fankom pokazania się z wami na scenie i dotknięcie was!
-Ale ty
przecież też jesteś jedną z nich.
-No tak, ale
idę tutaj, teraz z Louisem Tomnilsonem, a inne fanki siedzą przed komputerami i
patrzą na twoje zdjęcia w sieci. Czy to nie dziwne? Po prostu. One są takie jak
ja. Kochają tą piątkę… Teraz 4 wariatów, ale ja nie chce być egoistką. Wolę
uszczęśliwić inną dziewczynę niż siebie.
-Masz serce.
Rozumiem. Nasze fanki by cię uwielbiały..
-Ohooh, ta! A
w szczególności gdyby zobaczyły mnie z którymś z was.. By była zazdrość,
nienawiść i wrogość do mojej osoby! Dziękuję za takie coś. Jaki smak?
-Wanilia i
papaja.
-Ok. Poproszę
dwa lody do dwie gałki. Jedna wanilia-papaja, a druga malina-kiwi.
-5 funtów.
-Proszę.
–dałam pieniądze i wzięłam lody. –Dziękuję, do widzenia.
-A jak tam w
szkole?
-Amber w
szkole –westchnęłam.
Spojrzał się
na mnie pytającym wzrokiem.
-No co?
Dziewczynka Harolda chodzi do tej samej szkoły co ja.. I nie dość tego, jest
kapitanem drużyny cheerleaderek.
-łohooh..
ostro..
-Zaczęła mi
grozić.
-Że jak?!
Gdzie ona teraz jest?! –wstał gwałtownie.
-Lou,
spokojnie. Siadaj bohaterze za 2 grosze. –puściłam mu oczko.
-Nikt nie ma
prawa ci ubliżać, a zwłaszcza ona.
-Wiem, Harry
już o tym pomyślał.
Znowu ten
wzrok.
Zawarł z nią
umowę, że będzie dla niej miły w zamian za to, że ona się ode mnie odczepi.
-Wiedziałem,
że on coś jeszcze do ciebie czuję!
-No tak, ale
ja zrobiłam mu za to awanturę.
-Słucham?
-Bo to jest
okropne! Jestem pewna tego, że on zdradza tą Amber na prawo i lewo i nic sobie
z tego nie robi! Ugh! Nawet nie mogę o tym myśleć jak może robić jej takie
świństwa!
-O mój boże..
-Co?
-Ty jeszcze
coś do niego czujesz!
-Słucham?!
Ja?! Wstręt? Tak.
-Kochasz go?
Wybuchłam
śmiechem.
-Jasne, że
nie. Nie po takim czymś.
-Sam.
–spojrzał się na mnie.
Czułam się
niepewnie.
-No co? Nie,
nie czuję cholera! On jest straszny i odrażający! Żałuję, że go poznałam. Mogło
zacząć się od Zayna. Zresztą, nie chce o tym gadać, dobrze? Jak tam z Eleanor?
-Wiesz, że
chce dla ciebie najlepiej. Z Eleanor dobrze. Nawet bardzo dobrze.
-A nie
planujesz czegoś poważniejszego? No wiesz.. Wspólne mieszkanie, wspólna
przyszłość?
-Ech.
Ostatnio nawet nie mam czasu tego przemyśleć.
-Rozumiem.
Macie dzisiaj próbę?
-Tak, na
17.30. Zostało mi jeszcze jakieś pół godziny. Przyjdziesz?
-Nie, nie
mogę. Po pierwsze, muszę odrobić pracę domową, a po drugie chce mieć
niespodziankę! Też jestem w końcu fanką. –uśmiechnęłam się.
-Ach, no tak,
rozumiem. Na pewno nie chcesz podać mi swojego miejsca?
-Nie.
–pokręciłam głową. –Inne też muszę mieć szansę. A teraz leć, bo się spóźnisz.
Do jutra! Mam nadzieję, że zachowam dobre wspomnienia. To w końcu mój pierwszy
koncert samego One Direction!
-Pa Sami. Mam
nadzieję, że gdzieś tam cię zobaczę w tłumie.
-Ty się nie
rozglądaj za mną tylko za innymi! Żeby chociaż na chwilę poczuły się
szczęśliwe.
-Dobra,
dobra. Na razie. –przytuliliśmy się przyjacielsko.
-Do
zobaczenia. –pomachałam mu.
Po chwili
zniknął za zakrętem.
Piski setek
tysięcy pięknych fanek. Na pewno każda z nich marzy o tym żeby spotkać
chłopaków i jednego w sobie rozkochać… Aby Lou, Niall, Liam, Zayn lub Harry był
tym jedynym, którego będzie mogła przytulać, całować i spędzać z nim jego każdą wolną chwilę… Że będzie
mogła czuć ciepło jego ciała i zapach pięknych perfum… Uświadomiłam sobie, że
jestem wielką szczęściarą, ale gdy zagłębiałam się w tłum czułam z tymi
dziewczynami jakoś nierozłączną więź. Nie uważałam się już za Sami-przyjaciółkę
sławnych piosenkarzy, która się kryje, tylko za normalną, szarą Sam. Wielką
fankę One Direction pogrążoną w milionach marzeń.
-Bilet
poproszę.
Podałam
papierek.
-Zgadza się.
Następna! -kobieta w średnim wieku
krzyknęła.
Przeszłam
przez średniej wielkości automatyczną barierkę i znalazłam się na wielkim placu
z masą siedzeń i najważniejszym – ogromną, pięknie oświetloną sceną na której
trwały jeszcze przygotowania. Nawet nie mogłam uwierzyć, że tu jestem.. Ja.. To
jest właśnie dowód na to, że marzenia się spełniają. Przepchnęłam się przez
tych wszystkich ludzi i zajęłam miejsce. Co prawda nie było one dla VIP’ÓW w
pierwszym rzędzie.. Była z niego słaba widoczność, ale zawsze są telebimy, no i
uszy. Normalnie jestem pewna tego, że wylosują moje miejsce i zostanę
wprowadzona na scenę, do chłopaków! Pff, a jakbym mogła to nie być ja? To
przecież oczywiste.. Jestem taka piękna i wyjątkowa, że to na pewno będę ja.
Pf.. – zaśmiałam się w duchu. –Serio, ciekawe kto będzie tą szczęściarą. Mam
nadzieję, że to jakoś odmieni jej życie. Po chwili zgasły światła i rozpoczęło
się wielkie „woooah”. Siedziałam przy dwóch chyba młodszych ode mnie
blondynkach, które były naprawdę zachwycone tym wszystkim..
-Pierwszy
koncert? –spytałam się jednej.
Przytaknęła.
-Jest tu tak
świetnie! Aż mnie w brzuchu ściska! –uśmiechnęła się.
-Mnie tak
samo! Kto jest twoim ulubieńcem?
-Nie mam.
Wszystkich kocham po równo! Ale gdybym miała wybierać to Harry..
Oj
dziewczyny.. gdybyście zobaczyły co kryje się pod tą burzą loków..
-A twój?
–wyrwała mnie z przemyśleń.
-Sama nie
wiem. Teraz chyba Lou.
-Aaaaaaaaa!
ZACZYNA SIĘ! –krzyknęła.
Zaśmiałam
się. To prawda. Wielkie SHOW miało zaraz się rozpocząć. Scena została
oświetlona i na scenę weszło 5 chłopców. Rozbrzmiała melodia piosenki „Gotta Be You”. Wszyscy wstali z miejsc i
robili falę, machali, piszczeli, wrzeszczeli.. To się nazywa koncert!
Do tej pory
zagrali 6 piosenek. Moje nogi odmówiły już posłuszeństwa, ale dalej tańczyłam…
W pewnym momencie podszedł do naszego rzędu jakiś mężczyzna odziany z mundur.
Wymieniłam z dziewczynami pytające spojrzenia. Kierował się w naszym kierunku,
a kiedy już się obok nas znalazł, spojrzał na siedzenie i powiedział do mnie:
-Pani pójdzie
ze mną.
+dodawajcie do obserwowanych.
Woo! Jestem już z wami 30 rozdziałów!
Ola.