*ponad 2 miesiące później*
Poczułam kogoś dotyk na mojej szyi. Człowiek ten odgarnął mi
włosy i cichutko szepnął do ucha.
-To byłem ja, domyśl się o co chodzi. –pocałował mnie w
szyję. –Będę tęsknił. –powiedział stłumionym głosem.
Odwróciłam się i ujrzałam jego piękne, czekoladowe oczy,
idealnie ułożone, czarne włosy oraz lekki zarost na bródce. Wyglądał tak
słodko.. Po chwili uśmiechnął się i delikatnie złapał moje dłonie i zaczął
całować. Najpierw po szyi, potem dotarł do ust.. Kiedy skończył spojrzał się na mnie i lekko
przygryzł wargę swoimi białymi zębami cały czas patrząc się mi w oczy.
Zarumieniłam się.
-Kocham cię kiedy się rumienisz. –pogłaskał mnie po
policzku.
Nasze spojrzenia przez długi czas nie ustępowały.
-Muszę iść. –odparł.
-Poczekaj. –odpowiedziałam spokojnie.
-Przepraszam.. –puścił moje dłonie.
-Jedno pytanie.. O czym mam się domyśleć?
-Dokonasz tego sama. –jeszcze raz musnął moje wargi i
odszedł.
-SAM! SAM! –słyszałam krzyki.
Otworzyłam oczy, ujrzałam biały sufit i pochylającego się
nade mną Henrego.
-Henry, co ty tutaj..? Ale.. Ja myślałam..
-Budzę cię już od ponad 10 minut, a ty nic, coś się stało?
Jesteś taka zdziwiona.
Podniosłam się z materaca i szybko pobiegłam do łazienki.
-Sami? Wszystko okej? –spytał Henry.
-Tak, tak, chwila. –zamknęłam drzwi na zamek.
Usiadłam na dywaniku łazienkowym i złapałam za głowę.
-To był tylko sen.. spokojnie. –szepnęłam do siebie.
Czemu śnił mi się akurat on? Czemu Zayn.. Przecież to Harry
powinien pojawiać się w moich myślach nawet kiedy śpię. On mnie całował, był
taki.. Tajemniczy, a zarazem coś mnie do niego ciągnęło.
-NIE! –tym razem krzyknęłam.
-Co nie? –odezwał się Henry.
-Nic, spojrzałam w lustro.. –skłamałam.
Obmyłam sobie twarz zimną wodą i otworzyłam drzwi.
-Tak właściwie, dlaczego tutaj przyszedłeś? –spytałam mojego
przyjaciela.
-Jak dlaczego.. Sam! Kontaktujesz? Umawialiśmy się wczoraj.
-Tak, tak.. Serio? –spojrzałam się na niego ze zdziwieniem.
-Halo! Halo! –spojrzał mi w oczy.
-Twoje nie są takie śliczne i czekoladowe. –rozmarzyłam się.
-Eeee? –wydukał.
-Jejuu, co ja gadam! Już nic! –zakryłam sobie usta dłonią.
-Z tego co wiesz Harry ma zielone, czy ty…
-Nieważne! Pomyliły mi się kolory, emm.. To co robisz?
-Stoję?
Uśmiechnęła się lekko.
-Ach, no tak, a po co przyszedłeś?
-Sam! Dzisiaj koniec roku szkolnego..
-To dzisiaj? Nie gadaj?
-Serio jesteś jakaś dziwna.
-Nie, nie! Wszystko okej! O kurde.. –złapałam się za głowę.
-Co? –spytał.
-Stoję w samych majtkach i w topie, przy chłopaku, nie
swoim, a mój jest w trasie.
-Toć przestań.. Jesteśmy przyjaciółmi, nie zgwałcę cię. Nie
zabawimy się. –zrobił z palców cudzysłów.
-Nie mów tak. –przypomniał mi się Zayn.
-Czyli jak?
-Nieważne, zejdź na dół, weź coś zjedz, a ja się ubiorę. Jak
mam się ubrać?
-No chyba na czarno-biało, lub coś granatowego.
-To wiem, ale spódniczka, czy coś?
-To już jak chcesz. Ty we wszystkim wyglądasz świetnie!
-No idź już. –lekko go popchnęłam.
Udałam się ponownie do łazienki.. Spojrzałam w lustro.
-Harry jest dla ciebie wszystkim. Zakoduj to sobie.
–szepnęłam do siebie.
To jest oczywista rzecz.. Bo to jest mój pierwszy chłopak i
go, kocham. Od kiedy wyjechał znajdywał dla mnie czas prawie codziennie, co
wieczór rozmawialiśmy na skype, przez telefon chociaż dużo go to kosztowało,
był wykończony-dzwonił, miał zaraz koncert-dzwonił.. Często mnie budził, bo
strefy czasowe, ale mi to nie przeszkadzało. Minęły już 2 miesiące, połowa ich
trasy. Poza tym mam wakacje i najgorsze jest to, że nie będę już zakuwać i
myśleć tylko o klasówkach.. Mój mózg stanie się wolny od matmy, angielskiego,
fizyki, ale zapełni się innymi myślami.. I najbardziej obawiam się tego, że
będą one dotyczyły samego Malika..
-Zayn. –powiedziałam.
Śnił mi się.. To była sytuacja na lotnisku, która wydarzyła
się naprawdę, ale dochodzi jeszcze do tego coś innego, a mianowicie jego
pocałunki i te zdanie „To byłem ja, domyśl się
co chodzi.” Do dzisiaj tego nie rozwiązałam, nie potrafię, a boję się z
nim rozmawiać, nie chce słyszeć jego głosu, bo obawiam się, że ja.. Zauroczę
się w nim. To jest bardzo dziwne, wiem! On był dla mnie taki wredny, chciał
zrobić świństwo swojemu przyjacielowi, ale jednak ciągle moje myśli związane z
Hazzą dążyły do niego, a najgorsze jest to, że to nie jest pierwszy sen
związany z mulatem. Przez te 2 miesiące śnił mi się wiele razy, cały czas ta
sama sytuacja. Tak jakbym miała o niej pamiętać i ciągle o tym myśleć, ale nie
chce! Niestety nie potrafię..
-Stop! Mam koniec roku szkolnego, Henry na mnie czeka,
zaczynają się wakacje pełne wrażeń! Bez myśli o NIM! –uśmiechnęłam się sama do
siebie i umyłam zęby.
Po 20 minutach zeszłam na dół. Włożyłam granatową, rozkloszowana
spódniczkę z wysokim stanem, pod spód zwykłą, białą koszulę na długi rękaw,
muszkę na kołnierzyku, a do tego wszystkiego czarne balerinki, bo nie miałam
ochoty na obcasy.. Z przyjemnością ubrałabym się w trampki, ale sytuacja mi na
to nie pozwalała. Zeszłam na dół.
-I jak? –obróciłam się.
-bardzo oryginalnie! Ty lubisz się wyróżniać.-Henry uśmiechnął
się.
-Tak, kurde, wiesz, że dzisiaj koniec roku?
-Tak, a potem idziesz do collegu! Do mnie! –zaczął mnie
łaskotać.
-Hhahaha, przestań! –wyrywałam się.
-I wyobrażasz sobie.. Będziemy odwalać, wygłupiać się. W
końcu będę miał cię przy sobie!
-No! Już nie mogę się doczekać! Serio!
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do szkół.
-Odprowadzisz mnie? –spytałam.
-No, a jakby inaczej!
-Dzięki.
-Nie ma za co!
-I ten.. Będę miała kapitana drużyny bejsbolowej przy sobie!
-Oj taam..
-No co? Wszystkie dziewczyny pewnie za tobą latają! A ja
będę mogła się do ciebie tulić, oczywiście po przyjacielsku. –puściłam mu
oczko.
-Wiem, wiem, ty masz Harrego.
-Tak, Harrego. –przełknęłam ślinę.
-Serio.. Co się dzieję?
-Co?
-Przecież widzę po tobie, o co chodzi?
-Dobra Henry, zmieńmy temat.. Gdzie wybierasz się na
wakacje?
-Niech ci będzie, a w dużo miejsc, może chcesz ze mną
jechać?
-Że ja? Ale czemu ja?
-Bo tak! Chciałbym! Aha! Może chcesz wybrać się dzisiaj na
ognisko?
-Do kogo?
-Moi kumple organizują, takie na koniec roku.
-Ale ja tam nikogo nie znam..
-Znasz mnie, a muszę przyjść z osobą towarzyszącą.
-To weź jakoś laskę ze swojej szkoły.
-hahahahhh, dobre żarty.
-Czemu żarty?
-Bo jeśli wezmę kogoś z mojej szkoły to zaraz inne będą
zazdrosne, a tamta, którą zaprosiłem zacznie sobie wymyślać, że się w niej
zakochałem.
-To się w końcu zakochaj!
-Nie mam w kim!
-Serio, w całym Londynie nie ma odpowiedniej dziewczyny,
która pasuje ci w 100 procentach?
-Jedynie ty, ale jesteśmy przyjaciółmi.
-No tak, wiem! Ale są takie jak ja..
-Nie ma.
-Tego nie wiesz.
-Wiem.
-Skąd?
-Gdybyś była taka jak wszystkie nie pokochałby cię sławny
chłopak, który może mieć każdą.
-No tak, ale to był po prostu fart.. Że ich wtedy spotkałam
w wakacje, a potem jak już się przeprowadziłam.
-Inne fanki też spotykają w kawiarniach, potem drugi raz,
trzeci, ale jakoś nie zapamiętują ich imion, czy to nie dowód?
-Oj tam, bo moje jest łatwe! Dlatego..
-Och! A weź z tobą.. A więc, czy poszłabyś ze mną na to
ognisko?
-O BOŻE! Mam zaproszenie od samego Henrego. –zaczęłam się wydzierać
i skakać.
-Głupku! Co ty wyrabiasz?
-Hhahahaha, nie wiem, nudzi mi się..
Doszliśmy do mojej szkoły.
-Wszystkie blondyny patrzą. –szepnęłam do niego.
-Hhah, widzę.
-No to pa kotku! –Henry dał mi buziaka w policzek. –Do
potem. –puścił mi oczko.
Przewróciłam oczami i poszłam do szkoły. Niezły z niego
aktor..
Więc tak, był sobie apelik, tam dyrektorek coś ględził,
powiedział, że spotkamy się dopiero 1 października, wszyscy zaciesz, prócz
ostatnich klas, bo idziemy do college.. Pożegnał uczniów, którzy chodzą tutaj
ostatni rok w tym także mnie, rozdał świadectwa i poszliśmy do domków,
wreszcie! Wyszłam ze szkoły i czekał na mnie Henry.
-Sami! –przytulił mnie.
-Co ty robisz? –spytałam cicho.
-Blondyny z tyłu. –szepnął.
-Aha, Henry! Heeej! –odwzajemniłam uścisk.
Poszliśmy dalej i zeszliśmy z celownika dziewczyn.
-Skąd wiedziałeś o której kończę?
-A no wiesz, ma się wiadomości!
-Hhahahah, tak na marginesie, niezłe scenki z tym udawaniem
pary.
-O to mi chodziło! Muszą uwierzyć, że jesteśmy razem..
Zaczęliśmy się śmiać.
-Lody? Tutaj jest budka. –spytał Henry.
-Okej.
Usiadłam przy stoliku i zaczekałam na mojego przyjaciela,
który poszedł złożyć zamówienie. Od razu przypomniała mi się sytuacja związana
z Zaynem, jak mu przywaliłam gałkami w twarz… Zamyśliłam się.
-Sam? Żyjesz?
-Co? Aaa, tak..
Usiadł.
-Trzymaj. –podał mi deser.
-Dziękuję.
-Wiec gadaj.. znowu.
-Ale co?
-O co chodzi?!
-O nic! Przestań!
-Przecież widzę, od rana jesteś zamyślona, rozmarzona,
nieprzytomna.. Co prawda zawsze taka jesteś, ale dzisiaj to już wyjątkowo, co
ci się śniło?
-Nic, a nawet jeśli coś, to moja prywatna sprawa.
-Nie wnikam, bo się jeszcze obrazisz.
-Och! Przepraszam Henry, że taka jestem.. Ale po prostu nie
chce żeby ktoś usłyszał o tej myśli, bo ona jest za bardzo dyskretna, muszę to
sama poukładać.
-Dobrze, rozumiem.
-Na pewno? –uśmiechnęłam się.
-Tak, to pójdziesz ze mną dzisiaj? –zrobił słodkie oczka i
pokazał uśmiech.
-Weź tego nie rób! Bo nie mogę się oprzeć no!
W dalszym ciągu jego wyraz twarzy wyglądał tak słodko.
Złamałam się.
-No dobra! Pójdę..
-JEST! –wstał w krzesła i podskoczył.
-O której wariacie?
-Przyjadę po ciebie o 18! Taaaak!
-To się ciesz.. A ja zabieram te lody i pędzę do domu, już
dochodzi 15! Muszę się wystroić.. och! Wymalować! Pa!
-Paaa! –usłyszałam śmiejącego się Henrego.
Około 16.30 znalazłam się w domu, bo trochę sobie
porozmawiałam z ochroniarzem w sklepie.. Ja to nie wiem co mam z tymi
ochroniarzami! Oni są tacy mega mili i w ogóle mają pistolety i chodzą na czarno
ubrani.. I tacy fajni!
-Hej córcia! –krzyknął tata kiedy weszłam do domu.
-Hej tata!
-I jak koniec roku?
-A no nudno, apelik, świadectwa..
-No pokaż to cudeńko!
Wyjęłam z torby papierek z ocenami.
-Ja kurde.. Toż same 5! I 6..
-Tak, kujonek ze mnie. –westchnęłam.
-Ale kujonek, który ma dumnego tatusia!
-A wiec skoro mam takie dobre oceny to mogę iść dzisiaj na
imprezę, jep?
-Do kogo?
-Do przyjaciół Henrego ze szkoły.
-Ale ja ich nie znam.
-No to teraz słuchaj.
Opowiedziałam mu całą sytuację związaną z Henrym, dlaczego
mnie zaprosił i tak dalej..
-Aha, to teraz rozumiem, w takim razie możesz iść.
-Dzięki! –przytuliłam go.
-O której?
-Powinien po mnie przyjechać za jakieś pół godziny.
-To idź się stroić..
-Idę!
Weszłam do mojego pokoju i wyjęłam z szafy dżinsowe rurki,
luźny t-shirt i skurzaną kurtkę z ¾ rękawami. Rozpuściłam włosy, włożyłam
trampki i spojrzałam w telefon.. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Hazzy,
ale kiedy dzwoniłam nie odpierał. Pewnie jakiś koncercik.. Jutro sobie z nim
pogadam.
Punktualnie o 18 przyjechał po mnie Henry.
-Uhuuh, niezłe cacko masz. –pogłaskałam maskę jego
samochodu.
-Śliczna nie? Dostałem od rodziców..
-Jakaś okazja? Zapomniałam o urodzinach?! Nie wysłałam
kartki?!
-Nie, tak bez okazji.. Cos im odbiło.
-Ojeeej, dobra, wsiadam! Uwaga!
-Czeeekaj!
-Co?
-Drzwi, otworzę ci.
-Dobra, daruj sobie głupku. –pokazałam mu język i wsiadłam
do samochodu.
-Czemu jesteś taka uparta? –spytał Henry odpalając samochód.
-Po tatusiu. –uśmiechnęłam się.
Pojechaliśmy.
20 minut później byliśmy na miejscu..
-Wooow. –otworzyłam szeroko oczy.
-Co?
-Hhahaha, jak to co.. Ten dom.. jeja.
A więc, dom, lub willa był chyba z 3 razy większy od mojego
tymczasowego, posiadał na dworze ogromny basen, pole golfowe, boisko do
koszykówki oraz siatkówki, wielki ogród i wiele innych atrakcji.
-Większego chyba nie widziałam..
-Więc musisz do mnie przyjść. –złapał mnie za rękę.
-Masz większy? –Nie przemyślając tego odwzajemniłam uścisk
dłoni.
Szliśmy tak sobie trzymając się za ręce, jak jakaś para.
-No mam większy.. Zapraszałem cię już tyle razy, ale ty
ciągle odmawiałaś.
-Bo czasu nie miałam! Ale spoko.. całe wakacje przed nami.
–puściłam mu oczko.
Weszliśmy na główny plac tego podwórka. Ujrzałam tam z 300
ludzi z czego połowa były to blondyny w prostych, farbowanych włosach.. Wszyscy
zaczęli się na nas gapić. Zapadła cisza.
-Co się dzieję? –szepnęłam mu do ucha.
-Przyszedłem z dziewczyną, więc wooow, wiesz o co chodzi.
–powiedział cichutko.
Lekko się uśmiechnęłam i skapnęłam, że w dalszym ciągu
trzymam jego dłoń, kiedy chciałam ją wziąć Henry nie pozwolił mi.
-Co ty wyprawiasz?
-Zobaczysz potem.
Pociągnął mnie za sobą.. Oj mój Hitlero coś kombinuję..
Kiedy tak szliśmy przez te długie podwórko wszystkie
dziewczyny gapiły się na mnie z miną typu „zamorduję cię!”, „Szykuj dla siebie
trumnę!”.. Zaczęłam się głośno z tego śmiać.
-Co jest? –spytał.
-No bo te blondyny mnie rozbrajają, uwielbiam je od dzisiaj!
–wyszczerzyłam się do nich.
-Hhahaha, fajne podejście..
Wreszcie puścił moją rękę i podał jakiemuś kolesiowi.
-No siema stary! –poklepali się po plecach.
-Siema, siema! –opowiedział drugi.
-Widzę, że imprezka idzie w najlepsze.. –powiedział Henry.
-Dopiero się zaczęła.. Ojej, a co to za ślicznotka?
–uśmiechnął się do mnie.
-Tam zaraz ślicznotka, pff. –odpowiedziałam i odwzajemniłam
uśmiech.
-No, chyba nie inaczej. –chłopak wyjął ku mnie rękę.
-Czy zech… -zaczął.
-Ło, ło wyluzuj stary.. Ona jest ze mną. –Henry objął mnie
ramieniem. –Sam, to jest Greyson.
-No hej. –pomachałam mu.
-Ty.. Ty przyszedłeś z dziewczyną?! Taaa?! –wybuchł
śmiechem.
-Tak, z dziewczyną.. Prawdziwą.
-I nie ma sztucznych cycków. –obaj zaczęli się śmiać.
-Tak, tak, śmiejcie się i gapcie na moje piersi! –walnęłam
ich w ramiona.
-Wyluzowana ta twoja dziewczyna.
-Ale my nie jesteśmy… -chciałam odpowiedzieć, ale Henry mi
przerwał.
-To my idziemy tam, po picie! –pociągnął mnie w ciche
miejsce.
-Co ty odpierdzialasz?! – krzyknęłam.
-Sory, ale spanikowałem. –chłopak powiedział spokojnie.
-Jak spanikowałeś?! Nie jesteśmy razem..
-Jeden wieczór, proszę! –splótł dłonie i zaczął błagać.
-Hahahahah, Henry! Ja mam chłopaka.. –podniosłam głos.
Wtedy przyjaciel położył mi na ustach swoją dłoń i uciszył.
-Ciszej no!
Wyrwałam ją.
-Co ty sobie wyobrażasz?
-Ej no przepraszam.. Ja to dzisiaj kurde nie udawałem
twojego chłopaka, no nie?
-Ale to co innego. –odpowiedziałam.
-To jest to samo! Powinnaś się mi jakoś odpłacić.. –znowu
spojrzał się tym swoim wzrokiem.
-Ale tylko spróbujesz mnie pocałować to cię zabiję.
-Nie, to nigdy.. Czyli zgadzasz się?
-Jeden wieczór. –pokazałam wskazującego palca do góry.
-Jeeest! –podskoczył. –To chodźmy. –objął mnie ramieniem.
Doszliśmy do ogniska gdzie zebrała się caaała masa ludzi.
Wszyscy podawali Henremu rękę, a dziewczyny szeptały zmysłowe „heeey” i dawały
oczko. Miałam poważną minę, ale w środku wszystko wybuchało ze śmiechu.. W
końcu usiedliśmy przy Greysonie i jego innych chłopakach-przyjaciołach. Czułam
się serio spoko, można się przyzwyczaić do towarzystwa chłopców, taa.
W pewnym momencie rozbrzmiała strasznie głośno muzyka, a
mianowicie utwór „Hot right now”. Wszystko zaczęło we mnie buzować, chciałam
tańczyć! Nie tracąc czasu wyciągnęłam mojego „chłopaka” na parkiet. Zaczęłam
wywijać z nim jakieś piruety, śmiać się i wygłupiać.. Kilka blondyn zrobiło
odbijanego! Nie chciałam być wredna, więc poszłam do Greyseona i jego paczki
zostawiając mojego kochanego przyjaciela na „blondyńską śmierć”
-No siemaa! –krzyknął Greyson. Przybiliśmy sobie
piątkę.
-Siema, siema! –uśmiechnęłam się.
-Co? Odbiły ci chłopaczka? Nie jesteś zazdrosna? –wziął łyk
soku.
-Hhahaha, jakbym miała o kogo.. –wybuchłam śmiechem.
Wszyscy przytaknęliśmy, a następnie poszliśmy tańczyć..
Patrzyłam na błagalny wzrok Henrego, który chciał jak najszybciej wydostać się
z blond muru naokoło niego. Lekko zachichotałam z komizmu sytuacji i podeszłam
do niego, następnie przyciągnęłam do siebie przepychając się przez tłum
dziewczyn i dołączyłam razem z nim do chłopaków.
-Ochhh, dzięki..
-Nie ma za co Hitlero! –wyszczerzyłam się.
Po kilku piosenkach postanowiliśmy usiąść, Henry przyniósł
wszystkim po piwku, a mi pomarańczowy soczek.
-Mhmm… dziękuję. –powiedziałam.
-Proszę bardzo!
-Stary, ona w ciąży jest czy jak? –spytał Greyson.
Ja i mój przyjaciel w tym samym momencie wypluliśmy sok,
który znajdował się w naszej buzi i wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Taak! Jestem w 10 miesiącu, hahahahahha! –powiedziałam.
-To gratuluję!
-Głupki z was! –uśmiechnęłam się.
Po kilku godzinach imprezy na całego wszyscy leżeli na
trawniku ledwo kontaktując.. Nawalili się jak chyba jeszcze nigdy, a ja trochę
też.. no wiecie, też troszeczkę tam popiłam, bo zakończenie roku, ja staję się
zła no i czasem można się pobawić w gronie przyjaciół.. A jak widzę te grona
się powiększają..
Kiedy tak wszyscy narąbani siedzieliśmy przy ognisku jedna
dziewczyna zaproponowała byśmy pograli w „prawda czy wyzwanie”. Wszyscy
przytaknęliśmy.
-Kto zaczyna? –spytała.
-Jaaaa.. –odparł Greyson.
-Prawda czy wyzwanie?
-Prawda.
-Czy podoba ci się dziewczyna Henrego?
Chwilę się zamyślił, prawie przewalił i odpowiedział.
-Tak, mam ochotę uprawiać z nią gorący seks. –puścił do mnie
oczko.
Nie kumając co powiedział wybuchłam głośnym śmiechem.
-Kto następny? –spytał Greyson.
-Ja. –Henry podniósł rękę.
-Prawda czy wyzwanie?
-Wyzwanie.
-Pocałuj twoją dziewczynę.
Henry nachylił się nade mną i po chwili jego usta były kilka
milimetrów od moich.. Dopiero wtedy przejrzałam na oczy i nie tracąc chwili
udałam, że przewaliłam się i poleciałam w dół.
-Aaaał.. –jęknęłam.
-Żyjesz? –spytał nieprzytomny Henry.
-Mhmm…
Ja chyba, ten tego… Usnęłam tak leżąc.
Obudziłam się rano z nogami na kolanach Henrego, a głowie na
trawniku.. Połowa ludu jeszcze spała oparta o jakieś drewno, jeden wlazł w
ognisko i udomowił się na białym popiele, inni na parkiecie, inni w jakieś
kołysce dziecka, które nie wiem jak się tam znalazła, a jeszcze inny w koszu do
koszykówki, który był bardzo wysoko nad ziemią i naprawdę nie wiem w jaki
sposób tam się dostali, wolę nie wnikać w szczegóły… Chciałam się podnieść, ale
jakoś moje ciało odmawiało posłuszeństwa, walnęłam Henrego w ramię.
-Mhmm.. –mruknął dalej śpiąc.
Tym razem walnęłam go mocniej.
-Zaraz mamo.. –powiedział.
Nie chciało mi się go już budzić, więc wzięłam leżącą
nieopodal butelkę z wodą i wylałam na niego, zaraz się rozbudził.
-Co się.. Gdzie ja?! –krzyknął.
-Dobry. –uśmiechnęłam się trzymając butelkę w ręku.
-Dzięki Sami, dzięki!
-Weź mnie podnieś… -powiedziałam.
-Sama nie potrafisz?
-Jakoś tak nie.
Po 10 minutach męczarni jako tako podnieśliśmy się i od razu
złapaliśmy za bolące nas głowy.
-KAAAC! –krzyknęliśmy równocześnie.
-Moja głowa. –jęknęłam dalej się za nią trzymając.
-Aaał.. –warknęli inni już rozbudzeni.
-Nie lubię jak ktoś śpi. –powiedziałam do Henrego i
pokazałam cwaniacki uśmiech.
-Co kombinujesz?
-Zobaczysz.
Poszłam po węża ogrodowego i puściłam lodowatą wodę, która
rozprysła się we wszystkich kierunkach.. Nagle śpiochy powstawały i zaczęły
krzyczeć, piszczeć i wydawać jakieś dziwne dźwięki.. Następnie popatrzyli się
tylko nawzajem na siebie, wzięły do dłoni najbliższe im butelki napojów i zaczęła
się bitwa soko-wodno-piwo-alkoholowa… Latałam ze szlauchem, który potem
dostawał się do innych rąk.. Wszyscy się śmieli i świetnie bawili, a ja razem z
nimi.. W pewnym momencie otoczył mnie mur chyba z 10 chłopaków z butelkami
różnej zawartości.
-Nieee! –krzyczałam. –NIEEE!
Wszystko wylądowało na mnie.. Zaczęłam się rzucać im na
barana i wylewać ciecz na głowę, za bluzkę i w inne miejsca. Jakoś zbytnio to
im nie przeszkadzało, więc w dalszym ciągu to robiłam. W pewnym momencie
usłyszeliśmy jakiś strasznie głośny pisk, wszyscy odwrócili się w stronę
dobiegającego głosu i zapadła cisza.. Okazało się, że robiła to jakaś staruszka,
która przeraziło to co robimy. Nikt nie miał odwagi się nawet ruszyć, wiec
postanowiłam zrobić to ja! Podeszłam do staruszki, wzięłam za ramię i
zaprowadziłam do tłumu nastolatków.
-Może się pani z nami pobawi? –spytałam.
-No ja, zawsze chciałam, ale.. –nie pozwoliłam jej
dokończyć.
-NA NIĄĄĄ! –wydarłam się i wszystko poleciało na biedną
panią.
-Jestem doszczętnie wykończona. –westchnęłam.
Uwaliłam się na mokrej trawie w moich mokrych ubraniach..
Chwilę później usłyszałam tą babkę.
-Dawać dalej! –zaczęła biegać jak szalona machając swoim
podkoszulkiem w górze.
-Emm, ona nie ma bluzki, jest w samym staniku. –odparł
Greyson. –blee…
-Ale jest jeden plus, nie zdjęła dołu swojego ubioru.
–wydukałam.
Ludzie, którzy to usłyszeli wybuchli śmiechem.. To znaczy
chłopacy, bo dziewczyny to wiadomo-zazdrość o Henrego.
-Która godzina? –spytałam.
-Dochodzi 18. –odpowiedział Greyosn patrząc na zegarek.
-Późno już, ale tak nie chce mi się wstawać.
-Nam też.. –westchnęli wszyscy.
-Imprezki to organizujecie niezłe. –uśmiechnęłam się.
-No, a jak! Gdybyś zobaczyła ostatnio u Henrego, ulala..
-Nie zaprosiłeś mnie?! –zażartowałam.
-Zapraszałem, ale czasu nie miałaś..
-Więc przepraszam, a często je macie u was, w college?
-No przynajmniej 2 lub 1 na miesiąc musi być..
-O kurde! Ja już do was iść!
-Poczekaj do września. –Henry objął mnie ramieniem.
-Z twoją laską to można się zabawić na imprezce, oj można.
Zachichotałam.
-Wygląda jak prawdziwa dziewczyna, ale ma taki fajny styl
bycia.. –odparł jeden z chłopaków.
-No dziękuję, dziękuję! Greyson, a kiedy wracają twoi
rodzice?
-Eeem, spokojnie, mieli być na 18.30, więc jeszcze trochę..
–zamyślił się. –O kuu***! –gwałtownie się podniósł i zaczął się drzeć.
–EWAKUACJA! RODZICE ZA 15 MINUT! UCIEKAĆ!
Wszyscy wstali i zaczęli uciekać jakby był jakiś alarm.
-Hahhahaha, patrz się! –wskazałam palcem na babkę. –Biega
bez tej koszulki jeszcze.
-Hhahahahha, fakt!
-UCIEKAJ BABKA! –zaczęłam się drzeć.
Ona spojrzała się na mnie i dalej biegła.
-JUHUUUUUU! –krzyczała.
-Starość nie radość.. My zostajemy?
-My tak, możemy, leżymy. –powiedział Henry.
Udomowiłam głowę na jego kolanach.
-Twoi koledzy są tacy śmieszni. –odparłam patrząc w niebo.
-No widzisz, a ty przypadłaś im do gustu. Chyba pierwszy raz
polubiliśmy jakoś dziewczynę.
-Serio? Pierwszy?
-No, wszystkim zależało żeby z którymś z nas chodzić, a tak
to z tobą nie ma problemu.
-No tak, bo w końcu ze sobą chodzimy. –puściłam mu oczko.
-A jak! –przybiliśmy żółwika.
Jakieś pół godziny później przyjechali rodzice Greysona.
Postanowiliśmy podnieść się wreszcie i udawać normalnych nastolatków bez kaca.
-Dzień dobry! –powiedzieliśmy do nich.
-Dzień dobry. –uśmiechnęli się.
-I jak tam było bez nas? –spytała jego mama.
-A dobrze, dobrze.. –odparł Greyson.
Miałam ochotę się zaśmiać przypominając sobie ten cały
wieczór, ale się powstrzymałam.
-A czy.. –zaczął jego tata.
-Od razu przepraszam, że tak przerywam, ale musimy już iść
razem z Sam. Naprawdę miło było państwa znowu zobaczyć, cześć stary. –klepnął
Greysona w plecy.
-Narka.
-Pa i Do widzenia. –pomachałam.
Coś tam odpowiedzieli, ale nie usłyszałam, bo znalazłam się
w samochodzie.. Kiedy wsiadł henry i zamknął drzwi wybuchliśmy śmiechem.
-Hhahahhahahahahah! Współczuję Greysonowi!
-Hahhaha, ja też..
-Jak jego rodzice zobaczą te wszystkie butelki, które
wrzucił na podwórko sąsiada.. –powiedziałam.
-Hhahahahah i te śmieci, tą wodę, zapach alkoholu.. Boże..
–westchnął Henry.
-Ale imprezka się udała, było ostro! –krzyknęłam. –A teraz
jedź wreszcie!
Przyjaciel odpalił samochód i udaliśmy się w drogę.
-To gdzie jedziemy?
-Daj mi coś zimnego, bo moja głowa znowu zaczyna pękać z
bólu.. –złapałam się za nią.
-To jedziemy do naszej kawiarni, na shake’a..
-Dobry pomysł.
Po kilku minutach bryka Henrego podjechała pod budynek.
Kiedy weszliśmy do środka na moje nieszczęście spotkałyśmy tam dziewczyny z
mojej dawnej szkoły, śmiały się i gadały, ale kiedy weszłyśmy umilkły i zaczęły
nas obserwować.. Henry objął mnie w pasie. Zaczęłam chichotać.
-Debilu! W pasie? Nie za dużo sobie pozwalasz? –szepnęłam do
niego.
-No sory.. Musiałem. –uśmiechnął się. –Truskawka?
-Pff, wanilia Hitlero. –uśmiechnęłam się.
Henry przewrócił oczami i poszedł zamówić, a ja zajęłam
miejsce przy jednym ze stolików jak najdalej od blondyn. Cały czas łapałam się
za głowę.. Jeszcze do tego było tak cholernie gorąco, ze nie wytrzymywałam..
Miałam wczorajsze ubrania, więc spoko wypas. Chyba przydałoby się wziąć
prysznic..
-Proszę, waniliowy. –mój przyjaciel usiadł.
-Dziękuję. –wyszczerzyłam się i zamiast wypić przyłożyłam
sobie kubek do twarzy.
-Eeem, co robisz?
-Gorąco mi! Głowa mnie boli.. Nie brałam prysznicu, czuję
się brudna.
-Spokojnie! Zaraz odwiozę cię do domku..
-Och! No dobra!
-A teraz spokojnie wypij ten napój, okej?
-Dobrze tato, ale było zajefajnie, no nie? –uśmiechnęłam się
na samą myśl o imprezie.
-Takie to tylko u nas. –Henry puścił mi oczko.
-Wiem! I kiedy pójdę do college to będę na nie łazić.. Razem
z tobą, bo jesteśmy przyjaciółmo-udawaną parą i w ogóle tak fajnie!
-Tak, tak wariatko! Dobra spadamy, bo czuję kilka par ozu na
sobie.
-Tak, ja też..
Wyszliśmy.
-To teraz odwieź mnie do domciu, muszę wziąć porządny
prysznic i idę spać, bo jestem padnięta..
-Wsiadaj. –uśmiechnął się.
-Mhmm. –weszłam do samochodu.
Po 10 minutach byliśmy na miejscu.
-Dobra kochanie ty moje, słonko żółciótke! Hitlerku..
–zaczęłam się śmiać. –Idę już, bo jestem padnięta, paa! –daliśmy sobie żółwika.
Poszłam do domu. Nikogo nie było i baaardzo się z tego
powodu cieszyłam, bo nie dostanę jakiś zbędnych uwag na temat mojej imprezy..
Czym prędzej poszłam na górę, wykąpałam, ubrałam w piżamkę i nie mając siły aby
coś zrobić położyłam się i usnęłam.
Rano obudziły mnie narastające i bardzo denerwujące lecz
także cieplutkie promienie słońca padające prosto na moją twarz. Spojrzałam na
zegarek, dochodziło południe, ale tal strasznie nie chciało mi się wstawać,
wiec postanowiłam sobie zrobić dzień leniuchowania.. Zdołałam wziąć tylko z
torby mój telefon i wysłać Henremu sms, że za 15 minut u mnie i aby wziął masę
słodyczy.. Po kilku minutach ujrzałam krótką odpowiedź „Okej”. W końcu
podniosłam się i włożyłam na siebie dresy, luźny t-shirt, zrobiłam kitkę i
zeszłam na dół. Znowu byłam sama.. Przygotowałam sobie porcję płatek i usiadłam
przed telewizorem, obejrzałam Scoobiego-Doo i zauważyłam, że Hitler się
spóźnia.. Zdziwiłam się, bo on jest taki w ogóle punktualny i poukładany, a tu
proszę! Jednak w tej samej chwili zadzwonił dzwonek. Przeczołgałam się do drzwi
i ujrzałam Henrego z 2 torbami jedzenia.
-Smakowicie. –oblizałam się.
-Spóźniłem się! Pierwszy raz w moim życiu.. Kurde, jak
mogłem!
-Wyluzuj stary, ja zawsze się spóźniam. –powiedziałam z
żelkiem w buzi.
-Ale ty jesteś Sam! A Sam jest nieogarniętą wariatką.. A ja
jestem Henry...
-..Pogromca blondyńskich serc. –dokończyłam.
-Nie tylko!
-Mhmm.. Co tam jeszcze masz? –zajrzałam do drugiej
torby.
-A ta tylko o jedzeniu.. –mój przyjaciel westchnął.
-Dobra, nie przeżywaj.. Chodź na kanapę. –powiedziałam z
pełnymi rękami opakowań słodyczy.
-Pomóc ci?
-Pomóc?! Ty weź lepiej drugą porcję tych słodkości! Już!
Szybko!
-A idź, z tobą to tam..
Rozłożyłam się na kanapie, a obok mnie walnęłam wszystkie
opakowania chipsów, żelek, batonów, ciastek i innych słodkich wynalazków. Po
chwili zjawił się także Henry i tak oto cała kanapa była zajęta.
-Horror? –spytałam otwierając paczkę chipsów.
-Może być.
-Włączyłam jakiś tam i rozpoczął się seans filmowy.
-Aaaa! –pisnął Henry.
-Wyluzuj! Henry..
-Sory, trochę się ten tego.. –chciał zgrać twardziela, ale
jakoś to mu nie wyszło. –Przytul mnie! Boję się! –skulił się.
-Nie no spoko. –objęłam mojego przyjaciela. –Lepiej?
-Znacznie, dzięki. –uśmiechnął się.
-Nie ma za co, to może go wyłączę?
-Nie, nie musisz..
-Na pewno?
-Tak.
-No okeej.
Po skończonym filmie puściłam jeszcze jeden, tym razem
komedie, potem jeszcze jeden, jakiś kryminalny, a na koniec bajkę.
-Ale ona ma śliczne te włosy! –wydukałam. –Takie czerwone.
-Bo to syrena! Ale ogon też ma niezły.. Zgrabny.
-Hhahhaa, spoko! To teraz uczymy cię nurkować i wstrzymywać
oddech.
-Po co?
-No żebyś popłynął na dno, spotkał taką Arielkę i się z nią
ożenił, proste!
-Dobry pomysł! Serio!
-Głupek! –walnęłam go lekko w ramię.
-I koniec. –Henry zrobił smutną minę.
-Jeszcze ją spotkasz. –uśmiechnęłam się.
-Miejmy nadzieję.. To co robimy? Bo całe słodycze już
zżarłaś.
-Ja?! Niee..
-Tak ty! Ja zjadłem tylko jednego batona, paczkę chipsów i
kilka cukierków..
-Ja też..
-To gdzie reszta?
-Pff, w innym wymiarze..
-Gdzie ty to mieścisz Sam.. Zazdroszczę.
-Się ćwiczy. –uśmiechnęłam się. –Chodź na górę.
-A te wszystkie papierki?
-Ktoś sprzątnie, ja mam dziś lenia.
-No okej, to chodź.
Znaleźliśmy się w moim pokoju.
-Mam ochotę na gilgotki. –powiedziałam.
-Z przyjemnością.. –zaczął iść w moją stronę.
-Hhahha! Poczekaj! Najpierw przynieś coś do picia. Proszę!
–zrobiłam słodkie oczka.
-No dobra, przy okazji trochę tam ogarnę..
-Jesteś wielki!
No wiem! –wyszedł.
Włączyłam laptopa, poprzeglądałam kilka stronek i w tym
samym momencie sam Harry Styles zadzwonił do mnie na skype.. Wreszcie
zobaczyłam go w kamerce i usłyszałam jego głos.
-Hej kochanie! –krzyknął.
-Haaarry! Ale się stęskniłam! Hej kotku! –wrzasnęłam.
-Jak tam? –spytał. –Ale wypiękniałaś. –uśmiechnął się.
-Dziękuję, ty też! A bardzo dobrze, w końcu mam wakacje.
–wyszczerzyłam się.
-No wiem, wiem kochanie! Tak się składa, że ja nie.
–posmutniał.
-Tak! Podróżujesz po świecie, spotykasz się z fanami, masz 4
porąbanych przyjaciół przy sobie, harówa, że hej!
-Ha ha ha! Bardzo śmieszne! To jak spędziłaś pierwszy dzień
wakacji?
-A no wiesz, byłam na wieeelkiej imprezie!
-Ojej, z dziewczynami?
-Nie, z Henrym, poznałam masę jego kolegów i kilkadziesiąt
blondyn, które piorunowały mnie wzrokiem!
-Aha, z Henrym.. –westchnął.
-Kotku! Nie bądź zazdr…
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Henry, postawił picie
na biurku, rzucił się na mnie i zaczał gilgotać.
-Hhahahahahah, Henry! Weeź.. –zaczęłam się wyrywać.
-Nie wezmę! –cały czas gilgotał.
Spojrzałam na ekran laptopa, ujrzałam tam Harrego ze smutną
miną, który ciągle się patrzył co robimy, chciałam już coś powiedzieć, ale w
pewnym momencie rozłączył się.
-Henry! STOP!
-Jejuu, co? –momentalnie przestał.
-Harry był na skype, widział jak mnie gilgotałeś.
-No i?
-No i się rozłączył! Jest zazdrosny chyba..
-Jeszcze?! Nie gadaj..
-Poczekaj, Lou jest na skype, zadzwonię do niego i dowiem co
z Hazzą.
-No okej.
Wcisnęłam przycisk „zadzwoń” i czekałam aż odbierze.
-Saaaam! –krzyknął.
Zobaczyłam w drugim okienku Eleanor.
-Jeju, Eleanor, bardzo cię przepraszam, że przeszkadzam, ale
mam tylko jedno pytanie.
-Hhahah, Sami, wszystko gra! –uśmiechnęła się.
-Uff, to dobrze! A więc Louis, wiesz co się dzieję z Hazzą?
-Nie, a co jest?
-No bo rozłączył się na skype, bo ja gilgotałam się z Henrym
i on poszedł, obraził się. Wiesz gdzie jest?
-No nie, ale czekaj. ZAAAAAYN! CHODŹ NA CHWILĘ! –wrzasnął.
-Niee! –krzyknęłam, bo nie miałam ochoty na niego patrzeć.
Niestety było za późno. Mulat wszedł do pokoju i spojrzał
prosto na mnie, a ja na niego. Znieruchomiałam, teraz już na serio.. Tak się na
niego gapiłam, aż w końcu się ocknęłam.
-Tata mnie woła! –wyrwało mi się.
-Nikt cię nie woła.. –odparł Henry.
Eleanor zawzięcie przyglądała się mojemu zachowaniu.
-Woła! Tata, tam! –uciekłam na dół.
Kiedy znalazłam się w kuchni usiadłam na krześle i wzięłam
za głowę.
-O kuźwa.. –westchnęłam.
Ujrzałam go, samego Malika, który śni mi się codziennie.
Miał taką koszulkę na ramiączka, te jego podniesione włosy i umięśnione
ramiona, totalny nie ogar, ale za to jaki..
-Nie, Sam proszę cię. –mówiłam do siebie.
Wstałam i obmyłam sobie twarz lodowata wodą, kiedy
wycierałam ją ręcznikiem zobaczyłam schodzącego po schodach Henrego.
-Eemmm, ja już muszę iść, bo dzwonił do mnie Greyson abym do
niego wpadł.
-No okej. -uśmiechnęłam się.
-Sam, ty jesteś taka dziwna.. Chodzi o Zayna? –spytał
spokojnie.
-Podobno miałeś już iść. –zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Usiadłam na ziemi i zaczęłam myśleć.. Tak mi szkoda Hazzy,
muszę go przeprosić, ale z drugiej strony Zayn. Nie rozumiem czemu, ale to, ze
jest taki zły w jakiś sposób mnie do niego przyciąga, a powinno być na odwrót..
Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam pewna, ze to Henry.
-Czego chcesz jeszcze? –otworzyłam drzwi.
Jednak była to Eleanor. Wpadła szybko do domu.
-Gadaj!
-O czym?
-O co chodzi z Zaynem?!
Zrobiłam zdziwioną minę…
______________________________________
HAI! :d
Długo! Wiem, ale mam wytłumaczenie!
Po pierwsze: szkoła.
Po drugie: Remont.
No trzeba się wyciągać.. W końcu koniec roczku mnie niedługo czeka i Wakacje! JEA JEA JEA
No, jest rozdział ^^
I jest spoko! Widzicie, Zayn .:<
Dlatego tak zrobiłam, bo mam juz nim zaplanowany wątek.. więc będzie ciekawiej :*
Ola.