poniedziałek, 30 stycznia 2012

V ROZDZIAŁ


Z tego przyzwyczajenia do szkoły w poniedziałek chciałam do niej iść, sama obudziłam się o 7.50, SAMA! Rozumiecie?! I kiedy zobaczyłam tą godzinę szybko się ubrałam, ogólnie.. wybrałam do szkoły i kiedy chciałam już wychodzić do akcji wkroczyła moja mama.
-Sami, co ty robisz?
-Idę do szkoły, nie widzisz?
-Ale przecież masz ferie..
-O mój boże.. A?! Ja mam ferie, no tak.. A mogłam sobie jeszcze pospać.
-Idź ty udańcu.. hahahahah.
-Dobra, opanuj się mama. Tak czasami mam..
-Hmm.. Sam, nie dostałaś w ostatnim czasie może jakiś uwag?
-To ja idę spać, dobranoc.
-Samanta! Wracaj tu.
-Mamo, no weź, nie traktuj mnie jak dzieciaka, mam już 15 lat.. A uwagi mam za to, bo mnie baba od matmy nie lubi. A właśnie, możesz napisać mi kilka, no może trochę więcej usprawiedliwień?
-Ja nie będę Ci ich pisać.. Sama je napisz.
-No eej, mamo, proszę, nie bądź taka. Ty jesteś moją matką, chyba, że podrobię… ej, dobry pomysł!
-Podobno jesteś taka uczciwa.. myślę, że się nie mylę.
-Dobra, to tata mi je napisze.
-Tata niech se robi co chce, mnie to tam..
Jak widać jeszcze się nie pogodzili.. Poszłam do pokoju i próbowałam zasnąć, ale nie udało mi się. Zdałam sobie sprawę, że dzisiaj walentynki.. Przereklamowane święto, nie lubiłam go. To także z braku miłości jak i tych wszystkich serduszek, różowego, misiów.. Par całujących się i chodzących za rękę.. To zdecydowanie nie dla mnie, nie wyobrażałam sobie, że mam chłopaka czy coś (no chyba, że takich 5 jak 1D), tylko jeden przez te wszystkie lata mi się spodobał i nawet się mną nie interesował, no, ale na co ja mogłam liczyć. W końcu okazało się, że ma dziewczynę, widziałam jak się miziali, blondyna. Nie mam tego czegoś, wdzięku, talentu podrywania. Jestem tylko, taką nieogarniętą, nic nie znaczącą osóbką na tym ogromnym świecie…
O 10 mój tata przyszedł do domu, mama była w pracy, po 30 minutach zawitał do nas Pan Kaszanka..
-Hej Samanto, i co dostałaś z klasówki?
-Właśnie, co?! Kompletnie zapomniałem Cię o to spytać… -powiedział tata.
-aa, no tak. A więc, no wiecie, bo dostałam…
-Dwójkę, trójkę?
-Tato, aż tak nisko mnie oceniasz?!
-No dobra, 3+?
-No weź się opanuj.. No 5 dostałam!
-5? Łooo- obydwoje wykrzyczeli.
-No to gratulujemy!
-Dziękować wam, a teraz idę się przed wami schować.. Bo jak jesteście razem gadacie takie głupoty.
-Poczekaj.. albo jednak nie, ona ma rację, tak, tak, lepiej idź.
Mój tata i pan Kaszanka byli starszą wersją Lou i Harry, serio, czasami lubiłam na nich popatrzeć i się pośmiać, ale dzisiaj nie miałam ochoty.
I w taki sposób minęły mi te 2 tygodnie. Miałam twitterowe ferie, że tak to ujmę, zresztą, tak gadałam też nauczycielom, na co oni odpowiadali
-„Twitterowe?”
-Tak, spędziłam je na twitterze.
-A co to?
-Nie wiesz co to twitter, oszalałaś?!
-Panno Bielaśko, proszę się tak do mnie nie wyrażać.
-Aha, sory.. to znaczy przepraszam.
No i tak zleciał mi ten czas, ferie jak i 1 tydzień szkoły i nastał 6 marca, jeden dzień do zabiegu. Poinformowałam wszystkich, że wybieram się do szpitala.. Nauczyciele w końcu zaczęły się mną jakoś interesować.. tak jak i klasa. Kiedy pytali się czego ten zabieg będzie dotyczył odpowiadałam im „A wiecie, normalka, wytną Ci coś z gardła.. nic wielkiego” i tak dalej, chciałam już końca tych pytań.. bo ciągle były takie same. Po szkole pojechałam jeszcze do miasta żeby dokupić potrzebne rzeczy, spakowałam się, pościągałam zdjęcia i piosenki 1D żeby mieć na kogo się gapić i co śpiewać i byłam gotowa do wyjazdu.. Nazajutrz przed wejściem do samochodu powiedziałam tylko do siebie „szpitalu nadchodzę, życzę wam ze mną powodzenia!”

niedziela, 29 stycznia 2012

IV ROZDZIAŁ


Następny tydzień minął bez większych problemów. Poza rozmową z wychowawczynią o moich spóźnieniach, 2 uwagami z matmy oraz kłótniami dziewczyn.. Znowu?! Jezuu ile to można.
Przez 2 dni nie było mnie w szkole, a to z tego powodu, że poszłam do lekarza aby „zajrzał mi w gardło” jak to powiedział mój tata. Kiedy tam byłam chciałam uciec, bo facetka podpalała zapalniczką jakoś łyżkę (wystraszyłam się jak Liam normalnie..) czy jak i wkładała mi do buzi, to było okropne.. Zaczęłam się z nią kłócić w tym gabinecie: „jest pani jakaś psychiczna, chcesz mi spalić język i gardło, czy jak?!”, ona tylko na mnie patrzyła i dalej kazała otwierać buzię, ale tego nie robiłam, wtedy tata zagroził mi tym, że nie kupi mi laptopa, wiec uległam.. Był niezłym szantażystą.. Okazało się, że mam trzeci migdał oraz, że czeka mnie zabieg czy tam operacja.. Nie słuchałam jej, takie rzeczy załatwiał tata. Drugi dzień minął mi na pobieraniu krwi. Dobra, tam się nie wyrywałam, bo bolało by jeszcze mocniej.. ale to było dziwne. Jako dziecko uwielbiałam szczepienia, pielęgniarki zawsze się mi dziwiły, więc wcale się nie bałam, to była normalka.
W czwartek byłam przepełniona energią, nie mogłam usiedzieć, bo w końcu dotrwać do piątku i FERIE! Nigdzie nie jechałam, bo rodzice zawsze mieli tę samą wymówkę „nie mam czasu”, dobrze wiedziałam, że nie chcieli nigdzie wspólnie jechać.. no, ale cóż, miałam nadzieję, że się w końcu pogodzą, przecież tyle razy były takie sytuacje, które kończyły się Happy end’em!  No, ale tam, ważne, że będę mogła spać do 14/15 i jeszcze dłużej.
Nastał w końcu ten upragniony piątek! Miałam klasówkę z matmy, zgadnijcie co zrobiłam? Zaspałam! Ale tym razem nie specjalnie, naprawdę nie wstałam.. Z jednej strony to spoko, bo poprawy są zawsze łatwiejsze i na ostatniej lekcji. Mam gwarancję, że nie zaśpię.. Chociaż i tak sądzę, że pani da mi trudniejszą, taki był już los spóźnialskich..
Kiedy weszłam do szkoły zobaczyłam matematyczkę, już myślałam, że do mnie podejdzie czy coś.. ale ona tylko się na mnie popatrzyła, chyba pierwszy raz tak groźnie, no, a ja uśmiechnęłam się bo co miałam zrobić? Puścić buraka i uciec. Bez przesady.. Zawsze miałam problemy z tą matematyką.. Ja to nie wiem, jakieś fatum. Raz aż chciałam iść do dyrektorki żeby zmieniła plan, ale zatrzymali mnie.
Druga lekcja-fizyka. Pani oddaje sprawdziany. Bałam się no.. to był stres jednak, cała przerwę spędziłam przy cieplutkim grzejniczku.. I tak oto skończyła się przerwa i nastało tylko przygryzanie mojej wargi, zawsze tak robiłam jak się denerwowałam.. takie uzależnienie. Weszliśmy do klasy, usiadłam i zaczęło się oddawanie, w pewnej chwili pani powiedziała poważnym głosem „Samanta Bielaśko”, a wtedy ja podeszłam, wzięłam kartkę i zobaczyłam na papierze „5”, „PIATKA, ŻE JAK?! WTF?!” kuurde, byłam taka szczęśliwa, że aż podbiegłam do pani, wyściskałam ją i zaczęłam biegać po klasie tańcząc i śpiewając „One Thing” chłopaków.. I w pewnym momencie ustałam i zdałam sobie sprawę z tego co robię i usiadłam spokojnie na dupie udając normalną tak jakby nic się nie stało. Nie chciałam wracać do tego co się stało, ale To był taki szok, że nie wytrzymałam…
-KONIEC! FERIE! – zaczęłam się wydzierać. I poszłam do domu. Wracałam z dziewczynami, które ciągle śmiały się z tego co zrobiłam na fizyce.
-Co Ci wtedy odbiło? Hhahahahahhh, każdy się z Ciebie śmiał, a pani patrzyła jak.. nie wiem nawet!
-No weź, dostałam 5! Szok normalnie.. Nie wiedziałam co wtedy robię.
-Jesteś psychiczna, mówię Ci!
-Dziękuję za komplement!
-Proszę, hahahahhhhh, do teraz nie mogę przestać się śmiać!
-Ja staram się zapomnieć.. Myślę, że pani też to zrobi.
-Obstawiam, że nie. Nie ma szans.. Od kiedy chodzisz do tej szkoły, nauczyciele patrzą na naszą klasę jak na psychiatryk.
-eej, to nie moja wina. Czasem mam takie wybuchy.
-Czasem czy 3 razy dziennie?
-Bez przesady. Po prostu czasem nad sobą nie panuję..
-Tak, tak, ty to robisz zawsze.. Nawet jeśli panujesz, jesteś wariatką.
-No cóż, taka już jestem..
-Oczywiście robisz to na lekcjach, przy nauczycielach, bo na przerwach jesteś taka poważna.
-Na przerwach odpoczywam od tych lekcji, po prostu, a po drugie, ee, nie gadajmy już o tym.
I w tym właśnie momencie byłam pod furtką mojego domu.. Pożegnałam się z Kasią i weszłam do domu. Zaczęły się 2 tygodnie leniuchowania i chodzenia w luźnych ciuchach.. Czekałam na to tak długo.. Weszłam do domu i o dziwo tata był w mieszkaniu, spytałam się go czemu nie jest w pracy, odpowiedział mi, że musiał iść do lekarza.
-Coś się stało?
-Nie, chodzi o Ciebie, no wiesz, o tego migdałka.. Zabieg masz po feriach, 7 marca.
-Yyy, zabieg? Że jak?
-No o tym co mówiła pani o lekarza, pamiętasz?
-Nie, nie słuchałam jej, wtedy sprawdzałam tylko czy przypadkiem ta doktorka nie spaliła mi języka..
-Oj Samanta, Samanta-tata popatrzył na mnie i przewrócił oczami.
-No weeź, co to za łyżka była i jeszcze zapalniczką ją brała..
-Hhahahahhh, jaka łyżką?
-No tym, nie wiem sama..
-Dobra, koniec tych głupot.. łyżką, hahahahh.
-Tato, ogarnij się.
-I kto to mówi. Muszę iść do pracy, wrócę..
-..Wieczorem, tak, tak, wiem.
I tak właśnie wyglądały moje ferie.. Od rana do wieczora na laptopie, a właśnie, kupili mi go! W dresach, bluzach ze spiętymi włosami, czyli totalne nieogarnięcie, jak zawsze..
Ale teraz was zdziwię, raz poszłam na zakupy! Oczywiście nie obyło się bez kilkunastu par oczu wpatrzonych na mnie.. Jakiś pies zaczął mnie gonić i wbiegł za mną do centrum handlowego, biegłam jak głupia, a on za mną.. Już myślałam, że zgubiłam go w Deichmannie, a on wszedł za mną.. Ja sobie oglądam buty, a tu pies obok mnie stoi i się gapi. Lepiej nie mówić jak patrzyły się na mnie te sprzedawczynie, jedna spytała się mnie „czy to pani pies?”, a ja jej na to „taa, przyprowadziłam do sklepu z butami psa żeby mi pomógł wybrać, pani zgłupiała?! To nie mój pies”, no, a ona mnie wyprosiła.. No, a pies za mną. Na szczęście w Carrefourze ochroniarze go wygonili, a ja go zgubiłam.. Jak to wyglądało, jedna dziewczyna aż się popłakała ze śmiechu.. Powinnam otworzyć jakiś kabaret. Jestem totalnym nieogarem. Widać mam coś wspólnego z 1D.. oj byśmy się dogadywali..

sobota, 28 stycznia 2012

III ROZDZIAŁ


-Dryyyyyyń!- Odezwał się dzwonek kończący naszą klasówkę, pani aż wyrywała mi ją z ręki, bo nie chciałam oddać, „ale proszę pani, jeszcze chwilka”, „ale proszę” i wymusiłam jeszcze dodatkowe 5 minut.. Kiedy wychodziłam z Sali nie zauważyłam drzwi i na nie wpadłam, pani nie mogła powstrzymać śmiechu, na co ja „taa, bardzo śmieszne”. Wyszłam z klasy i wędrowałam pod matmę do pani okularnicy. Co do klasówki, wszystko napisałam, ale się zobaczy.. Kaszanka chyba czegoś mnie tam nauczył.
I wtedy zobaczyłam GO, chłopaka który mi się strasznie podobał.. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, wolałam chować takie rzeczy w tajemnicy, bez względu na to, że nie był podobny do chłopaków z 1D miał to coś, ale jak ja, taka szara myszka mogę mieć szanse u takiego chłopaka jak on. Kiedy przechodziłam obok niego moja głowa spadła w dół, ale spojrzałam się na niego raz i on na mnie, ochh, to było takie fajne i przyjemne. Nie chciałam z nim chodzić czy coś.. Wolałam go oglądać z daleka, nie interesowałam się chodzeniem z chłopakami, same kłopoty, a po drugie byłam taka nieśmiała, weź tu zrób pierwszy krok… Miałam wiele możliwości na poznanie go, ponieważ znały go dziewczyny z którymi jakoś mi się układało, ale nie chciałam, zawsze miała niską samoocenę o sobie.. Ale z drugiej strony lubiłam moją tajemniczość.
Okazało się, że ma on lekcje obok nas, słuchałam sobie muzyki, siedziałam spokojnie i wtedy zobaczyłam ten jego uśmiech, to było coś, serio COŚ,  ale nie starałam się mu zaimponować, zmienić się.. To wtedy nie byłabym ja, on miał swoje życie towarzyskie, a ja swoje zwykłe. I taka była między nami różnica, no prócz tego, że ja byłam dziewczyną, a on chłopakiem oczywiście. No, ale popatrzeć można..
Kiedy odezwał się dzwonek zapatrzona w niego ocknęłam się i przypomniałam sobie, że będę odpowiadać z matmy, szybko wstałam, wyjęłam zeszyt, ale po chwili powiedziałam sobie w myślach „ee tam, co będzie to będzie”. Weszliśmy do Sali, a ja szyderczo uśmiechnęłam się do matematyczki. Kiedy oznajmiła mi „Pani Samanto, do tablicy!” zaczęłam z nią rozmawiać.. „No, ale proszę pani, nie może mi pani odpuścić? No proszę, bo ja się uczyłam na fizykę, mieliśmy strasznie trudną klasówkę.. matematyczko nasza” i zrobiłam oczka na kotka ze shrek’a, wychodziło mi to całkiem dobrze, bo nauczyciele zazwyczaj się łamali i tak było także teraz.. Niby taka nieśmiała, ale z nauczycielami lubiłam gadać i ich zagadywać aby nie było połowy lekcji.. Ale tam, z dorosłymi to można, kilka uwag to nic.
Minęły mniej ważne dla mnie lekcje i wróciłam do mojego kochanego domku „Wreszcie weekend!” pomyślałam i rozłożyłam się na kanapie, oglądając TV i jedząc chipsy. Miałam iść w sobotę na zakupy, ale kompletnie nie miałam do tego głowy, byłam jakaś zamyślona.. Więc nie poszłam, ee tam, za tydzień ferie, wtedy sobie będę chodzić po sklepach, chociaż i tak wiedziałam, że nie będzie mi się chciało.
Nastała niedziela.. Wstałam, wykąpałam się, ubrałam i poszłam do kościoła, mogłam tam się wyciszyć i nie słuchać tego wszystkiego w domu.. Kiedy już tam dotarłam i usiadłam zobaczyłam, że jakaś starsza pani szuka miejsca, zaproponowałam jej moje, podziękowała mi i poszłam ustać przy bocznych drzwiach i wtedy… wtedy zobaczyłam jego, chłopaka ze szkoły. Stałam kilka metrów za nim, a wtedy on odwrócił się, rozejrzał po kościele i jego wzrok utkwił na mnie, trwało to kilka sekund po czym oderwałam od niego oczy i spojrzałam na podłogę.. To było dziwne. Nie lubiłam tego uczucia, co prawda, byłam przyzwyczajona, że ludzie patrzą się na mnie jak na wariatkę, ale ten wzrok wyrażał co innego, tylko nie mogłam pojąć co.. Po chwili skupiłam się na mszy, że nawet na niego nie patrzyłam, a po niej zrobiłam sobie spacerek po mieście.
Nie lubiłam mojego miasta niedzielą, uliczki był takie puste i ponure.. A tym bardziej, że było zimno, ale uwielbiałam spacerować, wtedy mogłam przemyśleć wiele spraw i pomarzyć sobie o różnych rzeczach.. Byłam wieelką marzycielką, to trzeba przyznać, ludzie powiadali, że „marzenia się spełniają”, ale co do mnie nie liczyłam na to.. Były one takie nierealne.

piątek, 27 stycznia 2012

II ROZDZIAŁ


Polski wreszcie się skończył.. Generalnie nic na nim nie robiliśmy, pani oddawała tylko wypracowania w zeszytach na temat „rozmowa ze śmiercią”. Dostałam 6, oczywiście klasa patrzyła się na mnie jak na jakiegoś kujona.. Ale to co z tego, lubiłam się uczyć, oczywiście na przedmioty humanistyczne, bo fizyka, matematyka i chemia to same zło..
Następny przystanek klasa 011-fizyka.. Powtórzenie do jutrzejszej klasówki, na którą nie chciałam iść i zastanawiam się jakby tu się rozchorować, tak szczerze mówiąc, robiłam to już tyle razy, że rodzice zauważą moją wymyśloną chorobę na wylot, mogłam się także spóźnić, ponieważ fizyka była na pierwszej lekcji, no, ale się zobaczy.
Pozostałe lekcje minęły bez większych problemów, więc kiedy na zegarku wybiła 14.25 rozeszliśmy się do szatni, wzięłam moje ubrania i poszłam do domu.. Oczywiście nikogo nie było, jak zawsze zresztą, rodzice pracowali do późna i nie mieli na mnie czasu, zresztą wolałam siedzieć sama, w ciszy niż wysłuchiwać tych ich wszystkich kłótni.. Tak, moi rodzice się strasznie kłócili, dotyczyło to zazwyczaj pieniędzy i innych głupot.. o których nie miałam ochoty opowiadać.
Oczywiście nie usiadłam od razu do lekcji jak jakiś prymusek.. chociaż mnie za takiego brali. Pooglądałam tv, zjadłam płatki, pograłam w Xboxa i wreszcie zasiadłam do odrabiania lekcji. Szczerze mówiąc poszło mi to szybko i sprawnie. Musiałam przyłożyć się do matmy, bo jutro będzie mnie pytała za dzisiejszy wybryk, zresztą już 3 raz w tym tygodniu. Kurde, to nie moja wina, że miałam 3 razy w tygodniu matmę na pierwszej lekcji, czasem robiłam jej na złość i specjalnie nie przychodziłam.. A wtedy szła do wychowawczyni i zaczynała się „ta rozmowa”
Na 17.00 miałam korki z fizyki, musiałam się przyłożyć do klasówki, bo wtedy dostanę laptopa kurde, ale kompletnie nic mi nie wchodziło do głowy. No dobra, ale poszłam do mojego kochanego pana, którego uwielbiałam. Gdyby uczył mnie w szkole to przychodziłabym na tą lekcję z przyjemnością. Pośmialiśmy się, pożartowaliśmy, jeszcze do tego pomógł mi odrobić z chemii. I zaczęła się nauka.. Nic nie rozumiałam, ale po chwili tak mi to zaje***** przetłumaczył, że zrozumiałam wszystko, odgrywał jakieś durne scenki co  tak mnie rozśmieszyło, że prawie zakrztusiłam się ze śmiechu..
Wróciłam do domu, trochę ogarnęłam pokój.. Bo był w nim, nawet nie wiem jak to nazwać. Poszłam do sklepu po chipsy, bo nie jadłam nich od tak dawna, że nie wiem.. I wreszcie usiadłam do mojego kochanego komputerka, weszłam na upragniony od rana twitter i zaczęło się pisanie z ludźmi, lubiłam to.
Dochodziła 21, a ja siedziałam dalej sama. I dobrze, mogłam się powygłupiać, pośpiewać, to znaczy pofałszować piosenki chłopaków i potańczyć. Tak poza tym pisałam na gadu-gadu z dziewczynami z tt, z moim Fistaszkiem, Madison, Karoliną, Patrycją, Kamilą oraz Malikową.. Były super, kochałam z nimi pisać, ale dzieliło nas tyle kilometrów.. I to było najgorsze. Posiedziałam sobie jeszcze do 21.30 i postanowiłam się wykąpać i wreszcie ogarnąć moje włosy i je umyć.. A co do nich, miałam loki, sięgające mi prawie do łokci, czasem je lubiłam, a w szczególności kiedy mi je chwalili, ale dla mnie to były normalne włosy, tylko, że kręcone, byłam pani Stylesowa kurde, bo Harry też miał loczki.
Przygotowałam sobie piżamkę, tym razem niebieską i weszłam pod prysznic, kiedy skończyłam cała łazienka była zalana. Kurde, czy muszę to zawsze robić? Wytarcie tego miejsca zbrodni zajęło mi chyba z 15 minut, mokre ręczniki walnęłam do kosza.. I zaczęłam czesać swoje włosy, co nie wychodziło mi za dobrze, no, ale cóż, musiałam trochę pocierpieć.
Siedziałam w łazience dobrą godzinę, umyłam także ząbki, wy kremowałam się i wreszcie wyszłam. Moi rodzice wrócili i jak zawsze zresztą siedzieli w osobnych pokojach.. I do którego tu iść? Nie poszłam do nikogo, wykrzyczałam na cały dom „cześć” i schowałam się w swoim pokoju.. Przygotowałam sobie ubrania, (a jednak jest we mnie coś z Zayn’a!) i jeszcze powtórzyłam sobie z tej fizyki.. no cóż, muszę iść, nie chce mieć zaległości. Pewnie pan Kaszanka (tak nazywałam korepetytora od fizyki) zadzwonił do mojego taty i powiedział o klasówce, przyjaźnili się, czasem mnie wkurzali, no, ale cóż, przynajmniej mój ojciec miał przyjaciela.
Położyłam się, przykryłam kołderką, kocem i ustawiłam sobie budzik. Zaczęłam gadać do mojego telefonu:
-Jeśli nie obudzisz mnie jutro o 7 to Cię walnę o ścianę.. Mówię serio.
Po czym pocałowałam mojego misia Harolda i poszłam spać… (Zzzz..)
Budzik mnie obudził-JEA-Chyba się wystraszył-pomyślałam. No dobra, ubrałam się w moje przygotowane wcześniej ubrania, rozpuściłam włosy bo o dziwo, dzisiaj wyglądały przyzwoicie i poszłam na posiłek. Mój tata jest kochany, zrobił mi kanapki, herbatkę i włożył sałatki na śniadanie. Kiedy zjadłam, umyłam ząbki, ubrałam się i tym razem nie zapomniałam założyć butów.. Jeszcze na pożegnanie tata dał mi kopa, mówiąc, że to „na szczęście” i poszłam do szkoły. Spokojnie na 7.45 weszłam na korytarz i był zapełniony ludźmi (WRESZCIE!) rozebrałam się, zmieniłam buty i poszłam pod salę. Zaczęłam sobie przypominać wszystko, ale po 5 minutach skończyłam, bo usłyszałam jakieś krzyki. Okazało się, że nasz klasowa grupka dziewczyn kłóci się o jakiegoś chłopaka, postanowiłam tam podejść, bo zaraz zaczęły by się bić. No, ktoś tu musi być mamusią, Liam Dadddy Direction, a ja Sami mummy. Coś to nie pasuję, no, ale dobra..
-Eeej, dziewczyny, opanujecie się, co się stało?
-Nie Twoja sprawa.
-Dobra, już idę..
-Poczekaj.. Bo chodzi o to, że ona zabrała mi chłopaka..
-Tego Damiana?
-Jakiego?
-No wiecie, garbusa (zawsze jak przechodził obok mnie tak do niego mówiłam)
-Nie.. No co Ty.. Chodzi o Przemka, tego z II klasy.
-aaa, wiem, więc Karolina, po cholerę zabierałaś jej tego Przemka?
-Żeby się zemścić, ona mi ostatnio odbiła Michała..
-Ty też się chciałaś kurde zemścić? Masz Przemka, po co odbijałaś jej Michała?
-Bo mi wtedy nie układało się z Przemkiem i jak zobaczyłam jacy są szczęśliwi.. To coś we mnie weszło..
-W każdym związku są wzloty i upadki.. To, że się nie układa, nie znaczy, że możesz robić swojej przyjaciółce takie świństwa.
-Że komu?! Przyjaciółce? Pff, nie przyjaźnię się już z nią..
-A ja z Tobą.
I gdy chciały odejść pociągnęłam obie za uszy i przysunęłam do siebie,a wtedy krzyknęły "auuu" i kazałam na spokojnie porozmawiać. Po jakiś 5 minutach były pogodzone, podeszły do mnie i powiedziały:
-Dziękuję loczku.
-Nie ma za co, odpowiedziałam uśmiechając się.
Tak, tak, właśnie takie problemy były w mojej klasie…Szczerze mówiąc, nie rozumiałam ich, Dziewczyny kłócące się o chłopaków, o koleżanki i o to która jest ładniejsza.. Nie interesowały mnie takie rzeczy, a jeśli nie byłaś „cool” nie znajdziesz przyjaciółki, ale ja zawsze sobie mówiłam, że nie zmienię się dla innych, poczekam na taką osobę, która mnie zaakceptuje w pełni. Zazwyczaj w klasie byłam rozwiązywaczem problemów, ale szczerze mówiąc, pasowało mi to, bo lubiłam pomagać ludziom, po prostu byłam inna od tej klasy i szkoły.. i nie potrafiłam się zmienić.
No i nadeszła ta chwila grozy.. Wybiła 8.00, kiedy usłyszałam dzwonek ciarki przeszły po moim ciele.

czwartek, 26 stycznia 2012

I ROZDZIAŁ


-O cholera!- powiedziałam zaspanym głosem..
Tak, tak. Znowu spóźniłam się do szkoły, w tym tygodniu to już chyba 4 raz. Widać ten cholerny budzik aż tak bardzo mnie nie lubi, ech, no, ale nieważne, a więc podniosłam się i jeszcze raz spojrzałam na zegarek. Była 7.47, a ja siedziałam na łóżku w różowej piżamce ze snoopiego, z nieogarniętymi włosami i ogólnie.. całą mną.
Kurde –pomyślałam-Czemu nie mogę przygotowywać sobie ubrań wieczorem jak Zayn na przykład.. Wtedy poszłam do mojej szafy i o dziwo w 3 minuty moje ubrania były gotowe: Założyłam swój ulubiony granatowy sweterek (nazywałam go Haroldowym, ponieważ Harry miał podobny), jeansy  i poszłam do łazienki.. I to co zobaczyłam w lustrze mnie przeraziło. Każdy włos w inną stronę, więc zrobiłam sobie koczka, umyłam ząbki i przemyłam twarz zimną wodą, co niestety nie pomogło. 
Weszłam na przedpokój, włożyłam kurtkę, szalik, czapkę, rękawiczki, wzięłam plecak i poszłam do szkoły. Kiedy dochodziłam do furtki miałam jakoś wyjątkowo mokro w butach.. taa, chciałam iść do szkoły w kapciach. Weszłam szybko z powrotem do domu, zmieniłam skarpetki, założyłam kozaki i słuchając 1D zaczęła się moja droga do szkoły.. Nie była długa, bo trwała jakieś 3 minuty.. Kiedy do niej wpadłam zobaczyłam tylko puste korytarze i zamkniętą już szatnię.. - „Fuck”-pomyślałam i poszłam do Sali. „Tylko jaka sala cholera?!” ochh, musiałam cofnąć się i zobaczyć plan. Dobra, pierwsza matma w 102.
Kiedy byłam już obok klasy usłyszałam jak pani sprawdza listę, akurat zatrzymała się na moim imieniu, wyglądało to mniej więcej tak:
-Samanta…
-Jestem proszę pani! - wbiegłam do Sali jak jakaś idiotka w kurtce, czapce, rękawiczkach i szaliku spadającym aż do ziemi na którym się poślizgnęłam i przejechałam przez kawałek Sali... O dziwo, przy moim pechu, nie przewróciłam się.. No tak, nie jestem Harrym- pomyślałam.
Pani spojrzała się na mnie w tej chwili tak jak i reszta klasy jak na wariatkę z zakładu psychiatrycznego.. Zbytnio mnie to nie przejęło, w końcu da się do tego przyzwyczaić, oczywiście moja jakże kochana matematyczka postawiła mi spóźnienie, za które odpowiedziałam tylko z sarkazmem „dziękuję bardzo”, na co ona popatrzyła na mnie tym swoim okularowym wzrokiem.
Nie zdjęłam kurtki bo było mi w niej bardzo ciepło, czapkę tak, bez względu na to, że ciągle buszuję w niej po domu, bo tak chyba nakazywała kultura… Szalik, na którym mało co się nie zabiłam odłożyłam do plecaka, a po jakiś 10 minutach pisania zobaczyłam, że na moich rękach są rękawiczki, szczerze mówiąc było mi w nich cieplusio, więc nie zdjęłam ich.
Wreszcie nastał upragniony dzwonek na przerwę, kiedy szłam przez korytarze ludzie dziwnie na mnie zerkali, na co odpowiadałam tym samym.. OO Tak! Szatnia była w końcu otwarta! Zdjęłam wszystko, zmieniłam buty i poszłam odnieść do szatni z wyjątkiem czapki w której buszowałam po szkole podobnie jak Lou po mieście i to jeszcze w lato..
A więc teraz już spokojna i opanowana szłam po schodach pod salę 112 na język polski. Na szczęście polonistka mnie lubiła, bo pisałam jej jak to ona mówiła „bardzo interesujące opowiadania”. Lubiłam pisać, to sprawiało uśmiech na mojej twarzy, kiedy zobaczyłam grupki klasowe dziewczyn siedzące przy ścianie i chichrające się z ludzi nie miałam zamiaru do nich podchodzić, tak naprawdę nie miałam w tej szkole, ani w mieście najlepszej przyjaciółki, co do koleżanek to albo okazywały się zwykłymi laluniami albo zostawiały mnie dla innych mówiąc tylko „Nie masz tego czegoś”.
Usiadłam sobie przy oknie i zaczęłam słuchać One Direction, jak już pewnie zauważyliście byłam ich fanką, ooj, wielką fanką. Kiedy na nich patrzyłam zawsze się uśmiechałam co nieczęsto w tej szkole robiłam, po prostu 5 chłopaków bez względu na to, że ich nie znałam poprawiało mi humor jak nikt inny.

Wprowadzenie ;)

Dobra, a teraz krótkie wprowadzenie. ;)

A więc tak, chciałabym tutaj zamieszczać historię opowiadającą o życiu zwykłej nastolatki, której nie za bardzo się układa, ale pomimo tego jest silna i walczy. Nazywa się Samanta i mieszka od urodzenia w Polsce, nie ma rodziny za granicą, ale marzy o wyjeździe do Londynu. Jest tutaj także wątek o brytyjskim zespole One Direction, lecz wpłynie on później.Na początek chce abyście poznali Samantę i zobaczyli jaka jest.


W pisanie tego wkładam naprawdę całą siebie, to moja pasja. Zawsze marzyłam o napisaniu opowiadania i się spełniło.. To prawda, boję się porażki, ale do odważnych świat należy.


Bardzo wam dziękuje za czytanie tego bloga, bo naprawdę to sprawa mi wielką radość oraz za komentarze. Bardzo mi na nich zależy, bo chce poznać wasze zdanie o tym co piszę.


A więc, ZACZYNAMY.. ;)

I rozdział dam na pewno wieczorem. <3